Nie każdy może wszystko. Wywiad z coachem coachów

Jest niekwestionowaną twarzą rozwoju osobistego w Polsce, choć sam odcina się od coachingu. Nam dr Mateusz Grzesiak opowiada o tym, jak po latach zmieniły się jego metody szkoleniowe, czy często kłamie i co sprawiło, że stał się bardziej znośny dla swojej żony.
grzesiak1.jpg

CKM: Rozwój osobisty kojarzy mi się z hiperproduktywnością – spać jak najmniej, a jak najwięcej robić. W takiej wizji świata i człowieka jest miejsce na tzw. błogie lenistwo? 
Mateusz Grzesiak: To zależy, jakie masz wartości. Dla człowieka, który przede wszystkim chce być skuteczny, błogie lenistwo będzie stratą czasu. Ale dla kogoś, kto na pierwszym miejscu stawia własną przyjemność – błogi odpoczynek będzie bardzo ważny. Taki człowiek będzie inaczej szedł przez życie, dużo częściej stawiając na cielesne przyjemności. Typ „skuteczny” nawet na urlopie zamiast o wylegiwaniu się na plaży, będzie myślał: „muszę jak najszybciej wejść na Kilimandżaro, bo jeszcze tam nie byłem.” Jak nietrudno zauważyć, ja mam tendencje do hiperproduktywności. Taka osobowość.

CKM: Czyli inni wcale nie muszą tak mieć? 
M.G.: Ocenianie wszystkich zwierząt przez pryzmat słonia, tygrysa, kota czy psa byłoby pominięciem pozostałych gatunków. Nie powinno się tak robić.

CKM: Model samorozwoju powinien być dopasowany do konkretnej osobowości? 
M.G.: Tak byłoby idealnie, ale są też pewne wzorce kulturowe, które dominują w danym społeczeństwie. Idea rozwoju, która dotarła do Polski ze Stanów Zjednoczonych, jest ściśle powiązana z sukcesem materialnym. Ludzie chcą być piękni, młodzi i bogaci, a przy tym pracować produktywnie i oszczędzać czas. Tym żyje Dolina Krzemowa, tym żyją także Polacy. Jesteśmy nacją na dorobku, więc głównie chcemy samorealizacji i sukcesu materialnego.
CKM: Takich właśnie masz klientów? 
M.G.: Mam klientów z całego świata – to są różni ludzie o różnych uwarunkowaniach kulturowych. W Polsce moim głównym klientem jest mały i średni przedsiębiorca albo wykształcony i ambitny człowiek zajmujący wysokie stanowisko w dużej firmie.

CKM: Jak się rozwijać, żeby odnieść sukces? 
M.G.: Przede wszystkim całościowo, a nie tylko w wybranych obszarach. Nikomu nie imponuje nawet najlepszy profesor fizyki, który jednak zawsze był tak zafiksowany na swojej dyscyplinie, że w ogóle nie rozwijał inteligencji emocjonalnej i nie jest w stanie dostrzec potrzeb swojej rodziny. Uważam, że człowiek, który zdobędzie fundamentalną wiedzę w różnych obszarach, po prostu lepiej sobie w życiu poradzi. Osiągnie sukces, cokolwiek by to dla niego znaczyło. Mixed Mental Arts – tak nazwałem swój autorski system, który umożliwia rozwijanie swoich kompetencji w różnych obszarach życia.

CKM: Na pytanie, jaki jest najsłynniejszy coach w Polsce, wielu ludzi odpowie: Mateusz Grzesiak. Ty jednak dystansujesz się od słowa „coaching”. Wstydzisz się go?
M.G.: Wolę być kojarzony jako psycholog i wykładowca akademicki – jestem adiunktem w Katedrze Zarządzania w Akademii WSB w Dąbrowie Górniczej. Wykładam zarządzanie i przywództwo. Coaching, ze względu na niedojrzałość rynku, jest w Polsce mylony z innymi obszarami rozwoju: z konsultingiem, mentoringiem itd. Ja, owszem, jestem wykształcony w coachingu, ale dziś zajmuję się nim w nikłym stopniu. A chcę być kojarzony z tym, czym się faktycznie zajmuję.

