Dlaczego niektórzy kibicują mordercom?
True crime wciąga miliony – ale coraz częściej widzowie nie tylko analizują zbrodnie, lecz zaczynają sympatyzować z ich sprawcami. Romantyzowanie przemocy, idealizowanie "geniuszy zła” i zapominanie o ofiarach staje się niepokojącym trendem. Tymczasem większość tych “bohaterów” to nie wybitni manipulatorzy, lecz socjopatyczni, niebezpieczni ludzie – najczęściej idioci

Moda
W ostatnich latach produkcje typu true crime stały się jednym z najpopularniejszych gatunków medialnych na świecie. Seriale, podcasty i dokumenty opowiadające o prawdziwych zbrodniach – często brutalnych, szokujących i niewyobrażalnych – przyciągają miliony odbiorców. Widzowie z uwagą śledzą szczegóły śledztw, analizują profile psychologiczne sprawców, zapamiętują imiona ofiar. Ale niepokojące zjawisko zaczyna przebijać się przez powierzchnię tej fascynacji: sympatie, a nawet bezkrytyczny podziw dla sprawców.
Dlaczego w świecie, który deklaratywnie potępia przemoc, część społeczeństwa z taką intensywnością interesuje się jej najbardziej skrajnymi przejawami?
Estetyzacja przemocy
Jednym z kluczowych mechanizmów wpływających na odbiór treści true crime jest ich forma – często silnie estetyzowana, emocjonalnie angażująca, przedstawiająca sprawcę jako postać niemal literacką. Widz nie otrzymuje jedynie faktów – otrzymuje narrację. Buduje relację z postaciami, poznaje ich motywacje, słabości, historię dzieciństwa. Sprawca przestaje być „człowiekiem, który zabił”, a zaczyna być „człowiekiem, który coś przeżył, czegoś doświadczył i z jakiegoś powodu przekroczył granicę”.
To zrozumienie może rodzić współczucie – ale również fascynację. Przestępca zaczyna być postrzegany nie tylko jako złoczyńca, lecz jako ktoś „wyjątkowy”. Szczególnie wyraźnie widać to w przypadku seryjnych morderców, których działania są często przedstawiane jako metodyczne, inteligentne, a nawet "genialne w swojej psychopatii”.
Internetowy romantyzm zbrodni
Niepokojące są również reakcje części odbiorców w mediach społecznościowych. Po premierze popularnych seriali opowiadających o znanych sprawach, takich jak Dahmer czy Conversations with a Killer, sieć zalewają komentarze nie tyle o ofiarach czy systemowych zaniedbaniach, co o... urodzie aktora grającego mordercę, o tym, że "w sumie szkoda, że go złapali”, albo że "mógł być po prostu nieszczęśliwym człowiekiem”.
Niektórzy idą jeszcze dalej – zakładają konta fanowskie seryjnych zabójców, tworzą grafiki z ich cytatami, publikują tzw. „edit videos”, jakby chodziło o bohatera romantycznego serialu.
Psycholodzy i kryminolodzy mówią wprost: to forma fetyszyzacji przemocy, a czasem wręcz syndrom hybrysofilii – pociągu do osób, które dopuściły się brutalnych czynów. Jest to zjawisko znane z przeszłości, jednak skala, jaką osiąga we współczesnej kulturze cyfrowej, jest bezprecedensowa.
Czy to tylko ciekawość?
Oczywiście nie każda osoba zainteresowana tematyką true crime kibicuje mordercom. W wielu przypadkach chodzi o naturalną, ludzką potrzebę zrozumienia zła – pragnienie poznania mechanizmów, które doprowadziły do tragedii. Szczególnie wśród kobiet popularność tego gatunku bywa tłumaczona chęcią zdobycia wiedzy, która pozwoli zwiększyć własne bezpieczeństwo. To forma kontroli nad własnym lękiem – „jeśli poznam schematy, uniknę zagrożenia”.
Jednak granica między analizą a fascynacją bywa niebezpiecznie cienka. Gdy zbrodnia przestaje być przestrogą, a staje się rozrywką – coś zaczyna się przesuwać. Emocjonalny ciężar historii zostaje wypłukany, a na jego miejsce wchodzi czysta sensacja.
Ofiary w cieniu narracji
Największym problemem w popularnych produkcjach true crime pozostaje fakt, że zbyt często opowieść skupia się wyłącznie na sprawcy. To jego psychika, jego działania, jego historia są w centrum. Ofiary – a często również ich rodziny – stają się jedynie tłem. Tymczasem każda zbrodnia to tragedia – nie tylko jednostkowa, ale społeczna.
Przestępcy, których dziś niektórzy podziwiają, odebrali życie realnym ludziom. Zniszczyli całe światy – bliskich, rodzin, społeczności. Ich czyny nie powinny być punktem wyjścia do tworzenia popkulturowych ikon, lecz przestrogą i przyczynkiem do poważnej rozmowy o przemocy, nierównościach, systemowych błędach.
Mit „geniusza zbrodni”
Warto również rozprawić się z kolejnym niebezpiecznym mitem: wyobrażeniem seryjnych morderców jako genialnych manipulatorów, mistrzów psychologii, ludzi o wyjątkowej inteligencji, którzy bezbłędnie planują swoje działania i zawsze są o krok przed organami ścigania. To obrazek, który dobrze sprzedaje się w serialach – ale ma niewiele wspólnego z rzeczywistością.
W przeważającej większości przypadków osoby dopuszczające się brutalnych przestępstw to nie „zbrodniarze doskonali”, lecz ludzie zaburzeni, impulsywni, często niedojrzali emocjonalnie, narcystyczni i... zwyczajnie głupi. Popełniają błędy, zostawiają ślady, myślą schematycznie. Ich działania są brutalne, ale rzadko kiedy – wyrafinowane. To nie geniusz popycha ich do zbrodni, lecz patologia. I często tylko przypadek lub zaniedbania systemu sprawiają, że ich przestępstwa pozostają przez pewien czas niewykryte.
Idealizowanie takich postaci jako „ciemnych strategów” czy „socjopatycznych intelektualistów” to nie tylko fałszowanie rzeczywistości – to również akt umniejszania tragedii ofiar. Bo jeśli sprawca był geniuszem, to ofiara była „skazana na porażkę”? Nic bardziej mylnego.
Zbrodnia nie potrzebuje wybitnego umysłu. Czasem wystarczy kompletny brak empatii i przypadkowa okazja. To przerażające – ale prawdziwe. I właśnie dlatego powinniśmy uczyć się rozpoznawać przemoc w jej banalnych, codziennych przejawach, a nie romantyzować jej najbardziej skrajne, spektakularne formy.
Odpowiedzialność
Media mają ogromną odpowiedzialność w kształtowaniu społecznej wrażliwości. Twórcy treści true crime powinni zadawać sobie pytanie: czy opowiadając historię zbrodni, pamiętają o jej ofiarach? Czy nie zamieniają tragedii w serialową rozrywkę? I czy widz, w swoim domowym zaciszu, nie zapomina, że za każdą z tych „fascynujących” opowieści stoi realne cierpienie?

Pan Irek z Chorzowa i siła internetu. Jak stał się najbardziej popularnym taksówkarzem w Polsce?

Gruzińskie mafie w Polsce – czy czekają nas sceny rodem z lat 90.?

Miszel dla CKM - Wolałbym być piłkarzem niż raperem

Paweł Paczul dla CKM - Ludzie lubią patrzeć na głupotę, a głupocie trzeba patrzeć na ręce [WYWIAD]

Czy facetom podobają się dziewczyny z tatuażami?