Dwie pieczenie na jednym ogniu. Pojechali do pożaru, a odkryli plantację marihuany
Na twarzach policjantów musiał pojawić się uśmiech, gdy przy okazji akcji przeciwpożarowej natknęli się na plantację konopi indyjskich. I to nie dlatego, że roślinki także płonęły, a z powodu możliwości otrzymania premii za takie cenne odkrycie.
Z budynku obok wydobywała się woń, która już od pierwszego wąchnięcia mogłaby uspokoić mundurowych poruszonych akcją gaśniczą. Kiedy policjanci skierowali się do wejścia, usłyszeli wołanie o pomoc w ujęciu mężczyzny uciekającego w stronę lasu.
Podjęli pościg za zbiegiem, który po złapaniu okazał się najemcą posesji, na której doszło do pożaru. Funkcjonariusze, podejrzewając, że mężczyzna wie, co znajduje się w ocalałym budynku, zaciągnęli go do środka w celu znalezienia źródła podejrzanego zapachu.
Gospodarz zbiegł podczas pożaru ze swej posesji. Ale nie dlatego, że bał sie ognia. Zobaczył policjantów a płonęła jego ... plantacja konopii indyjskich.https://t.co/4S5nJROK5Q pic.twitter.com/Md67XnAd6x
— Małopolska Policja (@kwpkrakow) May 14, 2020
Wewnątrz było kilka specjalnie wyposażonych pomieszczeń, w których policjanci natknęli się na hodowlę marihuany oraz sprzęt niezbędny do jej uprawy. W sumie zabezpieczono 1500 roślin oraz 7 dużych worków z suszem, które ważyły łącznie ponad 11 kilogramów.
Mężczyzna, oprócz zarzutów posiadania oraz uprawy środków odurzających, został oskarżony o kradzież prądu, bo policjanci natrafili na nielegalnie poprowadzony kabel zasilający. W sumie za ten proceder facet może trafić za kratki na 15 lat.
Na szczęście w pożarze nie ucierpiała żadna roślina. A trzeba przyznać, że gdyby zajęła się taka ilość krzaków i suszu, cała gmina chodziłaby z uśmiechem na twarzy.