EA FC 26 – stara FIFA w nowym dresie [RECENZJA]
EA FC 26, pełna sprzeczności odsłona serii – z dynamicznym atakiem, trudniejszą manualną obroną i wiecznie frustrującym, ale wciągającym Ultimate Team. Sprawdźcie sami!

EA FC 26 naszymi oczami…
No to mamy kolejną odsłonę. EA Sports FC 26. Oficjalnie: „następca FIFY”. W praktyce? Ten sam kebab, tylko w nowym opakowaniu. Gramy dalej, a seria wciąż żyje na tych samych fundamentach – piłka, dwie drużyny i emocje, które kończą się tym, że albo tańczysz zwycięskiego moonwalka po pokoju, albo masz ochotę wyrzucić pada za okno.
Owszem, jest parę zmian. EA udaje, że stara się pogodzić dwa światy: szybkie, lekkie, arcade’owe granie – i to bardziej symulacyjne, dla ludzi, którzy lubią posiedzieć nad taktyką. Tylko że my, starzy wyjadacze, i tak wiemy, że najważniejsze pytanie brzmi: czy da się dalej krzyczeć do telewizora tak samo głośno, jak w zeszłym roku?
Obrona, czyli koniec autopilota
Tu dochodzimy do największej bomby. W EA Sports FC 26 obrona jest znacznie bardziej manualna niż w poprzednich odsłonach. Skończyły się czasy, gdy sztuczna inteligencja robiła robotę za nas – wystarczyło tylko lekko przytrzymać guzik, a komputer sam przepychał napastnika i odbierał mu piłkę. Teraz trzeba się naprawdę napocić. Pilnować pozycji, wchodzić w odbiór w dobrym momencie, czytać grę tak, jakbyś był trenerem, a nie tylko klikaczem.
I właśnie ta zmiana mocno podzieliła graczy. Jedni płaczą, że obrońcy stali się bezużyteczni, a mecze zamieniły się w festiwal bramek i nudne 5:4. Drudzy mówią: „wreszcie!”, bo teraz faktycznie liczy się skill, a nie to, jak bardzo pomoże ci AI. Ja jestem gdzieś po środku – niby fajnie, że trzeba ogarniać, ale jak po raz kolejny mój obrońca patrzy się w piłkę jak w UFO, a rywal wjeżdża do bramki jak na autostradzie, to ręce opadają.
Ultimate – czyli płacisz więcej, żeby szybciej się denerwować
EA dobrze wie, jak doić graczy. Wersja Ultimate to klasyka – płacisz 25% więcej i co dostajesz? Tydzień wcześniejszego dostępu, paczkę FC Points w ratach, przepustkę premium i iluzję, że masz przewagę nad innymi. To taki „pakiet VIP” dla desperatów. I tak, też go kupiłem. I tak, też tego żałuję. Ale człowiek zawsze znajdzie wymówkę – bo tydzień wcześniej, bo może wpadnie jakaś kozacka karta, bo nie będę gorszy od kolegów. A potem i tak kończysz wściekły, bo w pierwszej paczce masz srebrną kartę z ligi belgijskiej.
Kanapa kontra piekło Ultimate Team w FC 26
Nie ma co ukrywać – są dwa sposoby grania. Pierwszy to tryb kanapowy. Meczyk ze znajomymi, chipsy, piwo, wyzwiska rzucane dla sportu. To jest ta FIFA, w której wszyscy czujemy się jak mistrzowie świata – do momentu, aż ktoś wybije piłkę w aut i zacznie się kłótnia o to, czy „to wina pada”.
Drugi tryb to Ultimate Team, czyli piekło na ziemi. Tu nie ma litości. Tutaj rodzą się „spoceńcy” – goście, którzy już pierwszego dnia odpalają grę i nie wychodzą z pokoju przez tydzień. Grają tak, jakby od wyniku zależała ich renta. Tryhardują, płaczą, krzyczą, katują pady. To przez ten tryb rozwaliłem w życiu kilka kontrolerów i mam wrażenie, że nie jestem sam.

Atak na sterydach
Co do samej gry – ofensywa dostała turbo. Piłkarze są szybsi, zwinniejsi, nawet przeciętniacy nagle potrafią dryblować tak, jakby oglądali tutorial Ronaldinho. Efekt? Mecze są widowiskowe, gole wpadają jeden za drugim, a człowiek czuje się jak w highlightach z YouTube. Tyle że z drugiej strony – obrona naprawdę boli, bo balans przesunął się mocno w stronę ataku.
Na plus – EA ogarnęło premierę. W porównaniu do EA FC 25, które na starcie było jedną wielką kolekcją bugów, teraz jest spokojniej. Ale cudów nie ma – glitchów i błędów dalej nie brakuje.
Podsumowanie
EA Sports FC 26 to gra, która nie odkrywa Ameryki na nowo. Nadal jest to ta sama FIFA, tylko w nowym ubranku i z paroma świeżymi trikami. Obrona wymaga teraz faktycznego myślenia, a nie tylko wciskania guzika. Atak jest bardziej efektowny niż kiedykolwiek. Ultimate Team wciąż wciąga jak hazard, a jednocześnie doprowadza do białej gorączki.
I tak jak co roku – narzekamy, śmiejemy się, że EA doi nas z kasy, a potem… i tak siadamy do gry. Bo niezależnie od zmian, frustracji i rozwalonych padów, to wciąż najlepszy symulator emocji, jaki mamy w domu.
Twój komentarz został przesłany do moderacji i nie jest jeszcze widoczny.
Sprawdzamy, czy spełnia zasady naszego regulaminu. Dziękujemy za zrozumienie!

Atak na statek pod polską banderą. Poseł Sterczewski: „Uderzono w maszt naszej jednostki”

Jeżeli już pijemy, to na grubo. Nowe dane o piciu alkoholu przez Polaków

Policjantka pod kołdrą członka gangu kiboli? Usłyszała prokuratorskie zarzuty

CBŚP rozbiło gang handlujący luksusowymi autami. 600 limuzyn trafiło do Rosji i Białorusi mimo sankcji

Kolejny drogowy patostreamer na ulicach stolicy