CKM: Przemawiając, często posługujesz się własnym przykładem. Mówisz: „Kiedy miałem słaby dzień, to...”. Megalomania?
M.G.: Wychodzę z założenia, że doświadczenie bycia człowiekiem, jeśli chodzi o formę, jest identyczne dla każdego z nas. Różni się tylko treścią. Każdy z nas wie, co znaczy kochać, nienawidzić, być smutnym, być wesołym, mieć poczucie winy. Pisanie o sobie pozwala mi zrobić ze swojego „ja” – „my”. Piszę o sobie, bo to najlepszy sposób, żeby pisać o wszystkich. Nie robię tego po to, żeby pompować własne ego – nie dość, że to prowadzi do zaburzeń, to jeszcze ego trudniej jest monetyzować (śmiech).

CKM: Zawsze mówisz prawdę? 
M.G.: Zdecydowanie tak. Kłamstwo ma bardzo ładne, ale bardzo krótkie nogi, a ja chcę biegać maratony. Tylko pamiętaj: to, że nie kłamię, nie oznacza, że mówię o wszystkim. To oczywiste, że pokazuję publiczności wybiórczy obraz samego siebie. Każdy z nas tak robi, choćby w mediach społecznościowych.

CKM: Twierdziłeś, że każdy może osiągnąć to, co chce, jeśli dołoży wystarczająco dużo starań. Naprawdę w to wierzysz? 
M.G.: W pewnym zakresie. Jasne, że jestem też pod wpływem amerykańskiej myśli rozwojowej i znam schemat pod tytułem „wszystko jest możliwe”. Uwielbiam ten schemat dlatego, że najbardziej człowieka napędza, bo daje nadzieję. Mam jednocześnie świadomość, że na człowieka oddziałuje także jego środowisko. Jeśli chodzi o moich klientów, to najpierw staram się dowiedzieć, czego oni chcą i potrzebują, a później właśnie nad tym staram się z nimi pracować, patrząc na sprawę jak najbardziej realistycznie.
CKM: Czyli jaki jest twój aktualny one-liner? 
M.G.: Wciąż podpisuję się pod hasłem, że warto starać się być najlepszą wersją samego siebie. Każdy musi jednak dobrze zastanowić się nad tym, co to dla niego znaczy być najlepszym.

CKM: A jeśli klient nie wie, czego właściwie potrzebuje, to jesteś w stanie mu pomóc? 
M.G.: Jestem, po prostu zadam mu odpowiednie pytania.

CKM: Widzę, że masz na półce książki Osho. 
M.G.: Swego czasu, kiedy przechodziłem okres rozwoju duchowości, Osho był dla mnie ważny. Jest popularny i łatwo na niego wpaść.

CKM: Nie przeszkadza ci, że jego ruch religijny był czymś w rodzaju sekty? 
M.G.: Nie, dlaczego? Mam swój rozum i ze wszystkiego biorę to, co mi się podoba.

CKM: I nie przeszkadza ci, że Osho krzywdził członków swojego ruchu? 
M.G.: Jest mi przykro, że popełniał błędy, ale to nie znaczy, że ja nie mogę uczyć się od niego wybiórczo dobrych rzeczy, bo takie też robił. Dam ci inny, ekstremalny przykład: Adolf Hitler jest uważany za jednego z największych hipnotyzerów i mówców publicznych w dziejach świata. Mimo że kiedy zapytasz ludzi o pierwszy przykład złego człowieka, który przychodzi im do głowy, większość wskaże właśnie Hitlera.

CKM: Ty też zajmujesz się też technikami perswazji. 
M.G.: Oczywiście, że tak. Szczególnie jeśli chodzi o obszar sprzedaży i marketingu.

CKM: Czyli manipulujesz ludźmi
M.G.: Raczej używam technik wywierania wpływu, które mogą być również traktowane w sposób manipulacyjny. Weźmy badania: kelnerka nakładająca czerwoną szminkę dostaje średnio o 17 proc. wyższe napiwki. Czy kelnerkę, która zna te badania i faktycznie nosi w pracy czerwoną szminkę, oskarżymy o manipulację klientami? Chyba nie. Tak samo facet noszący brodę jest traktowany jako bardziej inteligentny, bo kojarzy się z mędrcem, a ten, który jest gładko ogolony, wydaje się przystojniejszy. Czy noszenie brody to manipulacja?  Z używaniem technik wywierania wpływu jest jak z używaniem noża. Wszystko jest  w porządku, dopóki kroisz chleb, nie ludzi.

