Czy oglądanie filmów porno w związku jest okej?
Porno w związkach to temat równie gorący, co wrażliwy. Jedni mówią: „Spokojnie, przecież to tylko obrazki”. Inni z kolei: „Jak może cię kręcić ktoś inny niż ja?!”. A jeszcze inni potajemnie włączają PornHub, gdy partnerka idzie do pracy. Wniosek? Rzeczywistość jest bardziej skomplikowana, niż nam się wydaje.

Porno jako wentyl bezpieczeństwa
Nie ma co owijać w bawełnę – dla wielu facetów porno to jak fast-food po siłowni. Wiesz, że to niezdrowe w nadmiarze, ale raz na jakiś czas może przydarzyć się taki grzeszek. Niektórzy faceci wolą sobie ulżyć przy ekranie niż ryzykować cichą wojnę, w której pojawi się „ból głowy” czy „zły humor” partnerki. Tylko że ten schemat może wciągnąć jak TikTok w toalecie.
Seksuolodzy zresztą często podkreślają, że w stabilnym związku można oglądać pornografię – byle z głową i uczciwością. To nie zawsze „zdrada mentalna”, tylko czasem coś w rodzaju bezpiecznego wentyla, który pozwala utrzymać ciśnienie pod kontrolą. Problem zaczyna się wtedy, gdy ten wentyl staje głównym ujściem naszego napięcia seksualnego i olewamy swoje partnerki.
Granice są tam, gdzie je ustalicie
W każdym związku przychodzi moment, w którym trzeba usiąść do rozmowy. Jeśli jedno z Was traktuje porno jak popcorn do wieczornego chilloutu, a drugie dostaje ataku paniki na widok roznegliżowanych ludzi, to warto ustalić zasady gry. Nie typu „zero tolerancji”, ale raczej „co oboje uznajemy za dozwolone”.
Dla jednych to forma urozmaicenia – może nawet wstęp do wspólnej zabawy – a dla innych czerwona flaga, która powiewa nad sypialnią niczym nad bałtyckiej plaży. Co ciekawe wiele par uratowało związek właśnie dzięki rozmowie na ten temat i pozwoliło wskrzesić dawny „ogień” między nimi.
Okej czy nie okej? To zależy od Was
Nie ma jednej słusznej odpowiedzi. Jedni powiedzą, że zdrada to tylko fizyczność, drudzy – że zdradzić można nawet patrząc na goły biust w 4K. Jeśli oboje się na to zgadzacie i nie rujnuje to waszego życia erotycznego – luz. Ale jeśli ktoś czuje się przez to niedoceniany, zaniedbany albo porównywany do aktorek lub aktorów – to już nie jest okej.
Porno nie powinno być substytutem związku, tylko – w najlepszym wypadku przyprawą dla życia łóżkowego. Problem w tym, że wielu ludzi używa tej przyprawy jak ostrego sosu: na wszystko i w każdych ilościach. A potem się dziwią, że bolą ich wnętrzności.
Związek to duet, nie solowe uniesienia z odpalonymi pornosami. Jeśli coś przestaje grać, to nie pomoże ani więcej scenek z fejkowych castingów. Trzeba pogadać i ustalić wspólne granice. Filmy porno przedstawiają nierealny obraz seksu oraz nagiego ciała, jednak mogą okazać się ciekawym urozmaiceniem, a także inspiracją do zmian lub rozszerzenia łóżkowego repertuaru. W końcu można dzięki nim zdecydowanie łatwiej pokazać partnerce, co nas kręci i czego chcielibyśmy spróbować. Choć tu radzimy zachować ostrożność, żeby nie przegiąć (nomen omen) pałki.
Twój komentarz został przesłany do moderacji i nie jest jeszcze widoczny.
Sprawdzamy, czy spełnia zasady naszego regulaminu. Dziękujemy za zrozumienie!

Dzień łapania za pupę w Poznaniu. Czy komunikat w MPK słusznie wywołał burzę?

Całuj jak mistrz. Protipy dla facetów, którzy chcą być zapamiętani

Jak rozpoznać, że zostałeś wrzucony w friendzone?

Czym jest Soaking, czyli seks bez seksu…dla niektórych to konieczność

Męska pigułka antykoncepcyjna – trwają zaawansowane testy