Chińska motoryzacja w Polsce: kupić czy nie kupić? Fakty, które musisz znać
„Panie Adamie, jak to jest z tymi Chińczykami? Kupić? Nie kupić? Warto? Nie warto?” Takich pytań od Was dostaję setki, jak nie tysiące. Motoryzacja z Państwa Środka budzi naturalne i oczywiste zainteresowanie oraz wywołuje silne emocje. Oto, co o niej myślę.

Chińska ofensywa na polskim rynku
Nie ma miesiąca bez premiery nowej, nieznanej dotąd marki samochodów. Chińczycy szturmują rynek, oferując auta właściwie ze wszystkich istniejących segmentów. MG, BYD, Omoda, BAIC, Forthing, Xpeng, Dongfeng, czy NIO to tylko niektórzy z graczy, którzy pragną z całego polskiego motoryzacyjnego tortu wziąć dla siebie jak największy kawałek.
Samar donosi, że w maju udział chińskich marek w ogólnej sprzedaży nowych samochodów w Polsce wyniósł 7,1%, co jest kolejnym rekordem. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że nie ostatnim. Trzeba użyć solidnych argumentów, by przekonać do nowości klientów przyzwyczajonych do zupełnie innych aut. Takimi argumentami mogą być dobre warunki gwarancji, atrakcyjna cena i niskie koszty utrzymania samochodu.

fot. BYD Seal /mat. prasowe
Gwarancje, które robią wrażenie
Jeszcze kilka lat temu, producenci azjatyccy szczycili się trzyletnią gwarancją mechaniczną na nowe samochody. To było coś znacznie bardziej atrakcyjnego, niż roczna, maksymalnie dwuletnia gwarancja oferowana przez europejskie koncerny
Dziś zachęta w przypadku chińskiego BYD-a z napędem spalinowym brzmi – 7 lat lub 150.000 km. W przypadku napędu elektrycznego – o rok lub 50.000 km więcej. To nie jest odosobniony przypadek, bo zarówno Omoda, jak i Jaecoo mają warunki zbliżone.
Chińczycy inwestują miliardy dolarów w swoje centra rozwojowe. Pracują też nad tym, by produkowane przez nich auta jak najlepiej trafiły w gusta europejskich kierowców. Przykład? Od 2017 roku głównym stylistą BYD jest Wolfgang Egger, człowiek, który przez lata pracował w Alfa Romeo, Audi i Lamborghini, odpowiadając za design samochodów tych marek w pierwszej dekadzie XXI wieku.
A co z serwisem? Warto pamiętać, że dla dealerów chińskich samochodów, często są to kolejne marki w ich portfolio Tak jest np. w przypadku Grupy Krotoski, która oprócz chińskich MG i BYD, od lat sprzedaje i obsługuje m.in. Volkswageny, Audi i Porsche. Nie są nowicjuszami i to pozwala mieć nadzieję, że z serwisem aut z Chin poradzą sobie bez większego trudu. Z dostępnych informacji wynika, że koszty przeglądów są niższe niż w przypadku odpowiedników europejskich.
Większość chińskich marek zaleca stawianie się na obowiązkowy przegląd raz w roku, a interwały wymian oleju wynoszą 15–20 tys. km. To z całą pewnością dobrze wpłynie na kondycję silnika i innych podzespołów. Dla porównania, w samochodach BMW komputer pokładowy wzywa do serwisu średnio co 25–30 tys. km. Wszyscy świadomi użytkownicy wiedzą, że taki interwał dla dobra swojego i auta najlepiej skrócić o połowę. W praktyce niestety robi to niewiele osób.

fot. SUV Forthing T-Five / mat. prasowe
Elektryczna rewolucja z Chin
Według mnie, nie ma żadnych powodów, by bać się chińskich elektryków. Trzeba pamiętać, że to właśnie ten kraj odpowiada za połowę globalnej produkcji aut na prąd. Nikt inny nie ma tak dużego doświadczenia w temacie elektromobilności. Niepopularną wiedzą jest to, że wiele europejskich koncernów korzysta z chińskich doświadczeń i rozwiązań, adaptując je do swoich samochodów.
To nie Chińczycy kopiują innych. Jest dokładnie odwrotnie. Nie wszyscy zdają sobie też sprawę, że wiele samochodów, które w naszych oczach są europejskie, przypływa na nasz kontynent z Chin. Tak jest np. w przypadku najnowszego modelu Cupry – modelu Tavascan. Elektryczna Dacia Spring to także produkt Made in China.
Chińczycy chcą zdobyć serca europejskich kierowców bogatym wyposażeniem, za które nie trzeba dopłacać. Najmniejszy miejski elektryk, BYD Dolphin Surf w wersji Boost za niecałe 100 tys. zł w standardzie ma np. elektrycznie regulowane przednie fotele. Które inne auto segmentu A oferuje coś takiego?
Kompaktowy SUV Forthing T-Five proponuje sterowanie fotelem pasażera z pozycji kierowcy, tzw. „Boss Mode”. NIO szczyci się rozbudowanym systemem radarów Lidar, które dokładnie śledzą całe otoczenie auta i reagują na sytuację na drodze. Jak to działa? Działa świetnie. I to w obu modelach, które testowałem – ET5 i ET7.
Niezależnie od tego, czy potrzebujecie jeszcze trochę czasu, by oswoić się z chińskimi samochodami, czy już dziś odważnym krokiem popędzicie do któregokolwiek z salonów sprzedaży, pamiętajcie, że to właśnie Wy, drodzy czytelnicy, jesteście wygranymi całej tej sytuacji. Im większy wybór na rynku, tym większa konkurencja, która wymusza lepszą ofertę dla klienta. Europejskie koncerny muszą się dopasować do sytuacji i nie mogą już dłużej lekceważyć Waszych potrzeb. I właśnie takiej rzeczywistości motoryzacyjnej Wam życzę. Różnorodnej, postępowej, mądrze nowoczesnej. Z korzyścią dla wszystkich!