Szukaj

LIFESTYLE Gymsztof - „Panie, pan wygląda jak Krzysztof Krawczyk!” [WYWIAD CKM]

Gymsztof - „Panie, pan wygląda jak Krzysztof Krawczyk!” [WYWIAD CKM]

CKM
10.10.2025
Kopiuj link

Gymsztof to gość, którego internet pokochał za poczucie humoru, dystans do siebie i niepodrabialne podobieństwo do Krzysztofa Krawczyka. W rozmowie z CKM opowiada o treningach, popularności, życiu między social mediami, a siłownią i o tym, jak to jest być „napakowanym Krzysiem z TikToka”.

gymsztoffoto

CKM: Czy zdarza się, że zaczepiają Cię starsze panie? Krzysztof Krawczyk był kiedyś uosobieniem męskiego ideału – czujesz czasem, że ta aura działa też na Ciebie?

Gymsztof: Jasne, zdarza się, że zaczepiają mnie starsze panie, ale także te w średnim wieku. Zazwyczaj robią to bardzo subtelnie. Choć była też sytuacja ekstremalna – ktoś poprosił mnie o autograf. Powiedziałem: „Jaki autograf? Przecież nie jestem Krzysztofem Krawczykiem”. A oni na to: „No to poproszę, poproszę!”. Dałem więc autograf, wpisałem swoje imię i nazwisko. Byli zachwyceni, a chwilę później zaczęli śpiewać „Parostatek”. Aura jest naprawdę mocna.

Raz miałem też taką sytuację, że pewna pani zaczepiła mnie pod domem i powiedziała: „Panie, pan wygląda jak Krzysztof Krawczyk!”. Odpowiedziałem: „Serio? Rzadko to słyszę…”. A ona dalej: „Tak, tak, wygląda pan, jest pan super!”. Po chwili zapytała: „A zaśpiewałby pan coś?”. Odpowiedziałem, że nie, nie bawię się w takie rzeczy. Zgodziłem się zrobić wspólne zdjęcie, ale gdy odchodziłem, ona wciąż prosiła, żebym zaśpiewał.

Ludzie czasami naprawdę wpadają w szał, gdy mnie widzą. Oczywiście nie wszyscy, ale ta aura jest naprawdę silna. Dla mnie to wciąż zaskakujące, że potrafią tak reagować tylko dlatego, że jestem podobny do pana Krzysztofa – a czasami zachowują się nawet, jakbym naprawdę nim był, a przecież nie jestem.

Bywały też sytuacje, zwłaszcza wcześniej, że kierowcy zatrzymywali się samochodami, otwierali okna i krzyczeli: „Krzysiu! Siema, Krzysiu!”. Natomiast to wszystko działo się jeszcze przed TikTokiem. Gdy mój profil na TikToku się rozkręcił, ludzie zaczęli już częściej zwracać się do mnie tak, jak nazywam się w mediach społecznościowych, czyli Gymsztof.

 

 

CKM: A jak reagują Twoje rówieśniczki? W końcu stylówka rodem z lat 70. jest dziś dość nietypowa i przyciąga uwagę.

Gymsztof: Oczywiście, to nie jest tak, że od razu dziewczyny proszą mnie o numer telefonu, ale bywa, że chcą pogadać. Mówią, że wyglądam jak Krzysztof Krawczyk, zagadują i rozmawiamy o tym, ale żadna znajomość jakoś się z tego nie rozwinęła. Więcej działo się w wiadomościach prywatnych.

Na początku mojej popularności dostawałem sporo wiadomości, często bardzo różnej treści. Odmawiałem, bo nie jestem typem, który leci na takie rzeczy. Jestem raczej osobą szukającą czegoś bardziej romantycznego. No i mam dziewczynę – więc byłoby słabo, gdybym wchodził w takie interakcje. Z reguły więc odpowiadałem uprzejmie albo prowadziłem rozmowę normalnie, jak z każdym człowiekiem. Nigdy nic z tego nie wynikło.

CKM: Pamiętasz moment, w którym „żart ze znajomymi” przerodził się w świadomą kreację Gymsztofa – sobowtóra Krawczyka na siłowni?

