“Znachor” – Wielkanocna tradycja w telewizji. Dlaczego Polacy pokochali ten film?

Tegoroczny rozkład jazdy
W tym roku świąteczny repertuar z Znachorem może nieco rozczarować zagorzałych fanów. Kultowy film zostanie wyemitowany zaledwie dwa razy podczas Wielkanocy, i to wyłącznie w Lany Poniedziałek – 21 kwietnia. Pierwszy seans zaplanowano na godzinę 10:40 na kanale Stopklatka TV, a drugi ruszy o 13:25 na TVP1. Niestety, jeśli ktoś tego dnia jest w drodze lub w ferworze rodzinnych odwiedzin, może mieć problem, by się załapać na choć jeden pokaz.
Fenomen trwały od dakad
Nie wiadomo kiedy to się zaczęło. I dlaczego akurat ten film. Nikt chyba nie siada z myślą: “O, włączę sobie dramat medyczny z lat 80.”. A jednak Znachor jest z nami. Rok w rok. Święta w święta. Bez względu na to, co robimy, gdzie jesteśmy, z kim i jak – on leci. Czasem w tle, czasem na serio. Może to kwestia przywiązania. Bo w tym filmie wszystko jest takie, jak powinno być. Jest dobro, które wraca. Jest zło, które zostaje ukarane. Są emocje, które się zna i rozumie – nawet jeśli się widziało to dziesięć razy. To trochę jak rozmowa z dziadkiem, którą słyszałeś milion razy, ale słuchasz dalej, bo czujesz, że warto.
Jest coś kojącego w tej jego powtarzalności. Znamy przecież tę historię – profesor Wilczur, utrata pamięci, nowe życie jako wiejski lekarz, przypadkowe spotkanie z córką, która go nie poznaje. Niby melodramat, ale podany z taką godnością, że nikt się z tego nie śmieje. Nikt nie przewraca oczami. Bo każdy gdzieś w środku wie, że to opowieść o drugim początku. A Wielkanoc właśnie taka trochę jest – o tym, że wszystko można zacząć od nowa.
I może dlatego Znachor leci w święta. Może dlatego tak dobrze pasuje. Kiedy jesteśmy już trochę zmęczeni tłumem, rozmowami o niczym, pogodą, która znowu zawiodła – ten film robi robotę. Uspokaja. Otwiera jakąś klapkę w środku. Mówi: “hej, są rzeczy ważniejsze niż to wszystko”. Nie narzuca się. Nie krzyczy. Po prostu jest.
Ale jest też aspekt czysto kulturowy. Znachor to jeden z tych filmów, które nie są po prostu "obejrzane”. One są przeżywane zbiorowo. Jak mecz reprezentacji albo finał Eurowizji. Każdy zna, każdy widział, każdy ma opinię. A jednak, jak przychodzi co do czego, to oglądamy z takim samym zaangażowaniem, jakbyśmy nie znali zakończenia. I każdy z nas zna kogoś, kto powie “ja to tylko na chwilę włączyłem”, po czym wszystkim nam przechodzą ciarki, gdy słyszymy: “Wysoki sądzie, to jest profesor Rafał Wilczur”.
Nowe kontra stare
Całkiem udanym filmem jest również “Netflixowy Znachor”. W 2023 roku platforma wypuściła nową wersję tej historii – z Leszkiem Lichotą w roli głównej i nieco bardziej współczesnym sznytem. Jest więcej światła, mniej wąsów, ale emocje – wciąż te same. Choć niektórzy twierdzą, że to już nie to samo bez Jerzego Bińczyckiego i tej charakterystycznej mgły nad lasem, nowy Znachor zdobył sporą popularność i całkiem dobre recenzje. Więc jeśli ktoś nie zdąży na świąteczne seanse w telewizji, zawsze może nadrobić online – najlepiej z miską żurku w jednej ręce i rodzinnymi kłótniami o politykę w drugiej.
Twój komentarz został przesłany do moderacji i nie jest jeszcze widoczny.
Sprawdzamy, czy spełnia zasady naszego regulaminu. Dziękujemy za zrozumienie!

Pan Irek z Chorzowa i siła internetu. Jak stał się najbardziej popularnym taksówkarzem w Polsce?

Właśnie ruszyła sprzedaż preorderu najnowszej płyty Quebonafide. Album „Północ/Południe” jest dostępny w dwóch wersjach!

Żeby wejść na Pornhuba, trzeba będzie się… wylegitymować

Czy polska policja ma braki w wyposażeniu? Hełm patrolującego policjanta stał się memem

"Północ/Południe" właśnie wjechała na platformy streamingowe. Sprawdź najnowszą płytę Quebonafide!