Janusz Tracz. Najlepszy czarny charakter w polskiej telewizji
W historii polskiej telewizji niewiele było postaci, które wywoływały tak jednoznaczne emocje. Janusz Tracz z Plebanii (2000–2012) to nie tylko czarny charakter. To kulturowy fenomen – bohater, który wyrasta ponad ramy serialu i staje się symbolem pewnej epoki.

Antybohater w świecie moralitetu
Plebania była serialem moralizatorskim. Każdy odcinek układał się w przypowieść o walce dobra ze złem, w której stronę dobra reprezentował proboszcz Antoni Wójtowicz. Ale sama konstrukcja opowieści wymagała figury przeciwnika – i tu pojawił się Tracz. Były współpracownik SB, bezwzględny biznesmen, manipulator, człowiek, dla którego religia była tylko kolejnym narzędziem. Został napisany jednowymiarowo: miał być ucieleśnieniem zła. Paradoks polega na tym, że właśnie ta prostota uczyniła go wielkim.
Zło na akord
Scenarzyści wyposażali Tracza w intrygi, które łączyły brutalność z groteską. Nie poprzestawał na zwykłych przekrętach – jego działania były teatralne, na granicy absurdu, a przez to zapadały w pamięć. Widzowie do dziś wspominają, jak złamał bandziora ps. informatyk, popijając „kwaśny soczek”, czy jak przywłaszczył gospodarstwo rolnika, by na złość mu otworzyć w tym miejscu agencję towarzyską o przewrotnym tytule „Ojcowizna”. Takie gesty miały w sobie coś z rytuału: Tracz nie tylko niszczył ludzi, on ich upokarzał, odbierając poczucie sensu i wartości.
Dlaczego czekała na niego cała Polska?
Widzowie nie oglądali Plebanii dla romansów wikarego ani kłótni sąsiadek. Oglądali ją, by zobaczyć, co tym razem wymyśli Tracz. W pewnym sensie pełnił rolę podobną do amerykańskich antybohaterów z seriali jakościowych – Waltera White’a czy Tony’ego Soprano. Z tą różnicą, że Tracz był wcześniejszy i funkcjonował w ramówce telewizji publicznej, w środku dnia, w świecie, gdzie telewizja była wciąż medium wspólnotowym. To dlatego mówiło się, że „na jego intrygi czekała cała Polska”.

Fenomen aktorski
Dariusz Kowalski zagrał Tracza z wyczuciem: bez prób łagodzenia czy nadawania mu głębi psychologicznej. To była postać archetypiczna, a nie realistyczna – diabeł w garniturze, cyniczny i pozbawiony skrupułów. W tym tkwiła siła roli. Kowalski sam przyznawał, że dla niego Tracz był narzędziem, by widz mógł łatwo rozróżnić dobro od zła. I to działało: w dyskursie społecznym, w memach, w popkulturze, Tracz do dziś funkcjonuje jako najlepszy polski czarny charakter.
Dziedzictwo
Fenomen Tracza pokazuje, że telewizja publiczna – nawet w formacie telenoweli – potrafiła stworzyć postać, która stała się kulturowym punktem odniesienia. Współczesne memy i internetowe cytaty są tylko przedłużeniem tamtego doświadczenia wspólnotowego. A że nie było w nim żadnych półcieni? Być może właśnie to czyni go tak atrakcyjnym – w świecie relatywizmu Tracz przypomina, że czyste zło na ekranie bywa równie fascynujące jak czyste dobro.
Twój komentarz został przesłany do moderacji i nie jest jeszcze widoczny.
Sprawdzamy, czy spełnia zasady naszego regulaminu. Dziękujemy za zrozumienie!

Polskie kluby piłkarskie rozwijają polską gospodarkę. Najnowszy raport PwC zaskakuje

Co obejrzeć w weekend? Najciekawsze tytuły z popularnych platform streamingowych

Cena alkoholu pójdzie w górę – o ile i kiedy?

Bohater YouTubowego klasyka wyszedł na wolność, ale znów jest poszukiwany…

Czy reaktywacja 13 Posterunku ma sens?