Gymsztof: Ogólnie zawsze chciałem mieć wąsa, ale wcześniej byłem trochę grubszy na twarzy, bo długo byłem na masie – takiej permanentnej. W końcu postanowiłem, że zredukuję wagę. Wcześniej miałem brodę i krótsze włosy. Zacząłem więc zapuszczać włosy, zredukowałem wagę ze 122 do 108 kilogramów i wtedy postanowiłem zgolić brodę, którą nosiłem przez lata. Wszyscy byli w szoku.

Kiedy przyszedłem na domówkę do znajomych, którzy jeszcze nie widzieli mojej nowej fryzury, spojrzeli na mnie i krzyknęli: „Jezus, Krzysztof Krawczyk!”. I oczywiście zaczęli śpiewać „Parostatek”. Koleżanka ostrzygła mnie wtedy na muleta – i tak, zupełnie przypadkiem, zacząłem wyglądać jak pan Krzysztof Krawczyk.

Na początku, kiedy ludzie na ulicy mówili, że jestem do niego podobny, nie wierzyłem. Dopiero z czasem sam zacząłem dostrzegać podobieństwo. Kreacja Gymsztofa była więc czystym przypadkiem. Po prostu zobaczyłem, że stałem się viralem i postanowiłem to wykorzystać. Więc tak to się zaczęło.

Co ciekawe, mój wizerunek – oprócz wąsa i włosów – wciąż się zmienia. Nie lubię trzymać się schematu, że muszę być cały czas „Krzysztofem Krawczykiem”. Lubię próbować nowych rzeczy, robić to, na co mam ochotę. A jeśli kiedyś mi się to znudzi – po prostu wymyślę coś nowego. Ewentualnie ludziom się znudzi i też będzie trzeba iść dalej.

CKM: A znałeś wcześniej Krzysztofa Krawczyka i jarałeś się jego postacią – jako muzykiem, ikoną popkultury?

Gymsztof: Bardzo go lubię – zarówno jako człowieka, jak i muzyka. Jest ikoną polskiej muzyki, nie ma co się oszukiwać. Znałem go od dziecka, w końcu od zawsze leciał w radiu, rodzice puszczali jego piosenki, kiedy byłem małym chłopakiem.

Krzysztofa Krawczyka znałem więc od zawsze. Pojawiały się żarty, memy, przeróbki – wiadomo. Ale fajne było to, że po okresie, kiedy trochę zapomniano o nim wśród młodzieży, nagle się to zmieniło. Częściowo dla żartu, ale jednak odzyskał popularność i trafił do młodego pokolenia.

Można powiedzieć, że to artysta międzypokoleniowy. Ale tak, żebym się jakoś szczególnie nim jarał, to nie. Mam trochę inny gust muzyczny, choć część jego piosenek znam, bo myślę, że każdy Polak powinien je znać.

CKM: Jak Twoją internetową kreację odebrali znajomi i rodzina?

Gymsztof: Mam z ich strony ogromne wsparcie. Nie usłyszałem żadnych hejterskich komentarzy – tylko słowa poparcia i gratulacje. Cały czas mnie wspierają i kibicują.

Mnóstwo moich znajomych, także tych z poprzedniej pracy, bardzo mi pomogło na początku tworzenia treści. Dzięki temu poznałem m.in. Anię i Norberta, którzy też dali mi sporo cennych wskazówek. Ogromne wsparcie mam również od mojego aktualnego operatora, Mateusza – mogę mu naprawdę podziękować za wiele pomysłów i inspiracji.

Masa znajomych podsuwała mi pomysły, pomagała z ubiorem i nagrywkami – naprawdę czuję, że mam za sobą cały zespół ludzi. Rodzina również bardzo mnie wspiera. Pamiętam, jak prowadziłem swoje pierwsze dwie transmisje na żywo na TikToku, żeby się pokazać – moi rodzice włączyli je na telewizorze i oglądali razem z bratem. W tym sensie mam pełne poparcie i wsparcie mojego otoczenia.

CKM: Widać, że siłownia to naprawdę istotny element Twojego życia. Gdybyś miał wskazać trzy codzienne nawyki, które naprawdę wpływają na Twoją formę i samopoczucie, to co by to było?

Gymsztof: Trzy nawyki? Powiem szczerze – przede wszystkim trening siłowy. Sport od prawie dekady jest dla mnie czymś tak naturalnym, jak potrzeba fizjologiczna. Nie wyobrażam sobie dnia bez treningu. Przede wszystkim więc chodzenie na siłownię – to jest obowiązek. Na trening trzeba iść, nie ma gadania, że mi się nie chce. Traktuję to jak coś najnormalniejszego na świecie, a niepójście na siłownię byłoby dla mnie po prostu dziwne, wręcz obrazoburcze.

