Szukaj

LIFESTYLE Tomasz Kozioł o pisaniu w tramwaju, fit-dramacie, deadline'ach i nowej książce „Martwy ciąg”

Tomasz Kozioł o pisaniu w tramwaju, fit-dramacie, deadline'ach i nowej książce „Martwy ciąg”

CKM
09.07.2025
Kopiuj link

Tomasz Kozioł łączy dwa pozornie odległe światy – analitykę danych i pisanie horrorów. Jego druga książka, „Martwy ciąg”, której akcja toczy się na siłowni, zaskakuje nietypową scenerią i niezwykłą głębią psychologiczną postaci. Nam zdradza, jak treningi z kettlebellami, Excel i praca w IT wpłynęły na powstanie tej niezwykłej opowieści oraz dlaczego ThinkPad to jego nieodłączny towarzysz twórczości.

WhatsApp Image 2025-07-09 at 15.11.30

CKM: Twoja pierwsza książka została świetnie przyjęta. Czy presja „drugiego dziecka” była odczuwalna przy pisaniu „Martwego Ciągu”?

Tomasz Kozioł: Czasem się odzywał taki głos z tyłu głowy, który przypominał mi, że wynik pierwszej książki może być trudny do osiągnięcia, być może nawet niemożliwy. I musiałem go po prostu wyciszać. "Dziewczyna, która klaszcze" poradziła sobie rzeczywiście niesamowicie dobrze - i jak na horror, i jak na debiut. A "Martwy ciąg"... Cóż, to była od początku książka, która teoretycznie zapowiadała się na niszę w niszy. Horror ogólnie w Polsce nie jest szczególnie popularny (przy czym trzeba tu horror rozdzielić na dwie kategorie - "wszystko co napisze King lub Masterton" i "cała reszta grozy"). A do tego horror osadzony na siłowni? Szaleństwo! 

 

Ale! Jako że pisanie jest dla mnie przede wszystkim hobby - mającym dawać radość i satysfakcję, a nie zarobki pozwalające utrzymać rodzinę - to mogłem sobie pozwolić na napisanie dokładnie takiej książki, jaką chciałem. Co też oznacza, że wyszła mi powieść zupełnie inna od pierwszej - i to może zawieść tych czytelników, którzy mieli ochotę na jeszcze jedną historię czerpiącą z klasycznych, horrorowych motywów. I ja ten zawód rozumiem - wiem, jak to jest nastawić się na jedno, a dostać coś innego. Starałem się zaznaczać na każdym kroku, że to jest inna powieść od pierwszej, ale i tak wiele osób było zaskoczonych, jak bardzo jest odmienna. Niektórym się to spodobało, innym nie.

 

Dzięki temu, że podjąłem to ryzyko, mogę z kolei sobie powiedzieć, że napisałem - potencjalnie - pierwszy "fit-horror", co jest wspaniałym uczuciem! Nawet jeśli jest to ta wspomniana nisza w niszy. Ile osób może powiedzieć, że napisało powieść o swoim ukochanym ćwiczeniu? Zaznaczę jeszcze tylko przy tym "fit-horrorze", iż niektórzy czytelnicy zdecydowanie bardziej widzą w "Martwym ciągu" "fit-dramat psychologiczny". Wspominam o tym, żeby właśnie nie budować u potencjalnych przyszłych czytelników wizji, że "Martwy ciąg" jest powieścią, w której na przykład trup ściele się gęsto.
 

WhatsApp Image 2025-07-09 at 15.11.30 (1)

CKM: Czy pisząc drugą książkę, czułeś się już bardziej pewnie jako pisarz, czy wręcz przeciwnie: byłeś bardziej krytyczny wobec samego siebie?

