Szukaj

FELIETONY Amisze z Shipshewany: dzień w świecie bez TikToka i prądu

Amisze z Shipshewany: dzień w świecie bez TikToka i prądu

Mr Tripper 
16.10.2025
Kopiuj link

Na mapie USA Shipshewana wygląda jak nic szczególnego, małe miasteczko w Indianie, które wielu kierowców mija, nie zatrzymując się nawet na chwilę. Ale wystarczy zjechać z autostrady, by zobaczyć, że to miejsce żyje własnym rytmem. Czas płynie tu inaczej, nie w takt powiadomień na ekranie smartfona, ale stukotu końskich kopyt o asfalt.

2025-09-12 17-47-32

Shipshewana – miasteczko, gdzie czas się zatrzymał

Na mapie USA Shipshewana wygląda jak nic szczególnego, małe miasteczko w Indianie, które wielu kierowców mija, nie zatrzymując się nawet na chwilę. Ale wystarczy zjechać z autostrady, by zobaczyć, że to miejsce żyje własnym rytmem. Czas płynie tu inaczej, nie w takt powiadomień na ekranie smartfona, ale stukotu końskich kopyt o asfalt.

Pierwsze, co uderza, to cisza. Nie absolutna, bo w tle słychać parskanie koni, śmiech biegających boso dzieci i rytmiczne uderzenia młotka w warsztacie stolarskim. Ale to cisza innego rodzaju: pozbawiona miejskiego zgiełku, neonów i reklam walczących o twoją uwagę. Czujesz się, jakbyś nagle przeskoczył w inny świat – prostszy, spokojniejszy, bardziej ludzki.

Wchodzę do jednego z lokalnych sklepów. Witryna skromna, a w środku świat rzemiosła. Każdy mebel, każda ozdoba wykonana ręcznie. Nie ma tu masowej produkcji, wszystko nosi ślad pracy rąk. To pierwszy moment, w którym rozumiem, że ich świat nie jest atrakcją dla turystów. To nie skansen. To życie, które trwa w swoim rytmie od pokoleń.

Starszy Amisz pod supermarketem

Wychodzę na parking. Zamiast rzędu pickupów i SUV-ów stoją bryczki. Ciche, skromne, ustawione jedna obok drugiej, jakby to był zupełnie naturalny parking. Konie stoją spokojnie, poruszają ogonami, dzwoneczki przy uzdach lekko brzęczą na wietrze.

2025-10-08 09-26-11

Przy jednej z bryczek stoi starszy Amisz. Siwa broda, kapelusz, spojrzenie człowieka, który już niczego nie musi udowadniać. Podchodzę, pytam:
„Jeździłeś kiedyś samochodem?”
„Nigdy” – odpowiada od razu. „Nie potrzebuję. My żyjemy wolniej. Pozwalamy światu mijać obok.”

To jedno zdanie brzmi jak manifest. Rozmawiamy dalej. Mówi o ubezpieczeniach. U nas to cała machina: polisy, infolinie, mały druk, odsetki, reklamy z aktorami w garniturach. U nich – wspólnota. Jeśli komuś spali się dom, jeśli ktoś zachoruje albo ma wypadek, wszyscy się zrzucają. Bez papierów, bez umów, bez logotypów. Pomoc jest obowiązkiem, nie gestem. Proste, skuteczne i uczciwe.

Patrzę na jego dłonie – popękane, silne, jakby pamiętały każdą deskę i każde pole. To ludzie, którzy nie filozofują o życiu. Oni po prostu je żyją.

Młody ojciec i zaproszenie

Kilka kroków dalej widzę kolejną bryczkę. Na niej młody Amisz w czerwonej koszuli. Obok dwóch chłopców, jego synowie. Siedzą spokojnie, czekają na żonę, która robi zakupy w środku. Nie ma żadnych aut, żadnego hałasu, tylko stukot końskich kopyt odbijający się o asfalt i śmiech dzieci biegających w oddali.

Podchodzę, pytam, czy mogę nagrać kilka ujęć.
„Mnie to nie przeszkadza” – mówi spokojnie, z uśmiechem.
Zaskakuje mnie jego otwartość. Większość Amiszów nie przepada za kamerami, ale on jest inny. Mówi, że mieszkają niedaleko, że często tu przyjeżdżają po zapasy.