Drugi nawyk to trzymanie diety. Codziennie jem to samo – to samo śniadanie, obiad i kolację. Po tylu latach w sporcie już nie chce mi się kombinować z wymyślnymi daniami.

Trzeci – umiejętność pogodzenia wszystkiego. Sport jest dla mnie bardzo ważny, ale równie mocno cenię życie prywatne i rozwój zawodowy, zwłaszcza w marketingu. Sport traktuję jako życie po pracy, ale praca też jest ważna, bo pozwala mi się rozwijać i finansowo wspiera moją pasję.

Zdarza się, że zarabiam na sporcie – czasem prowadzę treningi personalne i działam w tym kierunku, ale nie chciałbym, żeby to stało się moją główną pracą. Gdyby sport stał się obowiązkiem zawodowym, przestałby być dla mnie pasją. Znam siebie i wiem, że wtedy nie dawałby mi już tej samej przyjemności.

CKM: Mówiłeś, że lubisz łączyć trening oldschoolowy z nowoczesnym. Jak to wygląda w praktyce? Jak wygląda Twój trening i regeneracja?

Gymsztof: Teraz jestem w sekcji trójbojowej i trenuję dużo z moim trenerem, ale mogę opowiedzieć, jak wyglądały moje wcześniejsze treningi. Łączę stare podejście z nowym. Uważam, że warto uczyć się od starszych, ale nie we wszystkim – trzeba wybierać to, co najlepsze.

Mój trening opiera się głównie na wolnych ciężarach – martwych ciągach, przysiadach, wyciskaniu na klatkę i hantlach. Maszyny stosuję raczej sporadycznie, ale korzystam też z elementów nowoczesnej szkoły. Często używam wyciągów, żeby odizolować konkretny mięsień, „dopompować” go albo wyrównać braki siłowe.

Moje treningi są zazwyczaj ciężkie, więc czasem dodaję ćwiczenia na wyciągach, żeby odciążyć ciało i lepiej się regenerować. Dzięki temu mogę precyzyjniej aktywować poszczególne partie mięśni, a taka praca wspiera moje główne boje, czyli przysiad, wyciskanie na klatkę i martwy ciąg.

CKM: Trenujesz trójbój pod zawody, czy traktujesz to bardziej amatorsko i hobbystycznie?

Gymsztof: Dla mnie to bardziej zabawa. Na pewno fajnie byłoby zostać zawodowym sportowcem, ale to wszystko dopiero przede mną. Póki co robię to raczej amatorsko, lecz mam trenera i należę do sekcji trójbojowej. Byłem już na swoich pierwszych zawodach, choć w tej sekcji jestem dopiero od niespełna roku.

Ciężko jest po dekadzie trenowania po swojemu całkowicie przestawić się na inny rodzaj sportu – to wymaga czasu. Na szczęście mój wieloletni staż bardzo mi w tym pomaga. Wziąłem już udział w zawodach i powoli wchodzę w ten świat. Myślę, że w przyszłym roku wystartuję w większej liczbie imprez.

Problemem jest jednak to, że nie mogę poświęcić się sportowi w stu procentach, bo mam też pracę i inne obowiązki. Ciężko to wszystko pogodzić. Mój trener czasem się śmieje, że jestem w sekcji, ale częściej trenuję na innych siłowniach. Może też dlatego, że mieszkam w Gdańsku, a sekcja trójbojowa jest w Gdyni. Dojazdy zajmują mi od dwóch do trzech godzin, więc czasem wolę pójść na siłownię obok domu, żeby znaleźć choć chwilę wolnego dla siebie, bo jest to niesamowicie ważne.

CKM: A jak reagują ludzie, gdy napakowany Krzysiu Krawczyk wbija na salę treningową? Zatrzymują Cię, żeby zrobić zdjęcie albo proszą, żebyś zaśpiewał „Parostatek”?

Gymsztof: Na szczęście na siłowniach ludzie, o dziwo, rzadko podchodzą. Pewnie dlatego, że myślą: „To jest on, ale nie będziemy przeszkadzać”. Czasami ktoś poprosi o zdjęcie, czasami zagada, ale nie odczuwam tego w sposób uciążliwy. Nie przeszkadza mi to w treningach.

