Orgazmowa deklasacja – sprawdź, jak wygląda statystyka orgazmów u mężczyzn i kobiet
Nie ma co się czarować – w łóżku liczy się chemia, namiętność, no i przede wszystkim obustronna satysfakcja. Przy czym najnowsze badania wywracają to wszystko i pokazują, że rzeczywistość jest brutalna – ale nie dla mężczyzn. W końcu my najczęściej opuszczamy sypialnie z uśmiechem na ustach, a u pań bywa różnie. Jakie są dysproporcje w odczuwaniu seksualnej satysfakcji? Sprawdźmy to!

Różnica, której nie da się zignorować
W badaniu przeprowadzonym przez dr Carly Wolfer z City University of New York wzięło udział 127 osób pozostających w związkach heteroseksualnych. Przez trzy tygodnie prowadzili oni coś w rodzaju szczerego, intymnego dziennika, zapisując każdy szczegół swoich zbliżeń. Kiedy naukowcy podsumowali te zapiski, okazało się, że panowie docierali do finału niemal za każdym razem – w około 90 procentach sytuacji. Panie natomiast mogły mówić o satysfakcjonującym zakończeniu jedynie w 54 procentach przypadków, co pokazuje, że w tej kwestii występuje prawdziwa orgazmowa przepaść.
I wcale tu nie chodzi o to, że panie mają „trudniej” z powodów biologicznych. Problem tkwi w tym, że większość energii ma skupiać się na tym, aby mężczyzna dotarł do finału. Badane kobiety wskazywały, że zbyt mocno skupiają się na tym, by ich partner doszedł do orgazmu. Efekt? Seks przypomina imprezę, na której fajerwerki odpala tylko jedna osoba, a druga patrzy z boku.
Choć brzmi to dla nas okrutnie, to niestety, ale takie są wyniki badań. Oczywiście w każdej sypialni wygląda to inaczej, ale badana grupa była naprawdę spora – ponieważ w tym seksualnym eksperymencie naukowym uczestniczyło 127 par, które zarejestrowały 566 stosunków.
Mężczyzna na pierwszym planie?
Z badań wynika, że to mężczyzna w większości przypadków jest głównym beneficjentem całej łóżkowej zabawy. Mamy skupiać się na swoim finiszu, a partnerka – na tym, żeby nam go zapewnić.
To nie zawsze kwestia złej woli. Bardziej chodzi o utrwalony schemat, w którym seks utożsamia się przede wszystkim z penetracją. Tymczasem dla większości kobiet droga do orgazmu wiedzie przez bezpośrednią stymulację łechtaczki, której w takim scenariuszu zwyczajnie brakuje. Dlatego nie skupiajmy się wyłącznie na samej penetracji, ponieważ ręką lub językiem również możemy wiele zdziałać.
Na pewno nie można kończyć stosunku po szybkim finale, widząc, że partnerka wcale nie osiągnęła jeszcze satysfakcji. Takie podejście sprawia, że nawet najgorętszy początek może skończyć się chłodnym finałem.
Dlatego nawet jeśli skończysz, nim ona osiągnie orgazm, to skup się na niej i jej łechtaczce. W końcu tam również da się sprawić wiele dobrego. A Ty może za chwilę będziesz gotowy na drugą rundę, by móc dać sobie i jej kolejny orgazm.
Czy da się jakoś zakopać tę przepaść?
Dobra wiadomość jest taka, że tej różnicy nie trzeba traktować jak wyroku. Rozwiązanie wcale nie jest skomplikowane – wymaga tylko trzech rzeczy: rozmowy, odrobiny kreatywności i gotowości do zmiany przyzwyczajeń.
Po pierwsze – rozmawiajcie o tym, co działa, a co nie. To nie jest temat tabu, tylko sposób na poprawę jakości waszego życia intymnego. Po drugie – wprowadźcie do gry elementy, które realnie zwiększają szanse na kobiecy orgazm: dłuższą grę wstępną, zabawki erotyczne, zmianę tempa czy pozycji. Po trzecie – panowie przestańmy skupiać się na samym wytrysku. Jak mawia klasyk – nie liczy się cel, ale droga.
Różnica w regularności orgazmów jest kolosalna, ale można ją zmniejszyć. Wystarczy zmienić optykę – seks to nie sprint z jednym zwycięzcą, ale swego rodzaju taniec, który najlepiej zakończyć w podobnym rytmie i tym samym momencie. W końcu jest to naprawdę istotny element naszego życia - poprawia nastrój, pozwala lepiej spać, a także daje wyrzut endorfin jak po mocnym treningu albo całej tabliczce czekolady.
Twój komentarz został przesłany do moderacji i nie jest jeszcze widoczny.
Sprawdzamy, czy spełnia zasady naszego regulaminu. Dziękujemy za zrozumienie!