Czy psy z ras niebezpiecznych powinny być ogólnodostępne?
Co jakiś czas media obiegają dramatyczne nagłówki: „pogryzione dziecko”, „atak psa na właściciela”, „interwencja policji w mieszkaniu”. Emocje buzują – szukamy winy w wyglądzie, sile, nazwie rasy. Tymczasem w rzeczywistości nie ma jednej prostej przyczyny. Za każdym takim zdarzeniem stoi splot zaniedbań, braku wiedzy i sygnałów, których nikt nie zauważył lub zignorował. Pies często staje się tylko ostatnim elementem długiego łańcucha ludzkich błędów.

Pogryzienia nie biorą się znikąd
Kiedy dojdzie do ataku psa na człowieka – zwłaszcza dziecko – rozpoczyna się lawina. Szukamy winnych. I bardzo często próbujemy zamknąć temat jednym hasłem: „pies był groźny, trzeba zakazać”. Tylko że psy nie atakują „bo tak mają”. Nawet te silne, muskularne, z „groźnym wyglądem” – nie są zaprogramowane na zło. One po prostu reagują. Na stres. Na strach. Na krzyk. Na chaos. Czasem na ból, który my ludzie bagatelizujemy, nie zauważamy albo sami wywołujemy.
Trudno zaakceptować, że winny może być człowiek. W końcu pies nie mówi, nie napisze skargi. A my wolimy wierzyć, że jeśli ktoś ma psa od szczeniaka, to na pewno zna go na wylot. Tyle że czasem przez lata hoduje w nim lęki, frustrację, agresję – nieświadomie. Z braku wiedzy. Albo ze zwyczajnego lekceważenia.
Problem nie znajduje się w psach, tylko po drugiej stronie smyczy
Niektóre rasy mają większą siłę. Większy instynkt obronny. Mocniejsze szczęki. Jednak nie nie mają złej woli. To człowiek decyduje, czy pies będzie rozumiał granice. Czy będzie znał reguły. Czy będzie mu dobrze w jego skórze.
A niestety – bardzo często psy z tzw. ras niebezpiecznych trafiają w najgorsze możliwe ręce. Dla niektórych to nadal sposób na zbudowanie wizerunku. „Mam amstaffa, to jestem twardy”. „Mam rottweilera – niech się boją”. Psy stają się dodatkiem do wizerunku, przedłużeniem kompleksów. Albo narzędziem do pokazania, że z właścicielem nie ma żartów.
I co wtedy? Wtedy pies uczy się, że siła to język, który działa. Że warczenie przynosi efekty i nagrodę. Dla niego wybuch to reakcja, której nikt nie stopuje.
Edukacja zamiast zakazów
Zamiast zabraniać posiadania danych ras, zacznijmy sprawdzać, kto chce je mieć. Dajmy obowiązek szkolenia – nie tylko psów, ale ich właścicieli. Niech ktoś, kto chce mieć psa o silnym charakterze, przejdzie kurs. Pokaże, że rozumie potrzeby zwierzęcia, zna jego psychikę, wie, jak reagować.
W wielu krajach to standard. W Polsce – rzadkość. Kupujesz psa jak sprzęt RTV – bez testu, bez obowiązków. Potem wychodzisz z nim na chodnik, a ludzie zmieniają stronę ulicy, gdyż nie wiedzą, kim jesteś – ale widzą, że pies wygląda „groźnie”. I tak zamiast tworzyć relacje, tworzymy strach. A kiedy coś pójdzie nie tak, obrywa zwierzę.
Psy nie atakują z powodu swojej rasy
Największy mit, jaki narósł wokół psów z niebezpiecznych ras, to ten, że one takie po prostu są i zło mają w genach. A przecież wystarczy skorzystać z pomocy behawiorystów i trenerów. Prawie każdy pies może być ułożony. Może żyć w spokoju. Może być najlepszym przyjacielem dziecka.
Jednak nie zrobie tego sam, ponieważ do tego potrzebuje człowieka. Takiego, który będzie miał czas, cierpliwość, wiedzę i serce. Pies nie wychowa się sam, nawet jeśli jest z hodowli, za grubą kasę.
Więc jeśli mamy rozmawiać o bezpieczeństwie, to nie zaczynajmy od listy ras. Zacznijmy od pytania: kto bierze psa i dlaczego? I czy wie, co robi. Dopóki ludzie kupują psy z impulsu, z braku świadomości, z chęci pokazania się – dopóty będziemy słyszeć o pogryzieniach, tragediach i policyjnych strzałach.
Twój komentarz został przesłany do moderacji i nie jest jeszcze widoczny.
Sprawdzamy, czy spełnia zasady naszego regulaminu. Dziękujemy za zrozumienie!

EA FC 26 zaprezentowane! Zobacz oficjalny zwiastun

Graliśmy w nową Twierdzę Krzyżowiec edycję ostateczną. Jest dobrze!

Zmarł Bas Tajpan – muzyk z Dąbrowy Górniczej miał 47 lat

"Stranger Things" dobiega końca – mamy pierwszy zwiastun finałowego sezonu

David Fincher reżyserem amerykańskiej wersji „Squid Game”?