2025-10-08 09-26-30

Po chwili dodaje:
„Przyjedź do mnie. Pokażę ci, jak żyjemy.”

Sięgam po telefon, chcę zapisać adres. I wtedy orientuję się, że on nie ma numeru domu, nie zna nazwy ulicy. Wyciągam iPhone’a, pokazuję mapę. Patrzy z ciekawością, jakby widział coś z innej planety. Na mapie pokazuje mi palcem, gdzie mieszka  „naprzeciwko cmentarza”, mówi z lekkim uśmiechem. Wydaje się, że to dla niego zupełnie normalny punkt orientacyjny.

Godzinę później jadę w to miejsce. Po jednej stronie drogi cmentarz, po drugiej jego gospodarstwo. Zatrzymuję auto, wyłączam silnik i przez chwilę siedzę w ciszy. Tylko wiatr, śpiew ptaków i odgłos młotka z daleka.

Nagle z podwórka wybiegają dzieci  tym razem dziewczynka i chłopiec.
„Tata jest w oborze!” – wołają z uśmiechem i pokazują ręką kierunek.

Na posesji: koń, prąd i codzienność

Dojeżdżam. Zjeżdżam z asfaltu, kurz unosi się za autem jak za wehikułem przenoszącym mnie w inny wiek. Wokół cisza, żadnych dźwięków silników, tylko śpiew ptaków i odległy stukot młotka z warsztatu. Przed domem stoi koń, przywiązany do drewnianego słupa. Obok stara drewniana bryczka, a za nią widać pola ciągnące się aż po horyzont.

Dzieci biegają boso po podwórku, z uśmiechem, jakby to była najlepsza zabawa świata. Jeden z chłopców niesie wiadro z wodą, drugi kopie piłkę zrobioną ze szmat. Matka, ubrana w prostą granatową suknię, wychodzi z domu z koszem prania. Scena wygląda jak zatrzymany kadr z dawnych fotografii – żadnych znaków nowoczesności, a jednak wszystko tętni życiem.

2025-10-08 09-28-57

Rozmawiamy o prądzie.
„Nowy dom może korzystać z prądu tylko rok” – tłumaczy mój gospodarz.
„Potem trzeba się odłączyć i przejść na solary. Jeśli kogoś nie stać, może korzystać dłużej, ale docelowo trzeba odciąć kabel.”

Mówi to spokojnie, bez żalu, jakby opowiadał o czymś zupełnie naturalnym. Dla nich prąd nie jest standardem, to coś w rodzaju tymczasowego udogodnienia, które można mieć tylko do momentu, gdy znajdzie się sposób, by żyć bez niego.

Patrzę na panele słoneczne zamocowane na szopie. To ich kompromis ze współczesnością. Wystarczają, by zasilić kilka żarówek i prostą lodówkę. Nie chodzi o całkowitą rezygnację z wygód, tylko o zachowanie granicy. Granicy, za którą zaczyna się zależność.

Wszystko tutaj ma swoje reguły i nikt ich nie kwestionuje. Życie Amiszów jest jak ręcznie zszyty koc: każdy ścieg ma swoje miejsce, każdy gest sens. W tym świecie nie ma przypadków, nie ma „może później”. Jest rytm, który trwa od pokoleń i którego nikt nie próbuje przyspieszyć.

Patrząc na ich codzienność, widzę coś, czego w naszym świecie już prawie nie ma – spójność. Słowa, decyzje i czyny tworzą jedną linię. Nie ma potrzeby udowadniania czegokolwiek, porównywania, wyścigu o więcej. Oni wiedzą, kim są. A to, paradoksalnie, jest największy luksus XXI wieku.

Piwo i Kinder Niespodzianki

2025-10-08 09-28-02

Żartuję, że przydałoby się piwo. On śmieje się.
„To zrobiłoby mój dzień lepszym.”

Jadę więc do sklepu, wracam z dwoma piwami i dwoma Kinder Niespodziankami dla dzieci. Podaję mu puszkę, a dzieci od razu cieszą się z jajek. To moment przełomowy. Bariera między naszymi światami znika. Zostaje prosta ludzka radość: piwo dla ojca, czekolada i zabawki dla dzieci.

