Król terenówek na prąd – Mercedes-Benz G580 z technologią EQ
Czy elektryczny G-Wagen to nadal prawdziwy Gelenda? Sprawdzamy, co się zmieniło, a co pozostało niezmienne w najbardziej kultowym SUV-ie Mercedesa.

Idzie nowe... Mercedes-Benz klasa G
Kiedy Mercedes-Benz ogłosił, że przenosi legendarną klasę G w erę elektromobilności, reakcje były – delikatnie mówiąc – mieszane. Bo jak to? Gelenda bez ryku silnika V8, bez tej mechanicznej surowości, która od dekad czyniła ją ulubieńcem i arystokracji, i off-roadowców? Ale oto jest – G580 z technologią EQ, czyli pierwszy w pełni elektryczny G-Wagen. I co najciekawsze: Mercedes zrobił to z głową.
Stare dobre kształty, nowa treść
Zacznijmy od wyglądu, bo to on – jak zawsze w przypadku klasy G – robi pierwsze wrażenie. I tu dobra wiadomość dla purystów: G580 wygląda niemal identycznie jak jej spalinowy odpowiednik. Kanciaste nadwozie, okrągłe reflektory, monumentalny grill – wszystko na miejscu. Drobne zmiany aerodynamiczne? Tak, są – ale raczej kosmetyczne. No i zamiast koła zapasowego na tylnej klapie mamy elegancką skrzynkę cargo (choć tradycyjny „look” nadal można sobie zamówić).
To, co zrobił Mercedes, to ewolucja, nie rewolucja – i to czuć na każdym kroku. W świecie, gdzie producenci często na siłę zmieniają wszystko, marka ze Stuttgartu zachowała zdrowy rozsądek. Chapeau bas.

Kabina: luksus po niemiecku, ale z prądem
W środku? Czysty Mercedes-Benz XXI wieku. Luksusowy, ale funkcjonalny. Materiały wysokiej jakości, cyfrowy kokpit, Apple CarPlay, własny system MBUX, a do tego przestrzeń, w której można się poczuć jak w domu – nawet jeśli ten „dom” to alpejska chata z widokiem na śnieżną dolinę.
EQ-wpływy są widoczne, ale nie przytłaczające. To nadal wnętrze terenówki z klasą – tylko bardziej nowoczesne. Miłym akcentem jest fakt, że mimo cyfryzacji, G580 nadal zachowuje pewną surowość i ergonomię. Nie jest to więc plastikowy salonik na kołach, tylko miejsce gotowe na wyprawę – także tę poza utarte szlaki.

Cztery silniki i G-Turn, czyli magia pod podłogą
Największe zmiany – rzecz jasna – kryją się w napędzie. Zamiast potężnego V8 mamy cztery silniki elektryczne, po jednym na każde koło. Brzmi przesadnie? Być może. Ale efekt to niesamowita kontrola trakcji i możliwości terenowe, które na papierze wyprzedzają nawet klasyczne G-Wageny.
Mercedes dorzucił też kilka smaczków z kategorii „to nie żart”: G-Turn, który pozwala autu obracać się wokół własnej osi niczym czołg (dosłownie), oraz G-Steer, ułatwiający manewry przy niskich prędkościach. Te patenty są równie przydatne na górskim szlaku, co podczas parkowania w ciasnym garażu podziemnym w centrum Warszawy.
Na asfalcie G580 jeździ z typową dla EV dynamiką – moment obrotowy dostępny od zera, płynne przyspieszanie, brak hałasu. Czuć wagę auta, ale komfort prowadzenia i jakość zawieszenia skutecznie to maskują. Nieco szkoda, że rekuperacja nie pozwala na pełną jazdę „na jednym pedale”, ale to detal.
Zasięg? Zaskoczeń nie ma
Tu dochodzimy do sedna: zasięg. 239 mil, czyli nieco ponad 380 kilometrów. Na tle konkurencji to raczej dolna granica, ale trudno mieć pretensje – cztery silniki swoje potrzebują, a Mercedes nie projektował tego auta jako typowego daily do biura. Dla wielu właścicieli Gelendy (zwłaszcza tych w Dubaju, Monako czy na warszawskim Żoliborzu) to i tak aż nadto.
Cena, czyli tradycja zobowiązuje
No i wreszcie pieniądze: startujemy od 161 500 dolarów (w przeliczeniu ok. 650–700 tys. zł). Czy to dużo? Tak. Czy to przesada? Może. Ale umówmy się – klasa G nigdy nie była dla wszystkich. To auto, które od zawsze łączyło prestiż z autentycznymi możliwościami terenowymi. I właśnie dlatego – nawet w wersji elektrycznej – nie traci swojego DNA.
Gelenda, tylko na prąd
Mercedes-Benz G580 udowadnia, że elektryfikacja nie musi oznaczać utraty charakteru. To nadal G-Wagen – może nawet bardziej nowoczesny, ale bez zadęcia. Auto, które potrafi przejechać przez potok, obrócić się w miejscu i przy tym zaoferować komfort limuzyny. Nie jest to rewolucja – i całe szczęście. To przemyślany krok naprzód w duchu Gelendy.
Jeśli więc ktoś pyta: „czy elektryczna Gelenda to jeszcze prawdziwa Gelenda?” – odpowiadam: jak najbardziej tak. Tylko ciszej.

Twój komentarz został przesłany do moderacji i nie jest jeszcze widoczny.
Sprawdzamy, czy spełnia zasady naszego regulaminu. Dziękujemy za zrozumienie!

Hyundai IONIQ 6 N – Nowa era elektrycznych emocji na Festiwalu Prędkości w Goodwood

Kierowca Mercedesa przez kilka dni terroryzował autostradę A4. Trafił do szpitala psychiatrycznego

Z telefonem w ręce pędził przez Warszawę 380 km/h

Czy kalkulatory OC online są wiarygodne?

Volvo XC60 przebija legendę i zostaje najlepiej sprzedającym się modelem w historii marki