Sentinel Północny – najbardziej odizolowane miejsce na świecie?
Na środku Oceanu Inyjskiego istnieje wyspa, gdzie czas zatrzymał się na dobre. Sentinel Północny to miejsce, którego mieszkańcy nie chcą mieć nic wspólnego z resztą świata — i pokazują to za sprawą łuków oraz włóczni. Każdy, kto próbował się zbliżyć, musiał uciekać, kończył z raną...albo zostawał tam na zawsze. Co kryje ten zakazany skrawek ziemi?

Sentinelczycy – kim są mieszkańcy wyspy?
Sentinelczycy – jedno z ostatnich plemion na Ziemi, które nigdy nie miało kontaktu ze współczesną cywilizacją. Ilu ich jest? Niestety, ale nikt nie jest w stanie tego wskazać – mówi się o 50, może 200 osobach. Jedno jest pewne – nie znają naszego świata i nie chcą go poznać. Indie już w 1956 roku zakazały zbliżania się do wyspy – wszystko po to, by ochronić ich autonomię. Dziś każda łódź, która podpłynie zbyt blisko, ryzykuje nie tylko aresztem, ale także ostrzałem z łuku.
Pierwsze próby „przyjaznego kontaktu” – lata 70., 80. i 90.
Pierwszy kontak z tubylcami miał miejsce w 1880 roku. Brytyjczycy pojmali wtedy sześć osób – dwóch starców i czworo dzieci. Starsi mieszkańcy umali w wyniku braku odporności, a dzieci zostały odstawione na wyspę z darami. Kolejnych prób nie przeprowadzano.
Dopiero lata 70. przyniosły pierwsze zorganizowane wyprawy badawcze na Sentinel Północny. W 1974 r. ekipa National Geographic, wspierana przez antropologa Triloknatha Pandita i policyjny oddział wylądowała tam helikopterem. Przywieźli żywność oraz użyteczne przedmioty. Spróbowano zbliżyć się do plemienia, ale Sentinelczycy odpowiedzieli strzałami z łuków, a jedna ze strzał raniła operatora w udo.
Analogiczne próby miały miejsce w 1981 r. podczas osadzenia się statku Primrose na rafie koralowej. Spotkały one z agresywną reakcją miejscowych. Załoga jednak została uratowana. W 1991 r. próbowano bardziej subtelnego podejścia do Sentinelczyków. Uczestnicy pokojowej wyprawy weszli do wody i ofiarowali tubylcom liczne prezenty. Po kilku dostawach kokosów badacze zdecydowali się wracać na statek, ponieważ jeden z Sentinelczyków mierzył do nich z łuku. Do lat 90. większość prób kontaktu kończyła się identycznie – groźne wymachiwanie włóczniami, strzały i szybki odwrót badaczy.
Kolejne incydenty na wyspie
W 2004 roku helikopter przybył sprawdzić, czy mieszkańcy przeżyli tsunami – Sentinelczycy oddali strzały wprost w helikopter. W czerwcu 2006 r. dwóch indyjskich rybaków, którzy zbliżyli się zbyt blisko na tratwie, zostało zabitych przez tubylców, a Indian Coast Guard zorganizowała poszukiwania ofiar, ale została odprawiona salwami z łuku. Również w 2006 r. użyto helikoptera do sprowadzenia ich ciał – Sentinelczycy ostrzelali go, uniemożliwiając lądowanie.
Natomiast w 2018 r. misjonarz John Allen Chau, 26-latek z USA postanowił złamać zakaz i zaryzykować. Dostał się kajakiem na wyspę, próbował rozmawiać o Bogu i podarować prezenty, ale Sentinelczycy nie byli skorzy do rozmów. Jego ciało pogrzebano na brzegu, a indyjskie władze zarejestrowały sprawę zabójstwa przeciwko nieznanym sprawcom. Jednak sam misjonarz wiedział, z czym musi się liczyć.
Nieodpowiedzialna próba youtubera w 2025 roku
W marcu 2025 r. na wyspę przybył amerykański youtuber Mykhailo Viktorovych Polyakov, który dopłynął tam pontonem bez pozwolenia – z kokosem i puszką coli zero. Filmował swoją „misję”, zbierał próbki piasku, dmuchał gwizdkiem, ale nie doczekał się reakcji plemienia. Po powrocie został natychmiast aresztowany przez indyjską policję – grozi mu do ośmiu lat więzienia. Wielu ekspertów nazwało jego zachowanie „głupotą”, ostrzegając, że nie tylko ryzykował życiem, ale także mógł narazić zdrowie Sentinelczyków. Mimo że nie doszło do kontaktu, incydent pokazuje, że mieszkańcy reagują tylko wtedy, gdy czują zagrożenie.
Dlaczego są odizolowani i czy kiedykolwiek to się zmieni?
Sentinelczycy to jedna z niewielu społeczności, które żyją w permanentnej izolacji. Nie mają odporności na powszechnie panujące choroby, dlatego zwykła infekcja wirusowa może stanowić dla nich śmiertelne zagrożenie.
Indie utrzymują stały patrol straży przybrzeżnej, by chronić plemię i uniemożliwiać turystom czy badaczom lądowanie – deklarują, że nie będą ingerować w ich życie, nawet jeśli Sentinelczycy zabiją tubylca intruza.
Sentinel Północny nie powinien być wyzwaniem dla podróżników – to żywa wspólnota, która udowadnia, że ograniczona globalizacja może przetrwać wieki. Ich historia to ostrzeżenie dla świata: nie wszystko należy zmieniać, dotykać czy dokumentować.
Twój komentarz został przesłany do moderacji i nie jest jeszcze widoczny.
Sprawdzamy, czy spełnia zasady naszego regulaminu. Dziękujemy za zrozumienie!

Cenzura na Steamie: dlaczego gracze stawiają opór i co tak naprawdę się dzieje?

Battlefield 6 na horyzoncie [TRAILER]

Rosyjski polityk zagłosował 11 razy. Problem w tym, że od godziny już nie żył

Tablice alimentacyjne zaproponowane przez Ministerstwo Sprawiedliwości wywołały burzę w sieci

Włosi wprowadzili karę dożywotniego więzienia za zabójstwo kobiet