Bieganie za serem – czy to najniebezpieczniejszy sport świata?
Ten specyficzny sport, a raczej tradycja, bo słowo „sport” może sugerować pewien porządek czy reguły bezpieczeństwa, nie zna kompromisów. Zasady są proste: ser zostaje puszczony z góry, zawodnicy ruszają za nim, a kto pierwszy przekroczy linię mety na dole – wygrywa. Prosto? Owszem. Bezpiecznie? Absolutnie nie.

Ser, który potrafi złamać człowieka
Wyobraźcie sobie: majowe popołudnie, południowo-zachodnia Anglia. Wioska Brockworth, malownicza, sielska. A jednak to właśnie tutaj, na wzgórzu o nachyleniu sięgającym 60 stopni, rozgrywa się coś, co z powodzeniem mogłoby konkurować z walką gladiatorów, gdyby ci walczyli w crocsach. Przed Wami Cheese Rolling, czyli wyścig za toczącym się z impetem serem. Tak, dobrze przeczytaliście – serem.
Double Gloucester – bo to właśnie ten twardy, lokalny ser gra tu główną rolę – pędzi w dół z prędkością, której nie powstydziłby się fiat 125p. Zawodnik zaś – właściwie rzuca się w przepaść. „Musisz po prostu zignorować własne bezpieczeństwo” – powiedział w rozmowie z CNN Chris Anderson, lokalny bohater tej tradycji, który wygrał wyścig... 23 razy. I nie, nie jest niezniszczalny. Już po pierwszym zwycięstwie złamał kostkę. Po trzecim – przekroczył metę nieprzytomny.
Czy to go zniechęciło? Skąd. Z uśmiechem wspomina dzieciństwo spędzone na wzgórzu, gdzie z kolegami rzucali się ze wzgórza niczym Kung-Fu Panda - Po, w trzeciej części serii. Przeciętne nachylenie stoku to 45 stopni, pierwsze kilka metrów to niemal pion. Jeśli raz się ruszysz, nie ma odwrotu – grawitacja robi resztę.
Wypadki wpisane w tradycję
Organizatorów oficjalnie nie ma, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby być za to prawnie odpowiedzialny. Tabliczki ostrzegają, że udział odbywa się na własne ryzyko, a jeśli ktoś sobie coś złamie (co się zdarza regularnie), to może co najwyżej dostać opatrunek – i to, jeśli akurat będzie wolny ratownik.
Ilu ludzi kończy wyścig bez kontuzji? Niewielu. Złamane kostki, wstrząsy mózgu, wybite barki – to bardziej norma niż wyjątek. W 2023 roku zwyciężczyni kategorii kobiet, Delaney Irving, nie pamiętała swojego triumfu, bo zemdlała tuż przed metą. Dopiero w namiocie medycznym dowiedziała się, że wygrała.
Co ciekawe – niektórzy zawodnicy, jak Anderson, podchodzą do tematu z pewną strategią. „Jeden lager w drodze na górę – wystarczy” – mówi. Inni podchodzili do sprawy mniej subtelnie, dlatego start przesunięto z wieczora na wcześniejsze godziny, żeby ograniczyć liczbę pijanych uczestników.
zobacz też - Jesteśmy za starzy żeby to zrozumieć. Hollywood nakręci film o memie Skibidi Toilet
Po co to wszystko?
Właśnie – po co? Dla chwały? Trochę. Dla tradycji? Na pewno. Dla sera? Zdecydowanie nie. Anderson przyznaje, że go nawet nie lubi. „Ma zbyt intensywny posmak” – mówi. Ale nie chodzi tu o smak. Chodzi o dumę z bycia częścią czegoś większego, lokalnego, szalonego. O tę wspólnotę ludzi, którzy wiedzą, że świat może patrzeć na ich wyścig z niedowierzaniem – i mają to w nosie.
To właśnie lokalni wygrywają najczęściej, bo znają każdy zakręt i każdy kęp trawy na Cooper’s Hill. Bo trenowali nieformalnie przez lata – nie na siłowni, ale wśród przyjaciół, rzucając się dla zabawy w dół.
Serowa przyszłość?
Czy ten wyścig ma przyszłość? W erze prywatnej zdrowia i pozwów sądowych – trudno powiedzieć. Władze patrzą na niego z coraz większym niepokojem, a nawet starsza pani, która robi ser (86-letnia Diana Smart), dostała ostrzeżenie od policji, że może ponosić odpowiedzialność prawną jako „domniemana organizatorka”. Ale mimo wszystko – co roku, w ostatni poniedziałek maja, tłumy z całego świata znów zbierają się u stóp wzgórza, żeby zobaczyć, kto odważy się gonić za serem.
I jeśli kiedyś was tam poniesie – pamiętajcie słowa Andersona: „Jeśli nie zamierzasz się naprawdę zaangażować, to nawet nie próbuj”. Na tym wzgórzu nie ma miejsca na półśrodki. Tylko pełne zanurzenie – najczęściej twarzą w błoto.
Zdrowy rozsądek? Ktoś? Coś?
Cheese Rolling na Cooper’s Hill to więcej niż sport – to społeczny fenomen balansujący między absurdalną rozrywką a ekstremalnym ryzykiem. Z punktu widzenia kultury, to żywy przykład, jak lokalna tradycja może opierać się globalnym normom bezpieczeństwa, przyciągając przy tym międzynarodową uwagę. A z punktu widzenia zdrowego rozsądku? Cóż… szkoda strzępić buzi.
Twój komentarz został przesłany do moderacji i nie jest jeszcze widoczny.
Sprawdzamy, czy spełnia zasady naszego regulaminu. Dziękujemy za zrozumienie!

Kiedyś najszybszy człowiek świata. Dziś męczy się wchodząc po schodach.

Znany kulturysta zamordowany. Zrobiła to jego „ukochana”

Tego nie spodziewał się nikt! Kolejny Polak w UFC

K.O.T.S – polskie akcenty w najbardziej brutalnej federacji na świecie

Liga Mistrzów powraca! Gdzie oglądać sezon 2025/26?