Jak kebab zdominował nasz kraj. Dlaczego Polacy nie potrafią mu się oprzeć?

Sycąca bomba kaloryczna
Na pierwszy rzut oka – ideał. Dużo mięsa, ciepła buła, trochę warzyw dla alibi, i sosy, które są turbo intensywne. Ale kebab to też solidny cios – dla żołądka, wątroby i sumienia.
Nie oszukujmy się – to tłuste, ciężkostrawne, często przygotowywane „na szybko” danie, którego skład nie zawsze zna nawet sam właściciel budki. 1200 kalorii w jednej rolce? Luz. A jak wpadnie „box z frytami i serem” to lepiej odrazu zamówić spowiedź u trenera personalnego.
Męska nostalgia tłuszczem pisana
Kebab to trochę jak koncernowe piwo z dyskontu – niby wiesz, że są lepsze opcje, ale po co kombinować? Daje szybkie zaspokojenie, pasuje do każdej okazji (byle była nocna) i ma w sobie coś pierwotnego.
Zjeść kebaba po imprezie to nie tylko tradycja – to męska inicjacja. I nieważne, czy masz 20 lat czy 40, czy wracasz z baletu, czy z wieczoru kawalerskiego – w kebabie spotykają się wszystkie plemiona mężczyzn. Sam fakt, że miliony polaków ogląda jak ich rodak Książulo je te kebaby, a następnie lakonicznie mówi czy mu smakowało czy nie. Tylko tyle wystarcza nam do szczęścia.
Od orientu do osiedla – jak kebab podbił Polskę
Jeszcze 20 lat temu kebab był czymś egzotycznym. Danie z zagranicy, sprzedawane w nielicznych punktach przez ludzi o imionach, których nie umieliśmy wymówić. Dziś kebab jest wszędzie – od centrów handlowych po wiejskie stacje benzynowe. Stał się polskim fast-foodem numer jeden.
Dlaczego? Bo szybko zrozumieliśmy, że kebab da się łatwo „spolszczyć”. Kiedy tylko ktoś wpadł na pomysł, żeby do kebaba dorzucić frytki, a sos czosnkowy zrobić z majonezu i jogurtu, wszystko poszło z górki. Dziś mamy „kebab boxy”, „kebab tortille”, „kebab w bułce”, „kebab z serem” i nawet „wegańskie kebaby”, które z oryginałem mają wspólną tylko nazwę. Kebab w Polsce to nie orientalna potrawa. To coś między zapiekanką z dworca a schabowym z niedzieli.
Czy kebab nas zjada?
Oczywiście, możemy sobie żartować, ale warto też spojrzeć w lustro (a potem na wagę). Kebab raz na jakiś czas – czemu nie. Ale jeśli Twój organizm widzi więcej budek niż warzywniaków, to może czas przemyśleć nawyki.
Bo choć kebab jest królem nocnych eskapad, to niekoniecznie królem zdrowia. W tej koronie więcej jest tłuszczu niż błonnika. Ale… hej – nikt nie mówi, że trzeba od razu zostać joginem. Czasem wystarczy po prostu nie jeść codziennie jakby to był piątkowy melanż.
Twój komentarz został przesłany do moderacji i nie jest jeszcze widoczny.
Sprawdzamy, czy spełnia zasady naszego regulaminu. Dziękujemy za zrozumienie!

Czy depenalizacja marihuany jest możliwa jeszcze w tym roku? Przygotowano projekt ustawy

Zmarł Bas Tajpan – muzyk z Dąbrowy Górniczej miał 47 lat

Talibowie szokują spotem turystycznym. Wideo przypominające porwanie ma promować Afganistan

Pan Irek z Chorzowa i siła internetu. Jak stał się najbardziej popularnym taksówkarzem w Polsce?

Powraca "Nagi instynkt". Powstanie nowa wersja kultowego thrillera erotycznego