Korzystanie z toalety w kosmosie - od generała Hermaszewskiego do Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego
Sławosz Uznański - Wiśniewski wcale nie wskakiwał pod strumień ciepłej wody po każdym dniu badań. Życie na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej to walka o czystość przy pomocy mokrych chusteczek i mikrograwitacji, która i tak zbiera wszystko do recyclingu. Sprawdźmy, jak to zmieniało się przez lata.

fot. Nichole “Vapor” Ayers / X
Łazienka w kosmosie to nie relaks
W mikrograwitacji nie ma kranów ani słuchawek prysznicowych – zamiast tego astronauci mają wilgotne chusteczki. Mycie włosów? Szampon bez wody i suchy ręcznik. Łazienka to mini toaletka z układem ssącym. Odpady są wciągane wentylatorem i osobno składowane. Co ciekawe część z nich natychmiast trafia do recyklingu. Możemy zgadywać, że to właśnie mocz staje się wodą pitną i podobno nie czuć tego podczas picia. Dlatego szacun dla technologii NASA.
Od woreczka do high-tech – jak załatwiano się za Gagarina i Hermaszewskiego?
Kiedy Jurij Gagarin jako pierwszy człowiek leciał w kosmos w 1961 roku, nie miał nawet toalety. W kapsule Wostok 1 nie przewidziano miejsca na takie „luksusy”. Na wszelki wypadek dostał specjalny worek sanitarno-higieniczny, ale – jak potem sam przyznał – w ogóle z niego nie skorzystał. Lot był krótki, a i stres zrobił swoje.
Za to Mirosław Hermaszewski w 1978 roku miał już nieco łatwiej. Lecąc Sojuzem 30 i przebywając na pokładzie stacji Salut 6, korzystał z próżniowej toalety – takiej w wersji kosmicznej. Do dyspozycji: osobne lejki do sikania, specjalne pasy do przypięcia się w trakcie większej potrzeby i rura z wentylatorem, która wszystko zasysała. Brzmi jak przygoda? Trochę tak. Ale i tak było lepiej niż u Gagarina.
A potem pojawiła się stacja Mir i pomysł na prysznic. Problem w tym, że cały rytuał trwał ponad godzinę, system się zapychał, a astronauci kręcili nosem. W efekcie z prysznica zrezygnowano. Wróciły sprawdzone metody: mokre chusteczki, trochę żelu bez spłukiwania i odrobina cierpliwości.
Kosmos to nie spa – ale i tak jest lepiej niż kiedyś
Nie oszukujmy się – życie na orbicie nadal nie przypomina wizyty w hotelu z widokiem na ocean. Ale w porównaniu do czasów Gagarina czy pierwszych załóg stacji Mir, dzisiejsi astronauci mogą mówić o czymś w rodzaju względnego komfortu. Mokre chusteczki, szampony bez wody, lejek do moczu i system odsysający odpady – to nie brzmi luksusowo, ale przynajmniej nikt już nie siedzi w foliowym namiocie, który po dwóch kąpielach zamienia się w koszmar.
Sławosz Uznański - Wiśniewski raczej nie musi się martwić, że jego próba umycia głowy sparaliżuje połowę stacji. W przeciwieństwie do załogi Miru, która miała do dyspozycji słynny „prysznic Bania”, tyle że ten system szybko się zatykał i ostatecznie został wycofany. Współczesna higiena w kosmosie jest skromna, ale przewidywalna. Można ją w niektórych aspektach porównać do tego, z czym mierzą się himalaiści. Chociaż im podczas załatwiania potrzeb fizjologicznych nie przeszkadza brak grawitacji, tylko skrajne temperatury.
Twój komentarz został przesłany do moderacji i nie jest jeszcze widoczny.
Sprawdzamy, czy spełnia zasady naszego regulaminu. Dziękujemy za zrozumienie!

Obowiązkowa fotowoltaika na dachach? Unia Europejska wprowadza nowe przepisy

Sławosz Uznański – Wiśniewski wraca na Ziemię. Gdzie i jak wyląduje?

Rosyjskie drony udające ptaki – sprytna technologia na froncie

Rosjanie ostrzelali swój samolot pasażerski. Pomylili go z dronem

Chiński pociąg wyprzedza świat. Nowy rekord - 650 km/h w 7 sekund