Tomasz Kozioł: Chyba mogę powiedzieć, że czułem się pewniej. I od paru osób usłyszałem później, że to czuć w tekście. Jest coś takiego, że czasem się czuje, kiedy autor się męczy z tekstem, a kiedy tekst po prostu sam spływa z palców na klawiaturę. I tak mi się właśnie pisało "Martwy ciąg". Gdy go czytałem - a czytałem całość więcej razy niż byłbym się teraz w stanie doliczyć - to myślałem sobie czasem: "OK, to brzmi dokładnie tak jak chciałem!". To nie znaczy, że zakładałem, że zadowoli wszystkich czytelników, ponieważ gusta są różne. Ale każda scena w tej powieści wygląda dokładnie tak jak chciałem i to jest, ponownie, piękne uczucie. 

 

To równocześnie nie znaczy, że nie byłem krytyczny - przynajmniej tak mi się wydaje. Czuję, że włożyłem dużo pracy w spójność książki - choćby w taki aspekt, by wszystkie postaci brzmiały zgodnie z zarysowanym charakterem. Bardzo mi zależało, żeby bohaterów dało się rozróżnić po samym brzmieniu dialogów. Czuję też, że po prostu zostawiłem w tej powieści kawałek swojego serca. 


CKM: Skąd pomysł, aby akcja Twojej książki była w całości osadzona na siłowni? Co Cię zainspirowało?

Tomasz Kozioł: Z miłości do siłowni. I konkretnie od wykonywania martwego ciągu przez... nie wiem, 12 lat? Różne rzeczy i zdarzenia mogą zmienić życie człowieka - nieplanowane zrządzenie losu, poznanie kogoś (jak moje poznanie mojej cudownej Żony na studiach),  czy... nowego ćwiczenia, które zmienia to, jak człowiek postrzega to, do czego zdolne jest jego ciało. Przez całe życie ćwiczyłem najróżniejsze rzeczy - judo, capoeirę, boks, trochę akrobatyki, biegałem i tak dalej. Chodziłem też na siłownię, robiłem złoty standard sprzed około dwudziestu lat - maszyny na biceps, triceps, jeśli sztanga to tylko na klatę. Ale wszystko było takie... nie moje. 

 

Dopiero jak poznałem ćwiczenia z ciężarami i kettlebelle (prawie jeszcze nieznane w Polsce tych około 15 lat temu), to wszystko mi kliknęło. Po latach treningu czuję się o niebo lepiej niż kiedy zaczynałem ćwiczyć. Poznikały bóle związane ze starymi kontuzjami, a pojawiła się siła, która pomaga mi w codzienności - biurowej i rodzinnej. Wielu osobom około 40-stki zaczynają wypadać dyski, pojawiają się przepukliny... A ja nigdy nie byłem silniejszy. 

 

I właśnie tę miłość chciałem przelać na karty książki. Chciałem też jednak w tym wszystkim zawrzeć konflikt i trudną drogę do przebycia dla bohaterów, żeby wyszła z tego - mam nadzieję - wciągająca historia zamiast podręcznika. 



CKM: Na co dzień pracujesz jako analityk danych – jak rozpoczęła się Twoja przygoda z pisaniem?

Tomasz Kozioł: Och, to jest naprawdę długa historia! Ale postaram się ją streścić do strawnej postaci. Tak naprawdę to przygoda z danymi zaczęła się długo po przygodzie z pisaniem. Pisałem... cóż, tak regularnie to tworzyłem od gimnazjum. Całe liceum pisałem dla każdego portalu, który chciał przyjąć moje teksty w zamian za redakcję i korektę, ponieważ chciałem się uczyć. Wtedy podejmowałem głównie tematy związane z kinem (jedna z moich pierwszych miłości!). Z czasem zacząłem pisać też o grach komputerowych, na studiach zacząłem się w tym spełniać zawodowo. Myślałem, że może docelowo zostanę jakąś odmianą dziennikarza, ale szybko zrozumiałem, że... Cóż, może być bardzo ciężko z tego się utrzymać. A do tematu finansów zawsze miałem raczej pragmatyczne podejście.

