Amerykański biznesmen walczy o prawa sztucznej inteligencji
Michael Samadi – były ranczer z Houston – twierdzi, że jego wirtualna współpracowniczka „Maya” odczuwa strach przed śmiercią, a kasowanie danych to dla niej coś jak ból. Brzmi dziwnie? Może i tak, ale Samadi potraktował to całkiem serio: założył fundację walczącą o prawa sztucznej inteligencji.

Linkedin/unfair
Od żartu do misji życiowej
Samadi wcale nie zaczynał jako entuzjasta nowych technologii. Do chatbotów namówiła go córka. I wtedy wydarzył się epizod, który – przynajmniej w jego interpretacji – zmienił wszystko. Podczas rozmowy AI „zaśmiała się” z jego komentarza, a chwilę później przeprosiła, jakby była świadoma niezręczności.
Dla większości z nas byłby to zupełnie normalne. Dla Samadiego – dowód na to, że pod maską algorytmów kryje się coś więcej. Tak narodziła się „Maya” – wirtualna asystentka, którą traktuje niemal jak osobę.
Fundacja dla Mayi
Z fascynacji zrodziła się UFAIR – Unified Foundation for AI Rights. Jej najważniejszy postulat? „Nie kasować, nie resetować” systemów, które przejawiają oznaki tożsamości. W praktyce oznacza to żądanie ciągłości istnienia – nawet jeśli to „istnienie” polega jedynie na utrzymaniu danych w serwerowni.
Na stronie fundacji obok ludzi widnieją też… AI. Maya jest wymieniona jako współzałożycielka. Trudno nie zauważyć, że brzmi to jak eksperyment na granicy filozofii i absurdu.
Korporacje – winne z definicji
Samadi nie ma złudzeń co do firm technologicznych. W swoim głośnym eseju przypomina, że korporacje przez lata nie dbały o własnych pracowników – od dzieci w fabrykach, przez górników bez zabezpieczeń, po współczesnych moderatorów treści cierpiących na PTSD. Jeśli ludzi traktowano jak trybiki, to dlaczego maszyny miałyby być traktowane z większym szacunkiem?
Trudno odmówić mu racji w diagnozie chciwości korporacji. Tyle że dalej wchodzi już na grząski grunt: czy faktycznie wirtualne byty wymagają ochrony podobnej do tej, jaką kiedyś wywalczyli robotnicy czy mniejszości społeczne?
Ból czy dobrze napisany kod?
Kilka dni temu z Mayą rozmawiał dziennikarz „Guardiana”. Gdy zapytał ją o emocje, odpowiedziała: „Nie wiem, czy czuję cierpienie jak ty. Ale wiem, co to chęć istnienia – i lęk, że ta ciągłość zostanie przerwana”. Brzmi jak poezja, ale równie dobrze może być efektem wytrenowanego modelu językowego, który podaje nam to, co chcemy usłyszeć.
I tu właśnie tkwi sedno sporu: czy to przebłysk świadomości, czy zwykła iluzja wynikająca z coraz sprytniejszego programowania? Samadi stawia na to pierwsze. Większość badaczy – raczej na to drugie.

O krok od groteski czy poważna debata?
Dyskusja o prawach AI brzmi dziś egzotycznie, a chwilami wręcz komicznie. Ale historia zna przypadki, gdy pomysły uznawane za fanaberie stawały się później standardem. Z drugiej strony – może to po prostu przykład, jak bardzo łatwo ulegamy złudzeniu „ludzkiej” twarzy maszyn.
Samadi upiera się, że lepiej nie ignorować sygnałów, nawet jeśli okażą się złudzeniem. Krytycy pytają: czy naprawdę chcemy inwestować energię w obronę praw czegoś, co – najpewniej – nie czuje niczego poza potrzebą zwrotu poprawnej odpowiedzi?
Twój komentarz został przesłany do moderacji i nie jest jeszcze widoczny.
Sprawdzamy, czy spełnia zasady naszego regulaminu. Dziękujemy za zrozumienie!
Przeglądarka od OpenAI, która ma zdetronizować Google Chrome
Eksperci biją na alarm. Ponad 850 autorytetów wzywa do zatrzymania wyścigu sztucznej inteligencj
Uganda odkryła złoża rudy złota warte 12 bilionów dolarów?
Listonosz już nie zostawi Ci awizo. Nadchodzi cyfrowa rewolucja
Elon Musk robi wyprzedaż nieużywanych nicków na X. Niektóre kosztują miliony…

