Zapadła decyzja w sprawie "bykowego". Płacić mieli bezdzietni, a także ci z jednym dzieckiem
Sejmowa Komisja ds. Petycji jednogłośnie odrzuciła obywatelską propozycję „bykowego” – czyli dodatkowej, podwójnej składki emerytalnej dla bezdzietnych powyżej 30. roku życia oraz podwyżki o 50% składki dla rodziców jedynaków. Sejmowe Biuro Ekspertyz oceniło projekt jako sprzeczny z zasadą równości i konstytucyjnym prawem. Dlaczego jednak „bykowe” co jakiś czas powraca do dyskursu społecznego?

Dlaczego odrzucono „bykowe”?
Pomysł „bykowego” opierał się na założeniu, że bezdzietni nie inwestują w przyszłych składkowiczów, więc powinni płacić więcej – by było „sprawiedliwiej”, a także by podreperować finanse ZUS. Jednak podczas posiedzenia nawet autorzy projektu nie byli w stanie przedstawić rozwiązania gwarantującego sprawiedliwość – np. konkretnej weryfikacji zwolnień dla bezpłodnych.
Eksperci uznali, że to rozwiązanie patologiczne: osoby bezdzietne cały czas opłacają składki, a dodatkowe narzucanie im opłat narusza zasadę równego traktowania. Co więcej – wyższa składka emerytalna wpłynie korzystnie na wysokość emerytury, a więc osoby bezdzietne paradoksalnie by na tym później zyskały. Więc gdzie tu logika? Posłowie KO i PiS zgodnie stwierdzili, że decyzja o posiadaniu dziecka to osobisty wybór i nie można go karać.
W rozmowie z FXMAG - dr Magdalena Piłat‑Borcuch zwróciła uwagę, iż „bykowe” nie spowoduje wzrostu dzietności, bo decyzje o dziecku wynikają z motywacji życiowych, nie z obaw przed karą finansową. Według niej głównymi barierami są: pandemia, inflacja i niepewność gospodarcza. Podkreśliła, że państwo powinno stawiać na systemowe wsparcie: dostępne żłobki, elastyczne urlopy rodzicielskie i mieszkalnictwo, a nie sankcje.
Czas na „marchewkę”, nie na haracz
Wprowadzenie „bykowego” to klasyczny przykład myślenia z epoki PRL – kara za życie w pojedynkę czy posiadanie jednego dziecka. Nie bierze pod uwagę sytuacji ludzi, którzy mimo pewnych ograniczeń żyją aktywnie i płacą składki. W końcu bezdzietne osoby mają zazwyczaj więcej przepracowanych lat, niż te które posiadają dzieci. Mają też więcej czasu na oddanie się karierze zawodowej, co często przekłada się na wysokość zarobków – a za tym idą również wyższe składki.
Państwo nie powinno szukać łatwych rozwiązań – a do tego możemy zaliczyć nakładanie dodatkowych opłat na osoby bez dzieci, które przecież już dziś zasilają system. Taka logika to skok na portfele i wolność Polaków, nie strategia demograficzna. O wiele skuteczniejsze byłyby inwestycje w mieszkania, większy dostęp do żłobków, a także elastyczne godziny pracy. W efekcie ludzie mogliby decydować o dzieciach, bo chcą – nie bo muszą.
Pora raz na zawsze odrzucić „bykowe” z debaty publicznej i postawić na rozwiązania, które przyniosą długofalowe efekty, a nie tylko chwilowy wzrost w kasie ZUS.
Twój komentarz został przesłany do moderacji i nie jest jeszcze widoczny.
Sprawdzamy, czy spełnia zasady naszego regulaminu. Dziękujemy za zrozumienie!

On – miliarder, ona – zakochana Rosjanka. Mówi, że wybrała serce, a nie portfel

Polki „lecą” na zagranicznych mężczyzn? Nagranie, które burzy mit

Kontrowersyjny „Guru podrywu” Alex Lesley znowu w Warszawie

Bonusy za poczęcie w hotelu. Polski hotelarz odpala program, który ma zachęcać do rodzicielstwa

Grok Imagine Spicy Mode: Tryb erotyczny Elona Muska zdobywa popularność