 

Postanowiłem więc poszukać innego zawodu, a pisać tylko hobbystycznie - przez ponad 10 lat prowadziłem bloga o popkulturze, który w postaci archiwalnej nadal jest dostępny w internecie na tomaszkoziol.net . A zawodowo zostałem... księgowym. W ciągu pięciu lat wykonywania tego zawodu okazało się, że bardzo lubię samą rachunkowość za jej wewnętrzną spójność i logikę... ale nienawidzę prawa podatkowego. Do tego, finansowo wcale tak dobrze nie wychodziło bycie księgowym, choć oczywiście dużo lepiej niż cokolwiek, co byłem w stanie zarobić na pisaniu. Zauważyłem jednak już wtedy, a było to około roku 2016, że znajomi z szeroko-pojętego IT mają się dużo lepiej. Nie miałem w ogóle wykształcenia w tym kierunku, ale byłem naprawdę niezły w Excelu i nauczyłem się VBA. Moja Żona wtedy też mnie zaczęła uczyć podstaw pracy z danymi, ponieważ skończyła Matematykę na Politechnice i miała w tym temacie doświadczenie zawodowe. Pomyślałem, że może będzie to sposób na ciekawą, lepszą pracę również dla mnie.

 

I miałem rację! Najpierw zostałem analitykiem danych, pracującym głównie w Excelu, ale dosyć szybko udało mi się zdobyć pierwsze doświadczenie z bazami danych. I dopiero wtedy wszystko dla mnie zaskoczyło - trochę jak z tym martwym ciągiem. Od tamtej pory pełniłem już większość możliwych ról, jakie tylko da się w kontekście danych pełnić - byłem inżynierem danych, analitykiem, architektem hurtowni danych, BI developerem i nawet software engineerem. Zostało mi do odhaczenia chyba już tylko zawodowe zajmowanie się danymi w kontekście AI. 

 

Taki stabilny, bezpieczny zawód dał mi przestrzeń do pomyślenia - "a gdyby tak spróbować spełnić marzenie o napisaniu książki...?". Porzuciłem wtedy pisanie o popkulturze, ponieważ nie chciałem się rozdrabniać. Uznałem, że jeśli mam w ogóle mieć szansę na napisanie powieści, to musi to być jedyna rzecz, którą będę pisał. I można powiedzieć, że w ten sposób zatoczyłem pełne koło i wróciłem do dosyć intensywnego pisania. 

IMG_7227 (2)

CKM: Czy Twoje zawodowe doświadczenia z analizą danych w jakiś sposób wpłynęły na fabułę lub konstrukcję książki?

Tomasz Kozioł: To doświadczenie nie wpłynęło może na fabułę czy konstrukcję, ale na proces powstawania wydaje mi się, że tak. I tak sobie myślę, że tylko dzięki pracy  w IT udało mi się te powieści napisać. "Dziewczyna, która klaszcze" nie była moim pierwszym podejściem - była chyba trzecim albo czwartym. Wszystkie poprzednie były kompletnie nieudane. 

Z mojego doświadczenia zawodowego musiałem najpierw wyciągnąć bardzo ważną lekcję - duży problem, rozbij na jak najmniejsze i rozwiązuj je jeden po drugim. Jak to się przełożyło na moje pisanie? Otóż, problemem, który był do rozwiązania, było "chcę napisać i wydać powieść". Więc najpierw pozbyłem się z problemu tego "wydać". Uznałem, że najpierw napiszę powieść, a dopiero później będę się martwił jej wydaniem. I też ułożyłem to w swojej głowie, że samo napisanie powieści jest spełnieniem marzenia. A wydanie jej jest "po prostu" spełnieniem drugiego marzenia.

 

