Policja rozbiła gang, który wystawiał fikcyjne przeglądy. To tylko wierzchołek góry lodowej
Policjanci z Podkarpacia właśnie rozbili gang, który zrobił sobie niezły biznes z "lewych przeglądów". W efekcie dwuletnich działań śledczych zatrzymano czterech diagnostów. Jednak to, co ujawniła policja, to dopiero cząstka problemu, który dotyczy polskich dróg - a konkretnie tego, jakie auta po nich jeżdżą.

Jak działałał ten gang?
Od 2023 roku policjanci z Wydziału do Walki z Korupcją KWP w Rzeszowie pod nadzorem Prokuratury Regionalnej w Rzeszowie zbierali dowody przeciwko czterem diagnostom z powiatów przemyskiego i jarosławskiego.
Mechanizm działania był prosty:
- Klient dawał dowód rejestracyjny, informacje o stanie licznika i gotówkę.
- Diagności wpisywali fałszywe dane do systemu CEPiK i drukowali zaświadczenia – bez oględzin auta.
- Samochody, często w fatalnym stanie technicznym lub poskładane z kliku innych, trafiały na drogi bez odpowiedniej kontroli.
W sumie zatrzymano 18 osób – czterech diagnostów i czternaście osób, które poświadczyły nieprawdę lub brały udział w procederze. Wśród podejrzanych są mężczyźni w wieku od 39 do 57 lat. Obecnie usłyszeli zarzuty dotyczące przyjmowania korzyści majątkowych oraz poświadczenia nieprawdy w dokumentach.
W oficjalnym komunikacie podkarpackiej policji czytamy jasno:
„Policjanci z Wydziału do Walki z Korupcją Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie, prowadzą śledztwo pod nadzorem Prokuratury Regionalnej w Rzeszowie w sprawie przyjmowania przez diagnostów korzyści majątkowych i poświadczenia nieprawdy w dowodach rejestracyjnych. Policjanci przerwali przestępczy proceder zatrzymując do sprawy czterech podejrzanych. Po ogłoszeniu zarzutów wobec mężczyzn zastosowano wolnościowe środki zapobiegawcze. Grozi im kara do 10 lat pozbawienia wolności."
Śledztwo pokazało, że nie były to jednorazowe występki, a dobrze zorganizowany biznes. Materiał dowodowy został zbierany przez dwa lata, a wśród zatrzymanych znaleźli się nie tylko diagności, ale i osoby podsuwające fałszywe zeznania pod przysięgą.
Po polskich drogach jeżdżą trumny na kółkach
Niestety to nie jest odosobniony przypadek. Odkryty proceder, to tylko wierzchołek góry lodowej, tego co dzieje się w warsztatach, komisach i pseudo-stacjach diagnostycznych. Po naszych drogach krążą samochody z cofniętym licznikiem, auta „auta po stłuczce” z pięcioma VIN-ami, albo cuda techniki złożone z trzech innych wraków. W teorii mają przegląd i są sprawne. W praktyce – nie miały prawa wyjechać na drogę.
Jak długo jeszcze będziemy udawać, że wszystko działa? Że każdy samochód z aktualnym przeglądem to gwarancja bezpieczeństwa? Skoro niektóre SKP to zwykłe fabryki pieczątek, w których nikt nie zadaje pytań, bo to napędza ilość klientów? Niektóre z tych aut to po prostu zagrożenie – nie dlatego, że są stare, ale dlatego, że nikt nie sprawdził, czy działają.
Tylko naiwni wierzą, że to koniec
Diagności zostali zatrzymani. Komunikat opublikowano. I co? Na pewno nie wolno nam myśleć, że były to czarne owce w morzu uczciwości. Oczywiście – duża część SKP to uczciwe placówki. Ale jest też sporo stacji, w których wchodzisz, wychodzisz z papierem – bez zbędnych pytań. Jednak podczas krytycznych sytuacji na drodze na nic się zda „lewy przegląd” – jak auto będzie musiało chronić nasze ciało przed obrażeniami.
A handlarze? Tu dopiero dzieją się cuda. Spawany próg? Brak informacji. Brak poduszek powietrznych? A komu to potrzebne. Byle się świeciło i odpalało. Reszta jest nieważna.
To niewątpliwie systemowa choroba, która naprawdę ciężko uleczyć. A przecież każdy z nas chce jeździć bezpiecznie po drogach. Jednak miejmy nadzieje, że w końcu państwo znajdzie na to sposób.
Twój komentarz został przesłany do moderacji i nie jest jeszcze widoczny.
Sprawdzamy, czy spełnia zasady naszego regulaminu. Dziękujemy za zrozumienie!

Prokuratura umorzyła sprawę kierowcy, który jechał ponad 350 km/h przez Warszawę

Na hulajnodze i rowerze tylko w kasku! Właśnie zapadła decyzja

Kierowca Mercedesa przez kilka dni terroryzował autostradę A4. Trafił do szpitala psychiatrycznego

Z telefonem w ręce pędził przez Warszawę 380 km/h

Potrzeba matką wynalazków. Afgańska klimatyzacja wielostrefowa na wodę i taśmę klejącą