Szukaj

LIFESTYLE Paweł Paczul: Ludzie lubią patrzeć na głupotę, a głupocie trzeba patrzeć na ręce [WYWIAD CKM]

Paweł Paczul: Ludzie lubią patrzeć na głupotę, a głupocie trzeba patrzeć na ręce [WYWIAD CKM]

Cezary Królikowski
15.06.2025
Kopiuj link

Paweł Paczul to dziennikarz, który nie owija w bawełnę. Jednych irytuje, innych bawi, ale mało kto przechodzi obok niego obojętnie. W świecie pełnym ugrzecznionych komentarzy i zachowawczej opinii publicznej — on wali prosto z mostu. Z CKM-em rozmawia o tym, dlaczego Czesław Michniewicz nie podaje mu ręki i jak stał się internetowym komentatorem absurdów.

GQLwAmHXYAA_JBy.jpg-large

x.com/PawelPaczul

CKM: Drogi Pawle, co by nie mówić — żyjemy w świecie, w którym dziennikarzy jest bardzo wielu, bo w zasadzie każdy może nim zostać. Ale dziennikarzy, którzy są jacyś, jest, moim zdaniem, bardzo mało. Niezależnie od tego, czy ktoś Cię lubi, czy nie — jesteś jakiś. I tego nie da się podważyć. Zgadzasz się z tym?

Paweł Paczul: Nie będę sztucznie skromny — zgadzam się. Są tego plusy, są minusy. Czasem muszę się naczytać rzeczy o sobie, typu jaki to ja nie jestem... na przykład, że jestem jakimś mefedroniarzem (śmiech).
Po raz pierwszy powiem to publicznie właśnie Tobie: nigdy nie brałem narkotyków.

CKM: Czy jednym z tych minusów jest na przykład to, że Czesław Michniewicz nie podaje Ci ręki?

PP: Tego akurat bym nie nazwał minusem. To była w ogóle zabawna sytuacja. Michniewicz coś sobie ubzdurał. Podpiął slogan jakim jest “dobre wychowanie” pod mój rzekomy konflikt z nim. A to nawet nie był konflikt — on za konflikt uważał to, że go krytykowałem. I jeszcze ubrał to w narrację o dobrym wychowaniu. Nie wiem, czy człowiek, który na antenie Kanału Sportowegoi opowiada o prywatnych sprawach dziennikarzy, może być ekspertem od dobrego wychowania. Z perspektywy czasu wszystko to odbieram jako śmieszną, ale mimo wszystko ciekawą sytuację.

CKM: Byłeś kiedyś jako dziennikarz postawiony w sytuacji, w której musiałeś wybrać między rzetelnością a lojalnością wobec rozmówcy?

PP: Czasem jak z kimś rozmawiam, to ktoś mnie prosi, żebym o czymś nie pisał, bo np. dopina jakiś transfer. Czy to sytuacja konfliktowa? Raczej nie. On nie chce tego jeszcze ogłaszać publicznie — i ja to wtedy też zostawiam dla siebie. W tej pracy ważne jest, żeby dbać o relacje. Jak nie ma zgody drugiej strony, to… nie powiem Ci nic więcej.

CKM: Udało Ci się jako jednemu z nielicznych wyjść z bańki piłkarskiej. Stałeś się — zgryźliwie mówiąc — influencerem od spraw bieżących, często wykreowanych przez nowe media. Jak to się zaczęło? Skąd pomysł na rolki wyśmiewające ludzką głupotę?

PP: Zaczęło się od tego, że moja dziewczyna wierciła mi dziurę w brzuchu, żebym założył Instagram. Mówiła, że potrzebuję nowego medium, żeby się trochę uniezależnić i zadbać o własną markę.
Na początku wrzucałem tam filmiki o piłce — no ale one szły, wiesz, tak sobie. 20 tysięcy, 30 tysięcy wyświetleń…
Aż w końcu — nie wiem, czy to był pierwszy taki filmik — nagrałem rolkę o Annie Lewandowskiej i jej przepisach. I to naprawdę poszło szeroko. Pierwszy, drugi, trzeci odcinek — bardzo „żarło”.
Pomyślałem: kurde, zawodowo robię o piłce, mam ją na co dzień, ale chciałbym wyjść poza tę bańkę. Tym bardziej, że liczby były dużo lepsze — bo jednak polską ekstraklasą interesuje się ograniczona grupa osób.
I tak zacząłem to robić.

Nie chcę się porównywać, bo to inna skala, ale przykład Krzyśka Stanowskiego pokazuje, że jak wyszedł poza piłkę, to stał się — mam wrażenie — najpopularniejszym dziennikarzem w Polsce.

CKM: Jak oceniasz w ogóle twórczość Krzysztofa Stanowskiego? W tym procesie stał się trochę takim pierwszym dziennikarzem Rzeczpospolitej, jeśli można to tak nazwać. Ty widziałeś tę drogę, którą przeszedł?

