Obejrzałem „Vinci 2” i muszę wam o tym powiedzieć [RECENZJA]
Po ponad dwóch dekadach od premiery pierwszego Vinci, Juliusz Machulski wraca z kontynuacją. I choć chciałbym napisać, że to powrót udany – nie mogę. Vinci 2 to film, który istnieje głównie po to, żeby przypomnieć nam, że „kiedyś to było”. Problem w tym, że wspomnienia to za mało, żeby zbudować dobry film.

„Ludzie tu niczego nie ma"
Już sama decyzja o kontynuacji wydaje się podejrzana – bo niby po co? Pierwszy Vinci był solidną, lekką opowieścią o złodziejskiej intrydze, z charyzmatycznymi bohaterami i dobrym wyczuciem tonu. Nic wielkiego, ale miał w sobie coś, co sprawiało, że z czasem urósł do rangi sympatycznego klasyka. Druga część... cóż, nie ma nic z tego.
Oglądając Vinci 2, ma się wrażenie, że twórcy nie do końca wiedzieli, co właściwie chcą zrobić. Film zaczyna się jak sensacyjna kontynuacja – stary złodziej, nowe życie, nowy skok – ale szybko przechodzi w niezamierzoną farsę. Ton zmienia się co chwilę: raz dostajemy kino familijne, raz coś, co próbuje być ironiczną komedią, a potem znowu wracamy do dialogów jak z taniego thrillera. Wszystko to przyprawione dużą dawką przekleństw, które mają być „na luzie”, ale wypadają raczej desperacko. Patryk Vega byłby dumny.

Nostalgiczny sen
Aktorzy są ci sami, tylko starsi – i wcale nie grają źle. Ale postaci, które kiedyś miały lekkość, teraz brzmią jak kalki samych siebie. Gdzieś między tym wszystkim próbuje się jeszcze przebić motyw starości, wycofania, kończącej się młodości... Ale nawet to zostaje przygniecione pod warstwą przerysowania i taniego żartu.
Największym grzechem Vinci 2 nie jest to, że jest zły. To, że jest nijaki. Mimo potencjału, mimo doświadczenia reżysera i nostalgii widzów – film nie oferuje nic nowego. A co gorsza, nie oferuje też nic porządnie starego. Nie ma tu ani napięcia, ani intrygi, ani nawet przyzwoitego humoru.
Najlepszy Machulski od wielu lat, ale to i tak nic nie znaczy
Juliusz Machulski to nazwisko, które w polskim kinie znaczyło bardzo wiele. Vabank, Seksmisja, Kingsajz, nawet pierwszy Vinci – przez lata był niekwestionowanym królem inteligentnej rozrywki. Ale kino się zmieniło. I wygląda na to, że Machulski nie bardzo za tym nadążył.
Vinci 2 miał być powrotem do sprawdzonej formuły. Miał być hołdem dla starej szkoły opowiadania historii. Miał być... czymś. Problem w tym, że sam film nie bardzo wie, czym chce być. Niby jest tu kontynuacja losów Cumy, niby jest nowy skok, niby są znajome twarze. Ale to wszystko podane jest w sposób zupełnie pozbawiony wyczucia, które kiedyś było znakiem firmowym Machulskiego.
Humor – kiedyś inteligentny, lekko ironiczny – dziś zamienia się w przaśne żarty i wiązanki przekleństw, które brzmią, jakby ktoś desperacko chciał udowodnić, że „ciągle ma pazur”. Ale to już nie ten pazur. To raczej machnięcie patykiem po wodzie, zostawiające ślad na kilka sekund.

Plusy dodatnie, plusy ujemne
Film nie trzyma napięcia, nie zaskakuje, a próba wprowadzenia poważniejszych wątków – jak refleksja nad starzeniem się, przemijaniem, ambicją – kończy się na kilku scenach bez emocjonalnej głębi. Machulski balansuje między kinem sensacyjnym a familijną opowiastką, ale żadnego z tych kierunków nie potrafi poprowadzić do końca.
To najbardziej frustrujące: bo Vinci 2 nie jest totalną katastrofą. Technicznie to film sprawny. Przeplatanie wątków działa. Są momenty, w których widać cień dawnego kunsztu. Ale całość sprawia wrażenie, jakby Machulski robił ten film bardziej z rozpędu niż z potrzeby opowiedzenia czegoś nowego.
Widzowie mogą znaleźć w Vinci 2 rozrywkę. Mogą go nawet polubić – za twarze, które znają, za ton, który im przypomina czasy ich zdaniem lepszego kina. Ale trudno nie odnieść wrażenia, że Juliusz Machulski, dawniej wizjoner i lider, dziś już tylko próbuje dotrzymać kroku światu, który poszedł dalej.
To nie jest wielki powrót. To jest przypomnienie, że wielkość nie trwa wiecznie – zwłaszcza gdy próbuje się ją odtworzyć na siłę.
Twój komentarz został przesłany do moderacji i nie jest jeszcze widoczny.
Sprawdzamy, czy spełnia zasady naszego regulaminu. Dziękujemy za zrozumienie!

Russell Crowe jako Göring. "Norymberga" coraz bliżej

Jacek Jaworek remontował dom swojej ciotce, kiedy szukała go cała Polska

Służby wzięły się za transmisje na TikToku, w których oferowano podrabiane ubrania

Staruszka przez 20 lat nieświadomie używała granatu jako młotka kuchennego

Szef Starbucksa zarobił tyle, że przeciętny jego pracownik musiałby pracować na to od 4634 p.n.e