Jesteśmy za starzy żeby to zrozumieć. Hollywood nakręci film o memie Skibidi Toilet

Skibidi Toilet - Season 1
Od łazienki do czerwonego dywanu
Dla niewtajemniczonych: Skibidi Toilet to wiralowa seria stworzona przez rosyjskiego twórcę Alexeya Gerasimova. Główna oś fabularna? Wojna między toaletami z twarzami (tak, dobrze czytasz) a armią humanoidalnych kamer, głośników i telewizorów. Jest to tak absurdalne, że aż genialne — czyli dokładnie to, co internet kocha najbardziej.
I najwyraźniej nie tylko internet. Bo do gry wszedł sam Michael Bay. A jak Bay wchodzi, to wjeżdża czołgiem, przez ścianę, w zwolnionym tempie, z trzema eksplozjami i słońcem w tle.
Bay + Beecroft + Legato = mem klasy AAA
Projekt jest jeszcze we wczesnej fazie produkcji, ale już wiadomo, że za kulisami pracują potężne nazwiska. Scenografię ogarnia Jeffrey Beecroft (ten od „12 Małp” i „Cichego miejsca”), efekty specjalne nadzoruje Rob Legato, nagradzany Oscarami za „Avatara” i „Księgę dżungli”. Do tego Invisible Narratives, czyli firma, w której sam Bay doradza kreatywnie, zajmuje się produkcją i finansowaniem.
To nie będzie niskobudżetowa parodia z YouTube’a. To będzie Skibidi Toilet: The Movie z rozmachem godnym „Transformersów” i odrobiną klimatu z „District 9” i „Johna Wicka”. Hybryda live-action i animacji, która, jak mówi się w branży, „wreszcie profesjonalizuje silnik kreatywny tego IP”. Po polsku: będzie grubo.
Od mema do miliarda
Brzmi ryzykownie? Być może. Ale popatrzmy na liczby. Film „Minecraft” — też oparty na memach, klipach i pikselowym szaleństwie — zarobił prawie miliard dolarów. Pokolenie Alpha nie patrzy na fabułę, tylko na Easter eggi. Nie chce dramatu – chce spektaklu. I najlepiej, żeby był „cringe, ale fajny”.
W tym kontekście Skibidi Toilet to nie żart. To strategiczna inwestycja w nową formę popkultury, która przestała czekać na błogosławieństwo Hollywood i sama przejmuje mikrofon (dosłownie i w przenośni).
Czy to koniec kina, jakie znamy? Oby.
W czasach, gdy oryginalne scenariusze rzadko kiedy dostają zielone światło, może właśnie mem jest ostatnim bastionem twórczej wolności. Memy są szczere. Brutalne. I rozbrajająco aktualne. Ktoś mógłby się śmiać, że robienie filmu o kiblu to objaw kryzysu kultury. Ale może to nie kryzys – tylko ewolucja.
Może pokolenie wychowane na Twitchu, TikToku i "Skibidi dom dom dom yes yes" potrzebuje właśnie takiego filmu: przerysowanego, głupkowatego, ale z sercem. Może Michael Bay to rozumie lepiej niż ktokolwiek inny.
PS:
Nie mogę się doczekać filmu z Thung Thung Sahurem i Balleriną Capucciną. Bo wszystko na to wskazuje, że Hollywood po prostu będzie sięgać po virale.
zobacz też - Przerażający klaun powraca - zobacz zwiastun nowego filmu "To"
Twój komentarz został przesłany do moderacji i nie jest jeszcze widoczny.
Sprawdzamy, czy spełnia zasady naszego regulaminu. Dziękujemy za zrozumienie!
30 lat od masakry w Srebrenicy. Rana, która wciąż krwawi

Ozempicowa twarz – prawdziwy efekt uboczny czy internetowy mit?

Pan Irek z Chorzowa i siła internetu. Jak stał się najbardziej popularnym taksówkarzem w Polsce?

Właśnie ruszyła sprzedaż preorderu najnowszej płyty Quebonafide. Album „Północ/Południe” jest dostępny w dwóch wersjach!

„Skarbek” – historia Polki, która wyprzedziła Bonda