Szukaj

ZWIĄZKI Kto tu kogo sprawdza? Z aplikacji dla kobiet wyciekły dane mężczyzn z którymi randkowały

Kto tu kogo sprawdza? Z aplikacji dla kobiet wyciekły dane mężczyzn z którymi randkowały

Cezary Królikowski
29.07.2025
Kopiuj link

Wyciek danych z Tea – aplikacji do oceniania facetów. Hakerzy ujawnili tysiące zdjęć i wiadomości. Prywatność zagrożona, granica ochrony i nadużycia zatarta.

skynews-tea-app_6974079

Tea APP - zmorą facetów? 

Pojawiła się znikąd, zyskała popularność, a teraz wybuchła jej bomba PR-owa. Mowa o Tea – aplikacji, która miała pomóc kobietom unikać niebezpiecznych typów na randkach. Brzmi okej? Może i tak. Ale w praktyce zrobiło się z tego cyfrowe „ostrzeżenie przed gościem z Tindera”, gdzie kobiety dzielą się informacjami o facetach. Publicznie? Nie. Anonimowo, ale z potencjałem na spore zamieszanie. 

I teraz najciekawsze: ta aplikacja właśnie została zhakowana. I to grubo – wyciekły dziesiątki tysięcy zdjęć i wiadomości. W tym materiały z dwóch ostatnich lat. Tak, jeśli ktoś pisał z użytkowniczką Tea albo nawet był tam wspomniany – jego dane mogły wypłynąć.

Co to w ogóle za apka?

Tea Dating Advice to amerykańska aplikacja tylko dla kobiet. Pomysł? Kobiety mogą sprawdzać facetów: czy nie są żonaci, czy nie figurują w rejestrze przestępców seksualnych, czy nie ściemniają z tożsamością. I – uwaga – mogą też opisywać randki i ostrzegać inne kobiety przed „czerwonymi flagami”. Można też kogoś pochwalić, ale bądźmy szczerzy: to nie dla pochwał się tam logują.

Nie widać nazwisk ani twarzy, bo wszystko miało być „bezpieczne i prywatne”. Miało.

resize

tea app 

Co się wydarzyło?

Hakerzy dostali się do bazy danych Tea i wyciągnęli:

  • 72 000 zdjęć przesłanych przez użytkowniczki – w tym zdjęcia z dowodem tożsamości (w ramach weryfikacji)
  • 59 000 zrzutów ekranów postów, komentarzy i prywatnych wiadomości – w tym treści sprzed dwóch lat.

Firma mówi, że „zareagowała szybko” i współpracuje z ekspertami od cyberbezpieczeństwa. Ale mleko się rozlało – w sieci pojawiły się dane, które miały być pod kluczem.

Problem większy niż tylko wyciek

Tea powstała z dobrych intencji – jej twórca chciał, żeby kobiety czuły się bezpieczniej w świecie randek online. I okej, nikt nie kwestionuje, że ten świat potrafi być pełen dziwnych akcji. Ale czy zbieranie danych o facetach bez ich wiedzy i dzielenie się nimi w zamkniętym środowisku to na pewno dobra droga? Co prawda appka w Polsce nie działa, ale istnieją podobne warianty tego schamatu na przykład na facebookowych grupach. Pierwszy przykład z brzegu - Tinder sekcja ostrzegawcza. Działa to mniej więcej tak samo. 

Niektóre kobiety i mężczyźni zaczęli bić na alarm już wcześniej – że to pachnie cyfrowym linczem, że łatwo tu o pomówienia, przesadę, albo po prostu „zemstę po niefajnej randce”.

Był już proces. I zaskakujące zakończenie

W Stanach pewien mężczyzna – Nikko D’Ambrosio – pozwał właściciela Facebooka (czyli Metę), bo w podobnej grupie randkowej pojawiły się ostre komentarze na jego temat. Co zrobił sąd? Oddalił sprawę. Czyli – krótko mówiąc – jeśli ktoś napisze o Tobie coś paskudnego w takiej aplikacji lub grupie, niewiele możesz z tym zrobić.

Źródło -
Data dodania 29.07.2025
Aktualizacja 20.09.2025
Kopiuj link
NEWSLETTER
Zapisując się na nasz newsletter akceptujesz Regulamin i Politykę prywatności
KOMENTARZE (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin zamieszczania komentarzy w serwisie. Administratorem Twoich danych osobowych jest CKM.PL, który przetwarza je w celu realizacji umowy – regulaminu zamieszczania komentarzy (podstawa prawna: art. 6 ust. 1 lit. b RODO). Masz prawo dostępu do swoich danych, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania – szczegóły i sposób realizacji tych praw znajdziesz w polityce prywatności. Serwis chroniony jest przez reCAPTCHA – obowiązuje Polityka prywatności Google i Warunki korzystania z usługi.