Graliśmy w nową Twierdzę Krzyżowiec edycję ostateczną. Jest dobrze!
Firefly Studios zrobiło coś, czego mało kto dziś oczekuje po remasterze – zamiast banalnej kosmetyki i kilku błyszczących shaderów, dostaliśmy kompleksową, przemyślaną edycję kultowej strategii z 2002 roku. „Twierdza: Krzyżowiec – Edycja Ostateczna” to nie nostalgia na sterydach, ale też dowód na to, że klasyki da się odświeżyć bez kastracji ich tożsamości.

Bez filtrów, za to z wyczuciem
Grafika jest ładniejsza, to fakt. Ale na próżno szukać tu rewolucji. Na pierwszy rzut oka – to wciąż ta sama, surowa, kanciasta grafika, jaką pamiętamy sprzed dwóch dekad. I… bardzo dobrze. Toporna oprawa, chropowate animacje, dziesiątki identycznych chłopów na ekranie – to część DNA tej serii. Firefly nie wpadło w pułapkę „upiększania na siłę”, zamiast tego skupiło się na tym, co naprawdę wymagało odświeżenia: mechanice, zawartości i wygodzie gracza.
Bo najważniejsze zmiany są pod powierzchnią. Zadbano o przebudowę interfejsu, poprawiono błędy logiczne z oryginału, a nawet zaktualizowano AI, które teraz reaguje szybciej i zdecydowanie agresywniej. Nowi przeciwnicy nie odkryją Ameryki, ale potrafią zaskoczyć i skutecznie pokrzyżować plany nawet doświadczonym graczom. Twierdza z 2001 była dziś już zbyt łatwa – „Krzyżowiec: DE” przypomina, że strategia ma boleć.
Cztery razy więcej – rozmiar w końcu ma znaczenie
Największy prezent dla fanów? Nowe, ogromne mapy – do 800×800 kratek. To czterokrotne powiększenie względem oryginału. Od lat społeczność błagała o więcej przestrzeni, by rozwinąć skrzydła – i tym razem Firefly wyszło im naprzeciw. Nowe mapy oznaczają nie tylko epickie oblężenia, ale też zupełnie nową jakość w planowaniu: rozmieszczenie gospodarstw, dróg i murów wreszcie może przypominać prawdziwe miasto, a nie ciasny przysiółek między skałami.
Do tego dochodzi system rankingowy – możemy porównać nasze wyniki z innymi graczami, co daje nowe powody do rywalizacji i powrotów do tych samych scenariuszy.
Więcej niż tylko remaster
Wbrew trendom, Firefly nie ograniczyło się do „liftingu”. Zespół dorzucił dwie kampanie historyczne, cztery nowe szlaki potyczek i – co istotne – osiem świeżych jednostek Beduinów, z unikalnymi zdolnościami. A to nie są tylko dekoracje – każda z nich wymusza rewizję dotychczasowych taktyk. Dodatkowo pojawiło się czterech nowych lordów AI, których zachowania wymagają zupełnie innego podejścia w potyczkach. W praktyce: znajome scenariusze potrafią zaskoczyć nawet starych wyjadaczy.
Pustynna logika i chłodna kalkulacja
Trzon rozgrywki pozostał niezmieniony – i chwała za to. Nadal musimy dbać o morale poddanych, wycisnąć ostatni skrawek zieleni na farmy i chronić nasze centrum dowodzenia grubymi murami i przemyślanym ogniem krzyżowym. Każda decyzja ma znaczenie. Wybaczcie – tu nie ma miejsca na chaotyczne klikanie. Twierdza nadal wymaga planowania, logistyki i opanowania. I choć wygląda jak relikt, to gameplay’owo zostawia większość współczesnych RTS-ów w tyle.

Roadmapa, która napawa optymizmem
Co ciekawe – to dopiero początek. Firefly obiecało już dwie duże darmowe aktualizacje i płatne DLC z kolejnymi kampaniami i przeciwnikami. Studio ma też pracować nad edytorem AI, dodatkowymi scenariuszami ekonomicznymi oraz jeszcze większą personalizacją potyczek. Wszystko to sugeruje, że DE to nie tylko jednorazowy strzał, ale inwestycja w przyszłość marki.

Twój komentarz został przesłany do moderacji i nie jest jeszcze widoczny.
Sprawdzamy, czy spełnia zasady naszego regulaminu. Dziękujemy za zrozumienie!

Prawie wszystko, co chcielibyście wiedzieć o Grunwaldzie, ale oglądaliście tylko „Krzyżaków”

Zmarł Bas Tajpan – muzyk z Dąbrowy Górniczej miał 47 lat

David Fincher reżyserem amerykańskiej wersji „Squid Game”?

"Stranger Things" dobiega końca – mamy pierwszy zwiastun finałowego sezonu

Pan Irek z Chorzowa i siła internetu. Jak stał się najbardziej popularnym taksówkarzem w Polsce?