A jak już ktoś podejdzie, to zawsze chętnie pogadam, zrobię zdjęcie – lubię takie interakcje z ludźmi, którzy są zainteresowani moją osobą i chcą porozmawiać. Zawsze znajdę na to chwilę. Nie jestem żadnym celebrytą, który mówi: „Odejdźcie, odejdźcie”. Nie! Jestem normalnym facetem, który po prostu czasem wrzuca coś na TikToka.

CKM: A czy Twoi widzowie z TikToka lub Instagrama pytają Cię o porady treningowe?

Gymsztof: Tak, pytają mnie o porady, głównie w wiadomościach prywatnych. Odpowiadam, jeśli mogę, ale sam nie uważam się za eksperta. Mój profil jest raczej śmieszkowy – mam swoją wiedzę, ale wiem też, że są osoby znacznie mądrzejsze i bardziej zaznajomione z tematem. Niech one się wypowiadają o treningach.

Ja mam swoje metody i doświadczenie, ale nie uważam, że mam aż tyle wiedzy, by się nią publicznie dzielić. Poza tym teraz jest mnóstwo „tiktokowych specjalistów”, którzy trenują rok czy dwa i uważają, że wiedzą wszystko o sporcie. Ja trenuję już dekadę i powiem szczerze – im dłużej to robię, tym bardziej wiem, że nic nie wiem.

Dlatego wolę, żeby o treningach siłowych wypowiadały się osoby z naprawdę dużą wiedzą. Ja mógłbym przekazać coś, co dla jednych byłoby dobre, ale dla innych mogłoby skończyć się kontuzją – nie chcę brać takiej odpowiedzialności.

Mogę doradzić bardziej w kwestiach mentalnych – jak się nastawić, jak podejść do pierwszego treningu, jak zachować motywację. Ale jeśli chodzi o technikę wykonywania ćwiczeń, to nawet mnie mój trener czasem koryguje, więc nie chcę być hipokrytą i poprawiać innych.

CKM: Twoje krótkie formy działają znakomicie na TikToku i Instagramie. Co sprawia, że ludzie tak „kupują” Twoją postać?

Gymsztof: Myślę, że ludzie mnie lubią, bo jestem autentyczny. Jestem normalnym, spoko gościem – tak, jak mówią moi odbiorcy – po prostu zwykłym facetem bez zadęcia, który ma dystans do siebie. Ludzie cenią mnie za to, że nie boję się pokazać w gorszej formie – w sensie dosłownym i przenośnym. Nie zawsze wyglądam idealnie i nie wstydzę się tego. Moja sylwetka jest typowo trójbojowa – trochę zalana, co jest normalne. Nie jestem kulturystą, żeby być wiecznie „wyciętym”.

Wielu ludzi pisze mi, że właśnie takich sylwetek brakuje w sieci, bo większość osób w mediach społecznościowych pokazuje idealne ciała w idealnym świetle. A ja tego nie udaję – wychodzę przed kamerę taki, jaki jestem, żeby pokazać, że każdy, kto ćwiczy, wygląda inaczej.

Myślę też, że ludzie lubią mnie dlatego, że nie wchodzę w kontrowersje. Nie próbuję się wybijać na tematach, które mnie nie dotyczą. Nie wypowiadam się ani politycznie, ani społecznie – staram się raczej wspierać i motywować.

W sieci chcę pokazywać pozytywne rzeczy – żeby ludzie po prostu byli szczęśliwi, nie przejmowali się opinią innych i robili swoje. I mam wrażenie, że właśnie to do nich trafia.

CKM: Masz jakiś sposób na wychodzenie ze swojej internetowej roli?

Gymsztof: Powiem szczerze – Gymsztof to po prostu ja. Czasami wśród znajomych też robię dziwne rzeczy, gadam różne głupotki, więc to wszystko wychodzi naturalnie. Uznałem, że jeśli chcę to robić dobrze, to muszę być sobą. Nie potrafię udawać ani przyjmować jakiejś kreacji.

Kiedy „wychodzę z roli”, po prostu wrzucam coś, odpowiadam ludziom, ale nie śledzę obsesyjnie zasięgów, nie robię tego codziennie. Na początku tak było – wiadomo, ekscytacja i nowość – ale teraz po prostu publikuję, odpowiadam i rozmawiam z ludźmi.