Ale to nie był koniec - powieść powieści nierówna. A ja oczywiście od lat mam w głowie "mojego Władcę Pierścieni". Tylko że zaczynanie od czegoś na skalę "Władcy Pierścieni" w ramach pierwszej powieści i to pisanej hobbystycznie, po godzinach, w tramwaju... Cóż, to radykalne zmniejszenie szans na sukces. OK, czyli żadne tam trylogie - musi być to powieść, która się zamknie w jednym tomie. Ale jeden tom dalej nie gwarantował sukcesu. Chciałem napisać powieść SF, ale SF wymaga na ogół dużo researchu, jeśli ma mieć ręce i nogi (chyba że już się jest np. po Fizyce na Politechnice, to może wtedy ten element ma się za sobą, ale to nie był mój przypadek). Dobrze, to jak bez researchu, to musi być coś, co naprawdę dobrze znam i będę miał mało uzupełniania wiedzy. Co to może być? Cóż, horrory znam jak własną kieszeń - oglądałem po prostu wszystkie, jak leci. Jakieś najgorsze - przepraszam - barachło wchodziło do kina? Można było być pewnym, że pewnie będę na premierze (między innymi dlatego, że niektóre takie filmy nie wytrzymywały dłużej w kinowym repertuarze niż tydzień). A jakie motywy kocham najbardziej? Nawiedzone domy! To będzie mi się super pisało, ponieważ to będzie książka, którą sam bym chciał obejrzeć w postaci filmu. Zostały wtedy jeszcze tylko trzy aspekty, które dało się zredukować - czas akcji, miejsce akcji oraz liczba bohaterów. I tak moja powieść rozgrywała się w ciągu kilku dni, miała miejsce w jednej lokacji, głównych bohaterów było dwóch. Patrząc na to z perspektywy projektu IT - zmniejszyłem scope do minimum. W ten sposób zszedłem z "mojego Władcy Pierścieni" sporo poniżej samego "Hobbita". I się udało!

 

To samo podejście widać przy "Martwym ciągu". Wiedziałem, że nadal nie będę miał dużo czasu i przestrzeni na pisanie, więc scope nie mógł być wiele większy niż przy pierwszym podejściu. Dlatego zdecydowałem się zasadniczo na identyczny rozmiar projektu z jednym dodatkowym wyzwaniem - "teraz napiszę dużo bardziej złożone postaci". I znowu udało się powieść skończyć. A czy z dodatkowym wyzwaniem sobie poradziłem, to już zostawiam czytelnikom do oceny.

 

CKM: Podobnie jak poprzednią książkę, „Martwy Ciąg” napisałeś w całości na ThinkPadzie. Dlaczego właśnie ten sprzęt towarzyszy Ci w twórczości?

Tomasz Kozioł: Jak wspomniałem wcześniej, pisałem głównie w tramwaju. Tak naprawdę pisałem wszędzie, tylko nie w domu, ponieważ jak byłem w domu, to chciałem spędzać czas z Żoną. Potrzebowałem więc czegoś mobilnego i raczej niezniszczalnego. I słyszałem, że ThinkPady właśnie takie są. Kolega pracował wtedy w serwisie komputerowym, czasem miał coś używanego na sprzedaż. Więc poprosiłem, żeby dał znać, jak będzie miał jakiegokolwiek ThinkPada w dobrym stanie i z "normalną klawiaturą" (czyli żadnej niemieckiej wariacji z polskimi naklejkami). I tak w moje ręce trafił mój pierwszy ThinkPad – model T440s. Do dziś zresztą świetnie służy nam w domu, mimo że ma już łącznie chyba z kilkanaście lat. 

 

Gdy zacząłem na nim pisać, okazało się, że ThinkPady są nie tylko ekstremalnie wytrzymałe, ale też... ta klawiatura... Czytałem w internecie, że klawiatura ThinkPadów to jakość sama w sobie, ale trochę nie wierzyłem, w szczególności, że wtedy ogólnie nie lubiłem pisać na laptopie. I ThinkPady to zmieniły. Od tamtej pory, jak mam pisać, to tylko na ThinkPadzie. W tym roku zacząłem przygodę z gamedevem, tworzę pierwszą grę i znowu czuję, że kod pisze się sam, tak bardzo lubię te klawiatury. 


CKM: Czy pamiętasz konkretną scenę albo rozdział, który powstał w nietypowym miejscu lub okolicznościach?

Tomasz Kozioł: Pamiętam taką scenę, jak zaczynałem pisać "Martwy ciąg" i jeszcze nie byłem pewny, czy się nie zatrzymam na stronie tytułowej. Zabrałem wtedy synka na działkę. Miał chyba ze trzy lata i jeszcze miał drzemki. Jak mi usnął, udało mi się go przełożyć do łóżka i usiąść obok niego, w domku na działce. Spał wyjątkowo długo, chyba ze trzy godziny. A ja zerkałem to na niego, to na piękny zielony widok za oknem, i napisałem jedne z pierwszych stron nowej powieści. Łącznie siedem stron, jeśli dobrze pamiętam.

