Seks przed zawodami? To zależy, w której grasz lidze…

Celibat utrzymywany przez lata
Zmarły przed rokiem, ikoniczny trener Franciszek Smuda zapytany, czy pozwala swoim piłkarzom uprawiać seks przed meczami, odpowiedział: “pozwalam, ale oni i tak z tego nie korzystają”. Mit o tym, że seks przed wielkimi zawodami jest wprost równoznaczny z porażką, ma swoje korzenie w tradycji. Przez dziesięciolecia, a może i stulecia, mówiono nam, że aktywność seksualna to energia, którą trzeba „oszczędzać” na najważniejsze momenty. Słyszeliśmy historie o sportowcach, którzy w trosce o formę wybierali celibat przed zawodami. I choć w wielu przypadkach była to tylko legenda, to nieustannie utrzymuje się obraz, w którym seks to coś, co zabiera nam siłę, koncentrację, a może nawet rozprasza nas w kluczowych momentach.
O zabranie głosu w tej dziedzinie poprosiłem Wiktora Materana, menadżera bokserskiego, który opiekuje się europejskimi pięściarzami podczas przygotowań do startów.
“Nigdy nie pozwalam moim zawodnikom uprawiać seksu na krócej niż 24 godziny przed walką. Przede wszystkim chodzi o wydatek energetyczny. Nawet najmniejszy wysiłek może zabrać nam świeżość, potrzebną do wykonania roboty tak jak należy. Jeżeli jednak mówimy o całym okresie przygotowawczym, sprawa wygląda inaczej. Słyszymy o sztabach, które wprowadzają celibat nawet na półtora miesiąca przed walkami. Dla mnie to
tyrania, która może mieć nawet negatywne skutki na psychice sportowca."
Co mówi nauka?
Naukowcy zdają się powoli demontować stary mit o „szkodliwości” seksu przed zawodami. Większość badań wskazuje, że seks nie ma większego wpływu na wyniki sportowe – pod warunkiem, że nie jest to aktywność nadmierna ani nie powoduje zmiany w rytmach biologicznych, takich jak sen czy dieta. W rzeczywistości, dla wielu sportowców seks bywa wręcz elementem mentalnej regeneracji. Daje im moment wytchnienia od intensywnych przygotowań, czas na nawiązanie więzi z partnerem, a nawet na zwykłą radość.
Co więcej, dla sportowców uprawiających dyscypliny wytrzymałościowe, gdzie psychiczne nastawienie odgrywa tak ważną rolę, seks może być po prostu – odpoczynkiem. Przerwa od presji, odliczania minut do startu, od myślenia o wynikach. A to w wielu przypadkach może okazać się kluczem do sukcesu.
Relaks czy rozproszenie?
Kluczową różnicą, którą po prostu trzeba zauważyć, jest to, że dla niektórych sportowców seks przed zawodami może stanowić element relaksu, pomagający w radzeniu sobie z presją. To, jak seks wpływa na wyniki, zależy więc głównie od indywidualnych preferencji i mentalności danego sportowca. Jeśli ktoś traktuje go jako sposób na odprężenie, może to pozytywnie wpłynąć na jego psychikę i zdolność koncentracji. Nie ma co robić psychozy. Dla innych może stać się zaś rozproszeniem, które odciąga ich od głównego celu.
“Warto zauważyć, że stosunek, stosunkowi nierówny. I to też jest kwestia indywidualna. Dużą rolę odgrywa tutaj wiek zawodnika. Jest szansa, że 19-latek nawet na parę godzin przed wyjściem na arenę, będzie uprawiał seks i nie wpłynie to na niego. Inaczej będzie to odczuwał jego 39-letni kolega, u którego regeneracja jest już spowolniona. W każdym sporcie zawodowym liczą się detale i nawet najdrobniejszy szczegół może zaważyć na ostatecznym sukcesie bądź porażce. My wolimy dmuchać na zimne.” - dodaje Materan.
Przypadki z życia sportowców
Zawodowi sportowcy nie są zgodni w tej kwestii. Niektórzy z nich, jak legendarny bokser Muhammad Ali, otwarcie przyznawali, że seks pomagał im w przygotowaniach, dając im równowagę psychiczną. Z kolei inni, jak np. Rafael Nadal, z przekonaniem twierdzą, że unikanie seksu przed ważnymi meczami pozwala im na zachowanie pełnej koncentracji. Warto jednak zauważyć, że to, co działa na jednego sportowca, niekoniecznie musi działać na drugiego.
Miłość, seks i złoty medal
Okazuje się, że zbliżenie z partnerem przed zawodami to nie sabotaż kariery, tylko... całkiem niezły sposób na odstresowanie. Jeśli więc ktoś uważa, że przed biegiem na 100 metrów musi miesiącami żyć jak mnich, to niech żyje – ale niech nie narzuca tego wszystkim innym.
Oczywiście, jak w każdej dziedzinie – klucz to umiar. Nikt tu nie sugeruje, żeby organizować miłosne orgie tuż przed finałem igrzysk olimpijskich. Ale odrobina czułości i trochę endorfin – to może być właśnie to, czego potrzeba, żeby wyjść na arenę jak lew, a nie jak zestresowana owca. Szczególnie jeżeli to nie finał mistrzostw świata, ale mecz towarzyski ligi szóstek.