Zauważyłem też, że odkąd prowadzę TikToka, coraz mniej oglądam inne materiały w mediach społecznościowych. Mam tego przesyt – tworząc treści, czuję się przebodźcowany, dlatego staram się unikać ciągłego przewijania. Wrzucam film, odpisuję ludziom, ale nie pozwalam, żeby to za bardzo wpływało na moje życie. Udało mi się to rozgraniczyć.

Jak mam gorsze zasięgi – nie przejmuję się. Jak mam lepsze – super, ale nie traktuję tego jako najważniejszego celu. Moim priorytetem są sport, rozwój i spędzanie czasu z najbliższymi. To właśnie daje mi szczęście.

CKM: A jaki masz pomysł na siebie w internecie? Myślisz o dłuższych filmach, własnej serii albo może o limitowanej linii produktów treningowych?

Gymsztof: Powiem szczerze – nie jestem typem marzyciela. Uważam, że planowanie teraz jakiejś własnej marki odzieżowej czy otwieranie sklepu byłoby trochę zbyt dużą pychą. Na razie o tym nie myślę. Jeśli to jeszcze bardziej się rozwinie i rozpromuje, wtedy może się nad tym zastanowię. Ale póki co uważam, że jestem zbyt małym twórcą, żeby wchodzić w takie inwestycje.

Na razie po prostu tworzę, bo sprawia mi to frajdę. Czasami wpadnie jakaś współpraca – dla mnie to już ogromne doświadczenie i szansa na coś nowego. Na przykład teraz będę występował w teledysku Sławomira i to jest dla mnie niesamowite. Fajnie przeżyć coś takiego i mieć później co wspominać – że „byłem tu, byłem tam”.

Traktuję to wszystko raczej jako przygodę. Fajną formę dorobienia, rozwoju i poznawania nowych ludzi. Ale wielkich planów wobec swojego konta nie mam – przynajmniej na razie.

CKM: A nie korciło Cię, żeby wydać własny kawałek albo nawet rozpocząć karierę muzyczną?

Gymsztof: Ludzie mi to już sugerowali, ale ja nie jestem śpiewakiem. Jestem bardziej sportowcem i nie chciałbym wchodzić w coś, na czym się po prostu nie znam. Poza tym – powiem szczerze – w muzyce jest teraz sporo tandety, a ja nie chciałbym być jej częścią.

Wolę, żeby moje treści były śmieszkowe, ale z takim pozytywnym przesłaniem – trochę jak ten „wujek na weselu”, który potrafi czasem rzucić coś mądrego między żartami. W takim stylu to traktuję.

Wiem, że gdybym zaczął robić muzykę, to pewnie przyniosłoby mi to spory wzrost popularności, ale mnie to po prostu nie jara. Lubię słuchać muzyki, ale nie czuję potrzeby jej tworzenia. Nigdy mnie to specjalnie nie kręciło.

Tak jak mówiłem – robię to, na co mam ochotę. Jeśli kiedyś padnie pomysł, żeby spróbować swoich sił w muzyce, to może to zrobię. Ale na razie w ogóle o tym nie myślę.

CKM: Kontaktował się ktoś kiedyś z Tobą z otoczenia Krzysztofa Krawczyka? Pojawiały się jakieś głosy ze strony jego bliskich lub znajomych, że fajnie, że ożywiasz jego postać i kultywujesz ją wśród młodych ludzi?

Gymsztof: Nie, nie. Właśnie nikt się nie odzywał, ale ciekawi mnie, czy ktoś się kiedyś odezwie. Mam tylko nadzieję, że moja twórczość nie obraża bliskich pana Krzysztofa Krawczyka, bo nigdy nie starałem się go w żaden sposób obrazić, ani szargać jego imienia.

Autor CKM
Źródło -
Data dodania 10.10.2025
Aktualizacja 18.10.2025
Kopiuj link
NEWSLETTER
Zapisując się na nasz newsletter akceptujesz Regulamin i Politykę prywatności
KOMENTARZE (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin zamieszczania komentarzy w serwisie. Administratorem Twoich danych osobowych jest CKM.PL, który przetwarza je w celu realizacji umowy – regulaminu zamieszczania komentarzy (podstawa prawna: art. 6 ust. 1 lit. b RODO). Masz prawo dostępu do swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania – szczegóły i sposób realizacji tych praw znajdziesz w polityce prywatności. Serwis chroniony jest przez reCAPTCHA – obowiązuje Polityka prywatności Google i Warunki korzystania z usługi.