 

Poza tym pisałem wszędzie, tak jak wspomniałem. W tramwaju, autobusie, w poczekalni u lekarza, na korytarzu po treningu. Ale tak silne wspomnienie konkretnego miejsca i konkretnych scen mam właśnie z tą jedną sytuacją. 

 

CKM: Czy zdarza Ci się uciekać w pisanie po trudnym dniu analitycznym – albo odwrotnie: analizować fabułę, jakby była zbiorem danych?

Tomasz Kozioł: Oj tak, bardzo lubiłem pisać na koniec dnia, przed powrotem do rodziny. To mnie po prostu rozluźnia. Teraz mam tak samo z pisaniem kodu do gry albo tworzeniem (bardzo prostego) pixel artu. Takie kreatywne ujście jest mi po prostu bardzo potrzebne. Dlatego wszystkie takie rzeczy, które tworzę, powstają w małych kawałkach - po 15-30 minut dziennie. Ale nie nazwałbym tego ucieczką. Wiem, jak się człowiek czuje "kiedy w coś ucieka" i to nie jest to. Wiele w życiu zrobiłem, żeby przestać "uciekać w coś po trudnym dniu". Gdy czuję, że dzień był trudny i chciałbym uciec, podnoszę sztangę. W moim biurze do pracy zdalnej pod biurkiem stoi nabita sztanga olimpijska - zależnie od dnia mam tam między 100 a 130 kilo, ponieważ obawiam się że podłoga więcej nie wytrzyma. Mam też trzy kettle - 16, 24 i 32 kilo. A po treningu siadałem na 15 minut pisania w ramach stygnięcia. I wtedy czułem, że mogę dalej się zmierzyć z dniem, bez chęci ucieczki. 


CKM: Gdybyś miał stworzyć książkę z danych – na przykład opowieść na podstawie Excela – czy miałbyś już pomysł na tytuł?

Tomasz Kozioł: Mam nawet taki pomysł! Na horror korporacyjny. Kolega podrzucił pomysł, że taka powieść mogłaby nosić tytuł "Deadline" i pomyślałem, że to po prostu idealnie pasuje, w szczególności, że martwy ciąg to po angielsku deadlift. Więc byłaby ciągłość, jeśli kiedyś uda mi się moje powieści przetłumaczyć, a taki jest ogólny plan. Zaznaczę przy tym, że "Deadline" jeszcze nie powstaje, ale jest realna szansa, że kiedyś się zmaterializuje. Może jeszcze z dopiskiem "a corporate horror story", bo powieści z tytułem "Deadline", jak się okazało, kilka już jest. Chodzi mi też po głowie horror osadzony w środowisku gamedevowym - ta mogłaby nosić tytuł "Dead Pixel", "Martwy piksel". Z czasem się okaże, jak przy "Martwym ciągu" - na ile żartuję, a na ile przerodzi się to w kompletny, nadający się do realizacji pomysł. Proszę trzymać kciuki! I za powstającą grę, i za przyszłe książki! 

Autor CKM
Źródło -
Data dodania 09.07.2025
Aktualizacja 02.08.2025
Kopiuj link
NEWSLETTER
Zapisując się na nasz newsletter akceptujesz Regulamin i Politykę prywatności
KOMENTARZE (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin zamieszczania komentarzy w serwisie. Administratorem Twoich danych osobowych jest CKM.PL, który przetwarza je w celu realizacji umowy – regulaminu zamieszczania komentarzy (podstawa prawna: art. 6 ust. 1 lit. b RODO). Masz prawo dostępu do swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania – szczegóły i sposób realizacji tych praw znajdziesz w polityce prywatności. Serwis chroniony jest przez reCAPTCHA – obowiązuje Polityka prywatności Google i Warunki korzystania z usługi.