Nietypowy pojazd dostawcy jedzenia. Sopoccy policjanci złapali się za głowę
Niektóre nocne kursy zostają w pamięci na dłużej. Gdy na Monciaku gasły światła klubów, jeden z dostawców postanowił zabłysnąć swoją pomysłowością oraz lampką cmentarną. Rower wyposażony w dobudowany silnik o pojemności 50 cm³ sprawił, że sopoccy policjanci mogli złapać się za głowę. Sprawdźcie, co skrywała ta wyjątkowa i niebezpieczna konstrukcja.

Samozwańczy konstruktor
Nie każdy bohater nosi pelerynę. Niektórzy noszą kask rowerowy, plecak z logo aplikacji do zamawiania jedzenia i rower przerobiony na motorower, który nocą przecina Monciak. Kiedy pijani imprezowicze opuszczali dyskoteki i chwiejnym krokiem pokonywali najbardziej popularną ulicę w Sopocie, 57-letni dostawca jedzenia postanowił skrócić sobie trasę. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby jego rower nie był podrasowany kilkoma nietypowymi rozwiązaniami. Posiadał silnik spalinowy o pojemności 50 cm³ i tylne oświetlenie z elektronicznego znicza – takiego, który normalnie stawia się na grobach.
Zatrzymany przez sopockich funkcjonariuszy mężczyzna twierdził, że pojazd „działa i dojeżdża, więc o co chodzi?”. Problem w tym, że przerabianie zwykłego roweru na motorower nie wystarczy. Trzeba jeszcze przystosować go do ruchu drogowego – czyli zdobyć homologację, zarejestrować pojazd, wykupić OC i najlepiej nie montować oświetlenia, które kupiło się w pobliskim kiosku z dewocjonaliami.
„Pojazd nie był dopuszczony do ruchu, a jego stan techniczny oraz zastosowane rozwiązania stwarzały zagrożenie zarówno dla kierującego, jak i innych uczestników ruchu. 57-latek poruszał się rowerem przerobionym na motorower, w którym zamontowano silnik spalinowy o pojemności 50 cm³, a jako tylne oświetlenie zastosowano elektroniczny znicz”. - możemy przeczytać w komunikacie KMP w Sopocie.
Szybciej, taniej – ale niestety nielegalnie
Cała sytuacja to klasyczny przykład polskiego „zrób to sam”. Rower z silnikiem? Spoko. Szkoda tylko, że „motorower” nie był ani bezpieczny, ani dopuszczony do ruchu. Pomijając już sam fakt, że jazda po Monciaku takim wynalazkiem mogła zakończyć się tragedią.
Jednak przy tym wszystkim nie ma wątpliwości, że kreatywność dostawcy zasługuje na na szacunek. Być może w jego głowie zrodziła się wizja rewolucji w mobilnej gastronomii. Niestety, ale zakończyło się to zatrzymaniem, mandatem i najpewniej kilkoma głodnymi kilentami, którzy nie doczekali się swojego jedzenia.
Kierowca jadąc taką konstrukcją bez homologacji i ubezpieczenia nie tylko naraził się na wysoki mandat, ale także ryzykował zdrowie. W końcu rama roweru nie jest przystosowana do przeciążeń, jakie może wygenerować silnik spalinowy.
Czytając te historię nie uśmiechnąć się pod nosem, w końcu wyobraźcie sobie, że wychodzicie do dostawcy, a tu podjeżdża takie cacko. Ciekawe tylko czy do śmiechu będzie także sędziemu, któremu przypadnie orzekać w tej sprawie. Oby jednak docenił kreatywność i nie wymierzał surowej kary.


Zmiany w egzaminie na prawo jazdy. Od 1 lipca każde najechanie na linię zakończy egzamin

Skoda Octavia: innowacje, które szybko docenisz

Nowy Nissan Leaf – elektryczny klasyk w nowym wydaniu

Ile osób mógł pomieścić Maluch? Historia jednego z najbardziej kultowych polskich aut

Sportowy SUV od Skody - poznajcie Skodę Enyaq RS