Żona i dzieci: rozmowa o wyborach

Na podwórku pojawia się jego żona. Spokojna, w prostym stroju, z niemowlęciem na rękach. Obok starsza córka, która mówi nieśmiało:
„Miranda.”

Rozmawiamy o wychowaniu.
„Co jeśli wasze dzieci kiedyś zdecydują się odejść?” – pytam.
„To ich wybór” – odpowiada spokojnie. „My pokazujemy im naszą drogę, ale każdy człowiek decyduje sam. Większość i tak wraca.”

To zdanie zostaje w głowie. W świecie, gdzie rodzice kontrolują każdy krok, tutaj jest akceptacja i spokój.

Amisz i strona dla dorosłych

Na koniec dnia, gdy słońce chowa się za horyzontem, on nagle pyta:
„Chcesz się przejechać?”

Odpowiadam bez zastanowienia:
„Jasne.”

Podchodzi do konia, poprawia uprząż, zakłada pasy. Robi to z taką precyzją i spokojem, że aż zapominam, że stoję w XXI wieku. Po chwili wsiadam obok niego. Koń rusza powoli polną drogą, wiatr wieje w twarz, a stukot kopyt układa rytm tej ciszy.

 

2025-09-12 17-47-47

Po chwili pytam z ciekawości:
„Masz TikToka?”
„Słyszałem, ale nie mam.”
„A Facebooka?”
„Nie. Wiem, co to, ale nie używam.”
Na koniec rzucam pół żartem:
„A Pornhub?”

Śmiech. A potem, bez wahania:
„To złe. To złe rzeczy.”

Zamilkłem na moment. Bo to zdanie zabrzmiało tak stanowczo, jakby naprawdę wiedział, o czym mówi. I wtedy przyszła mi do głowy myśl, której nie mogłem się pozbyć: skąd on właściwie to wie?

Jeśli nigdy nie korzysta z internetu, skąd zna coś, o czym wielu ludzi mówi szeptem? Nie pytam. Ale zaczynam się zastanawiać, czy ta izolacja Amiszów jest naprawdę tak szczelna, jak wszyscy myślą.

Patrzę na niego – spokojny, pewny, jakby naprawdę żył w innym wymiarze. Ale gdzieś w głowie zostaje ta mała wątpliwość. Może nie są tak daleko od nas, jak chcielibyśmy wierzyć. Może ich świat i nasz przenikają się częściej, niż ktokolwiek przyzna.

A może po prostu ktoś mu kiedyś powiedział, co to za strona. I wystarczyło, żeby uznał, że ten nasz świat to rzeczywiście „złe rzeczy”.

Lekcja z Shipshewany

Ten dzień nauczył mnie więcej niż książki o minimalizmie czy kursy mindfulness. Amisze nie mają internetu, ale mają siebie. Nie znają Netflixa, ale znają gwiazdy na niebie. Nie wykupują polis, ale mają wspólnotę, która nigdy nie zostawi ich samego.

Miałem szczęście, że trafiłem na rodzinę, która wpuściła mnie do swojego życia. Zaufali mi, pozwolili nagrywać, choć dla większości to nie do pomyślenia.

I dziś pytam sam siebie: kto żyje pełniej – my z telefonami, kontami i algorytmami, czy oni, z końmi, ręcznie robionymi meblami i spokojem, który u nas dawno się zgubił?

2025-09-12 12-58-58
Autor Mr Tripper 
Źródło -
Data dodania 16.10.2025
Aktualizacja 18.10.2025
Kopiuj link
NEWSLETTER
Zapisując się na nasz newsletter akceptujesz Regulamin i Politykę prywatności
KOMENTARZE (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin zamieszczania komentarzy w serwisie. Administratorem Twoich danych osobowych jest CKM.PL, który przetwarza je w celu realizacji umowy – regulaminu zamieszczania komentarzy (podstawa prawna: art. 6 ust. 1 lit. b RODO). Masz prawo dostępu do swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania – szczegóły i sposób realizacji tych praw znajdziesz w polityce prywatności. Serwis chroniony jest przez reCAPTCHA – obowiązuje Polityka prywatności Google i Warunki korzystania z usługi.