Iluzja bliskości. Dlaczego myślimy, że znamy ludzi z internetu?
Czy naprawdę znamy osoby, które obserwujemy w sieci? Znamy ich kawowe rytuały, ulubione marki butów, czasem nawet szczegóły intymnych wyznań. A mimo to – dla nich jesteśmy jedynie numerkiem w statystykach, kolejną „twarzą bez twarzy”. To właśnie paradoks współczesnych czasów: z jednej strony nigdy nie byliśmy tak blisko idoli, a z drugiej – ta bliskość jest czystą fikcją.

Zjawisko, które łudzi nas od dekad
Choć dziś kojarzymy je głównie z Instagramem, YouTube’em czy TikTokiem, relacje paraspołeczne wcale nie są wymysłem ery smartfonów. Już nasi dziadkowie mieli poczucie, że „znają” telewizyjnych prezenterów czy piosenkarzy. Różnica polega na tym, że kiedyś kontakt kończył się na ekranie telewizora. Dziś nasi ulubieńcy nadają niemal 24/7 – z samochodu, z sypialni, z wakacji. To tworzy wrażenie intymności, które łatwo pomylić z prawdziwą więzią.
Dlaczego nas to wciąga?
Bo jest wygodne. Taka jednostronna „relacja” niczego od nas nie wymaga. Możemy sięgnąć po nią, kiedy tylko mamy ochotę – w autobusie, w środku nocy, w przerwie między spotkaniami. Nie musimy oddzwaniać, wspierać, angażować się naprawdę. Dostajemy złudzenie przyjaźni bez całego bagażu, który niosą prawdziwe relacje.
Co ciekawe, badania pokazują, że dla wielu osób więzi z internetowymi twórcami bywają ważniejsze niż kontakty z dalszymi znajomymi czy kolegami z pracy. To nie znaczy, że są „zdrowsze”, ale pokazuje, jak bardzo potrzebujemy poczucia bliskości – nawet jeśli jest ono tylko wyobrażone.
Kiedy robi się niebezpiecznie
Problem zaczyna się wtedy, gdy granica między światem wirtualnym a realnym zaczyna się rozmywać. Niektórzy fani próbują „dopisać” swoją obecność do życia twórcy – wysyłają nachalne wiadomości, śledzą każdy krok, a czasem wręcz pojawiają się w miejscach, gdzie ich ulubieniec mieszka czy odpoczywa. To moment, w którym niewinna fascynacja zamienia się w przekroczenie czyjejś prywatności.
Iluzja, z którą warto się pogodzić
Relacje paraspołeczne same w sobie nie są niczym złym. Mogą dawać poczucie wsparcia, motywować, inspirować. Ale dobrze pamiętać, że to nie są prawdziwe przyjaźnie. To bardziej spektakl, w którym oglądamy starannie wyreżyserowaną część cudzego życia. I choć czasem mamy wrażenie, że stoimy w kulisach – w rzeczywistości nadal jesteśmy tylko widzami.
Twój komentarz został przesłany do moderacji i nie jest jeszcze widoczny.
Sprawdzamy, czy spełnia zasady naszego regulaminu. Dziękujemy za zrozumienie!

GTA 6 znowu opóźnione? Insider studzi entuzjazm graczy

Nocna prohibicja to mniejsze kolejki na SOR i mniej policyjnych interwencji?

Kolejny drogowy patostreamer na ulicach stolicy

Kto w razie konfliktu zbrojnego dostanie powołanie? Obowiązujące przypisy poboru wojskowego

Para nagrywała filmy pornograficzne na ulicach Gorzowa Wielkopolskiego. Mieszkańcy są oburzeni