Klasyczne kierunkowskazy w Tesli wracają – za dodatkową opłatą
Tesla po raz kolejny udowadnia, że jej wizja uproszczonej motoryzacji nie zawsze idzie w parze z oczekiwaniami klientów. Po fali krytyki producent przywraca do Modelu 3 tradycyjną dźwignię kierunkowskazów. Jest jednak pewien haczyk – za rozwiązanie, które jeszcze niedawno było standardem, kierowcy muszą dopłacić.

Eksperyment, który się nie udał
W październiku 2023 roku Tesla pokazała odświeżony Model 3 (wersję Highland). Modernizacja przyniosła kilka realnych usprawnień – lepsze wyciszenie, nowe fotele czy dodatkowy ekran dla pasażerów z tyłu. Jednak jedno z rozwiązań wywołało szczególną burzę: z kokpitu zniknęła dźwignia kierunkowskazów.
Zamiast niej Elon Musk i spółka postawili na dotykowe przyciski na kierownicy, znane wcześniej z Modelu S. W teorii miało być nowocześnie i minimalistycznie, w praktyce – wielu kierowców skarżyło się, że obsługa kierunkowskazów stała się mniej intuicyjna, a w ruchu miejskim wręcz uciążliwa. Do tego stopnia, że na YouTube zaczęły pojawiać się poradniki pokazujące „jak poprawnie i bezpiecznie używać nowych kierunkowskazów w Tesli”. Jeśli ergonomia rozwiązania wymaga wideoinstrukcji, to coś poszło zdecydowanie nie tak.
Elon uznał błąd – ale nie bez rachunku
Po kilku miesiącach Tesla najwyraźniej uznała, że posunęła się za daleko. Wiceprezes ds. inżynierii, Lars Moravy, przyznał w lutym 2025 roku, że „być może usunięto zbyt wiele” klasycznych elementów. Efekt? Na chińskiej stronie producenta pojawiła się możliwość doposażenia Modelu 3 w tradycyjną dźwignię.
Cena – 2499 juanów, czyli około 1300 zł. Usługa obejmuje montaż w autoryzowanym serwisie oraz recykling starej kierownicy z przyciskami. Na razie modyfikacja dotyczy aut wyprodukowanych po 7 lutego 2025 roku, ale firma zapowiada, że w przyszłości obejmie także wcześniejsze egzemplarze.
Powrót do przeszłości czy ukryty model biznesowy?
Decyzja Tesli pokazuje, że nawet najbardziej odważne innowacje muszą ostatecznie zostać zweryfikowane przez rynek. Kierowcy – zwłaszcza ci przywiązani do klasycznych rozwiązań – wymusili na producencie korektę. Pytanie tylko, dlaczego za „przywrócenie normalności” trzeba płacić z własnej kieszeni.
Tesla mogłaby zyskać wizerunkowo, oferując modyfikację bezpłatnie, jako formę przyznania się do błędu. Zamiast tego traktuje ją jako kolejny sposób na zarobek – i to wcale niemały, jeśli weźmiemy pod uwagę skalę sprzedaży Modelu 3.

Lekcja dla całej branży
Historia z Teslą pokazuje, że pogoń za minimalizmem i redukcją kosztów nie zawsze idzie w parze z ergonomią. Samochody wciąż muszą być wygodne i intuicyjne w obsłudze – nawet jeśli oznacza to pozostawienie elementów, które wydają się „staromodne”.
Twój komentarz został przesłany do moderacji i nie jest jeszcze widoczny.
Sprawdzamy, czy spełnia zasady naszego regulaminu. Dziękujemy za zrozumienie!

Zmiany w przepisach, które obejmują kamerki samochodowe. Chodzi o mandat wynoszący do 20 tysięcy złotych

Chciał zaoszczędzić, więc zamontował fotowoltaikę na Tesli

Najniższy samochód na świecie? Honda znana jako Banana Peel robi wrażenie!

Najszybsze lambo w historii. Poznajcie Lamborghini Fenomeno

Na hulajnodze i rowerze tylko w kasku! Właśnie zapadła decyzja