Niewidzialny wróg nad Bałtykiem. Drony tracą kontrolę
Zbliża się długi weekend. Morze, plaża, zachód słońca nad Bałtykiem – to wszystko aż się prosi o ujęcie z lotu ptaka. Coraz więcej z nas sięga więc po drony, by uchwycić piękno naszego wybrzeża z innej perspektywy. Niestety, nie tylko mewy krążą dziś nad plażami – pojawił się niewidzialny wróg, który bez ostrzeżenia strąca nasze urządzenia z nieba.

Drony lecą w dół. Co się dzieje nad polskim wybrzeżem?
W ubiegły weekend tuż po godzinie 21:00, kilkanaście dronów – które jeszcze chwilę wcześniej spokojnie zawisały nad plażami – nagle zerwało się do dzikiego, niekontrolowanego lotu. Leciały w losowych kierunkach, jakby sterował nimi nie człowiek, ale chaos. Niezależnie od marki, ceny i doświadczenia operatora – każdy z tych elektronicznych ptaków przestał słuchać swojego pilota. Większość się rozbiła.
Przypadek? Raczej nie. 80% zgłoszeń o awariach pochodzi z ostatnich dwóch tygodni, a ostatni weekend – jak informuje portal B a ł t y k – był absolutnie rekordowy. Dobra pogoda przyciągnęła nad morze tłumy turystów i operatorów dronów. Niestety, nie tylko widoki były spektakularne. Równie spektakularne były katastrofy w powietrzu.
Polski dron. Polska sprawa.
Zjawisko nie jest nowe, ale przybrało na sile. Od kilku tygodni pojawiają się niepokojące relacje o dronach rozbijających się na plażach i klifach, urywających sygnał i lecących na oślep – jakby wpadły w strefę, gdzie technologia kapituluje. Według nieoficjalnych informacji, przyczyną mogą być zakłócenia GPS, których źródło znajduje się po drugiej stronie Bałtyku, w... Rosji.
I choć brzmi to jak fragment scenariusza do serialu szpiegowskiego klasy B, to sprawa jest jak najbardziej realna. GPS, na którym opierają się niemal wszystkie nowoczesne drony, jest podatny na zakłócenia. Wystarczy odpowiednio silny sygnał zakłócający – i cała flota rekreacyjnych latających kamer zamienia się w kosztowny deszcz spadających wraków.

źródło: instagram.com/b_a_l_t_y_k
Kto za tym stoi?
Co jest przyczyną? Teorie są różne. Wiele osób spekuluje, że zakłócenia mogą być wynikiem celowego działania rosyjskich systemów wojskowych. Takie podejrzenia nie są bezpodstawne – już na początku maja Szwedzka Administracja Morska wydała ostrzeżenie o poważnych zakłóceniach GPS w środkowej części Morza Bałtyckiego. Efekty były zaskakujące – statki, które w rzeczywistości płynęły po wodach międzynarodowych, nawigacja „przenosiła” na rosyjskie wody terytorialne.
Warto przypomnieć, że od 4 czerwca trwają manewry Baltops 2025 – zakrojone na szeroką skalę ćwiczenia NATO, które obejmują kilkadziesiąt okrętów, samoloty, śmigłowce i tysiące żołnierzy. Rejon operacyjny? Między innymi południowy Bałtyk – czyli dokładnie ten obszar, w którym notuje się wzmożoną liczbę incydentów z dronami.
Nie można wykluczyć, że to właśnie te ćwiczenia – zakłócenia związane z wojskowymi systemami łączności, ochrony przestrzeni powietrznej czy testami elektronicznymi – wpływają na sygnał GPS, na którym opierają się nasze cywilne urządzenia. W tym przypadku nie trzeba nawet celowego działania – wystarczy „szum” wojskowej elektroniki, by delikatna równowaga w cyfrowym niebie została naruszona.
Skala zjawiska i powtarzające się zgłoszenia sugerują jednak jedno: sprawa wymaga pilnego monitorowania – zarówno przez służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo lotów, jak i operatorów systemów nawigacyjnych. Brak reakcji może realnym zagrożeniem – bo co się stanie, gdy „ślepy” dron uderzy w tłum na plaży?

Unia Europejska chce uniezależnić się od Elona Muska i stworzyć własny internet satelitarny

Rusza Trump Mobile – złoty telefon i patriotyczny zasięg

Już jutro Sławosz Uznański-Wiśniewski poleci w kosmos. Będzie drugim Polakiem, który tego dokona

Największe polskie startupy technologiczne. To do nich będzie należał świat

Od korków do chmur – czy latające taksówki zmienią oblicze Igrzysk Olimpijskich w Los Angeles 2028?