grzesiak2.jpg

CKM: Panuje obecnie pewien przymus  osiągania sukcesów. Nie sądzisz,  że to szkodliwe? 
M.G.: Szkodliwe na pewno też. Jeśli czujesz taki przymus, prawdopodobnie nigdy nie będziesz zadowolony z niczego, co osiągniesz. W terapii schematów nosi to nazwę „powinnościowe ja” – człowiekowi, który je ma, zawsze jest za mało. Wydaje mu się, że powinien zdobyć więcej, staje się maszyną do osiągania i perfekcjonistą, który bardzo przejmuje się nawet zbędnymi detalami. Z kolei jeśli akurat taka osoba chwilowo nie osiąga żadnego sukcesu – zaczyna atakować siebie. Ale każdy kij ma dwa końce. Jeśli czujesz, że musisz osiągnąć sukces,  to często udaje ci się go osiągnąć. 

CKM: Jak to zrobić, żeby nie zwariować? 
M.G.: Nie wiem, czy jestem właściwą osobą,  żeby odpowiedzieć na to pytanie, bo sam mam problem z hiperproduktywnością. Jakiś czas temu poddałem się terapii i powoli oswajam się z tym, kim jest Mateusz Grzesiak, który nic nie osiąga. Staram się przeznaczać coraz więcej czasu na przyjemności. Przykładowo, dużo trenuję i dopiero od niedawna jestem w stanie odpuścić sobie poranny trening, jeśli czuję  się zmęczony. Wcześniej nie było takiej opcji. Teraz staram się słuchać mojego ciała. Pomaga mi w tym wiek – mam prawie czterdzieści lat  i to ciało po prostu coraz bardziej daje o sobie znać. Zmieniły się moje potrzeby.

CKM: Skoro już jesteśmy przy twoim życiu osobistym: to prawda, że poznałeś  swoją żonę, eksperymentując na niej podczas szkolenia? 
M.G.: To był 2008 rok, prowadziłem szkolenie  w Mexico City. Jeden z uczestników szkolenia zapytał mnie, czy może używać moich technik komunikacyjnych, żeby kogoś poznać. Odpowiedziałem, że tak, ale on poprosił o prezentację i wskazał palcem przechodzącą kobietę.  To była Iliana, moja obecna żona. Podszedłem do niej, zacząłem rozmawiać, a później zaczęliśmy się spotykać. Jesteśmy razem już od 12 lat.

CKM: Jaką rolę odgrywa w twoim życiu sport? 
M.G.: Jest jednym z jego trzech podstawowych filarów. Po pierwsze pracuję, po drugie mam rodzinę, a po trzecie uprawiam sport. Czyli mówimy o jednej trzeciej mojego życia. Sport jest dla mnie sposobem na przedłużanie sobie życia i budowanie ciała, które jest w stanie funkcjonować w produktywny sposób. Jest też dla mnie najlepszą formą terapii i rozładowania negatywnych emocji. Moja żona twierdzi, że odkąd trenuję brazylijskie jiu-jitsu, stałem się o wiele łatwiejszy do zniesienia, i wierzę jej.

CKM: Po naszej rozmowie nasuwa mi się  jeszcze jedno pytanie. Nie wydaje ci się czasami, że traktujesz życie zbyt serio? 
M.G.: To ciekawe, co mówisz, bo jakiś czas temu sam siebie zapytałem, czy w moim życiu nie przydałoby się więcej radości. Na razie spokojnie się obserwuję. W momencie, kiedy faktycznie uznam, że potrzebuję tej radości więcej  – pozwolę sobie na nią. A jeśli nie, to będę  nadal żył „zbyt serio”, tak jak do tej pory.

DR MATEUSZ GRZESIAK
Rocznik 1980. Urodził się w Białymstoku. Trener rozwoju osobistego, psycholog, konsultant, wykładowca. Jeden z pionierów rynku rozwoju osobistego w Polsce. Działalność rozpoczął w 2005 roku, dziś prowadzi szkolenia na całym świecie.

COACH CZY NACIĄGACZ?
Dziś każdy może być coachem. W konsekwencji mianem coacha określają się często osoby niewykwalifikowane. Może to dlatego coaching i rozwój osobisty przez wielu ludzi traktowane są niepoważnie. Tymczasem w niedalekiej przyszłości coaching z pewnością zostanie powszechnie uznany za dział psychologii stosowanej z teoretycznymi podstawami. Na przykład Polska Izba Coachingu od lat ubiega się o prawną regulację zawodu coacha.

Wywiad pochodzi z CKM nr 8/2019.






Dodał(a): CKM.PL / fot.: Arkadiusz Wiedeński Środa 08.04.2020