PP: Poznałem go chyba w 2015, może 2016 roku, pod koniec 2015 to będzie blisko 10 lat.
Zaliczył niesamowity progres. Widziałem, jak dużo pracuje i jak dużo też wymaga od innych.
Zasłużył na miejsce, w którym jest, bo ma naprawdę świetny instynkt. Zaszachował wszystkich. No i jest teraz, tak jak mówiłem — na samym szczycie.

CKM: Wróćmy do Ciebie. Możesz się teraz nazywać pełną gębą influencerem?

PP: Ktoś mnie tak ostatnio nazwał z jakiegoś domu mediowego?

CKM: To się teraz brzydko kojarzy — „influencer”.

PP: Brzydko się kojarzy, ale… wszystko mi jedno. W zasadzie jakieś tam współprace mam. Możesz mnie tak nazywać, nie mam z tym problemu (śmiech).

CKM: Liczby, które kręcisz, są naprawdę potężne. Skąd ten fenomen zasięgów?

PP: Wydaje mi się, że ludzie lubią patrzeć na głupotę — szczególnie wtedy, gdy jest dobrze skomentowana. Lubią zobaczyć, jak ktoś wyśmiewa czyjąś głupotę. Skoro mnie obserwują, to może właśnie o to chodzi — że lubią ten komentarz.

Nie tylko ja to robię — jest masa kanałów, które też się tym zajmują i fajnie, że to robią. Bo dobrze, że ta głupota nie pozostaje bezkarna.
Mówię tu o tych coachach motywacyjnych, coachach finansowych, coachach podrywu… Dobrze, że ktoś im patrzy na ręce. Że nie ma już tej bezkarności w opowiadaniu bzdur.

CKM: A pamiętasz jakąś sytuację, która Cię tak kolokwialnie mówiąc "ztriggerowała"? Że zobaczyłeś coś, poszedłeś do drugiego pokoju i musiałeś nagrać, bo skala głupoty Cię po prostu przerosła?

PP: Tak. Bardzo mnie wkurwił pewien polityk, który opowiadał coś o aborcji. Polityk z piątego rzędu. Powiedział, że jego żona jest katechetką i że ona by wiedziała, jak się zachować itd. Generalnie — człowiek kompletnie z kosmosu, który nie ma pojęcia, o czym mówi.

CKM: Jak oceniasz kondycję polskiego commentary i dziennikarstwa? Czy nie jest zbyt wygładzone? Za delikatne?

PP: Nie. Wydaje mi się, że commentary w Polsce jest dobrze osadzone. Ludzie nie szczypią się w język. Śledzę kilka kont i dobrze się to ogląda.
Na Kanale Zero commentary jest bardzo mocne i po ich liczbach widać, że to się świetnie klika. Więc nie, nie jest źle.

CKM: Chciałem zapytać o dziennikarstwo sportowe i nie tylko — w erze social mediów, rolek, TikToków. Granica między twórcą a odbiorcą się zatarła. Teraz każdy może nagrać coś i mieć ogromną publikę. Nawet kiedy chce przekazać kompletną bzdurę. To dobrze czy nie?

PP: Uważam, że to dobrze. Jak słucham starszych dziennikarzy, jak wyglądały dawne czasy, to wiesz — można było napisać dowolną głupotę w gazecie.
Co najwyżej ktoś zadzwonił do redakcji i został spuszczony na drzewo.
A teraz? Teraz każdy farmazon może zostać natychmiast wyjaśniony. I bardzo dobrze, że jest reakcja. To pomaga oddzielać treści wartościowe od bełkotu.
Pomaga słuchać tych, którzy faktycznie się na czymś znają — a nie tych, którym tylko wydaje się, że się znają.

CKM: Chciałbyś na koniec przekazać coś naszym czytelnikom?

Paweł Paczul: Starajcie się faktycznie sprawdzać fakty i nie wierzyć we wszystko, co widzicie w internecie.
Sam czasem się łapię na tym, że scrolluję coś na X (dawny Twitter) i myślę: „Skandal!”. A potem wczytuję się w temat głębiej i okazuje się, że to nie do końca tak.
Warto wszystko sprawdzać, żeby nie wyrobić sobie błędnej opinii o kimś czy o czymś, bo ktoś coś wrzucił do sieci. Teraz każdy może wrzucić wszystko.
Więc warto myśleć. Zawsze było warto myśleć. 




 

Źródło -
Data dodania 15.06.2025
Aktualizacja 16.06.2025
Kopiuj link
NEWSLETTER
Zapisując się na nasz newsletter akceptujesz Regulamin i Politykę prywatności
KOMENTARZE (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin zamieszczania komentarzy w serwisie. Administratorem Twoich danych osobowych jest CKM.PL, który przetwarza je w celu realizacji umowy – regulaminu zamieszczania komentarzy (podstawa prawna: art. 6 ust. 1 lit. b RODO). Masz prawo dostępu do swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania – szczegóły i sposób realizacji tych praw znajdziesz w polityce prywatności. Serwis chroniony jest przez reCAPTCHA – obowiązuje Polityka prywatności Google i Warunki korzystania z usługi.