Za murami

Czy życie klawisza jest klawe? Przeczytaj naszą szczerą rozmowę z Tomaszem, funkcjonariuszem służby więziennej

Klawisz w więzieniu

CKM.PL: Jest pan...
Tomasz: ... funkcjonariuszem służby więziennej, czyli mówiąc kolokwialnie klawiszem. W grypserze: gadem albo gadziną.



CKM.PL: Rozumiem, że grypserą posługuje się pan płynnie?
Tomasz: Nie, wcale nie silę się na perfekcyjne poznanie tej więziennej gwary. Nie jestem osadzonym i nie muszę zniżać się do poziomu tej pseudokultury. Zwłaszcza, że prawdziwa grypsera zanika. Odsetek tzw. szamaków, czyli osadzonych-grypsujących jest już naprawdę niewielki. Coraz mniejszej części długowyrokowców chce się stosować do skomplikowanych zasad, są zbyt wygodni. Zresztą można się zdziwić, jak duża część tych niby bezkompromisowych twardzieli to donosiciele. Wszystkie honorowe zasady grypsery idą w kąt, jeśli skazany może sobie załatwić lepsze warunki, dodatkowe przywileje (np. dłuższe widzenia albo zgodę na telewizor w celi). Nawet kary dla kapusi przyłapanych na „strzelaniu z ucha gadowi” są dziś mniej brutalne. Tzw. spuszczenie do wora ogranicza się najczęściej do lekkiego, dosłownie symbolicznego obicia takiego typa. Bardziej brutalnych metod git-ludzie nie chcą raczej stosować. Kalkulują, że to dla nich nieopłacalne. Boją się konsekwencji – przedłużenia wyroku albo karceru.

CKM.PL: Czy klawisz może się zaprzyjaźnić z osadzonym?
Tomasz: Skazani, choć funkcjonariusz to dla nich ktoś gorszy, bardzo często próbują się zaprzyjaźnić. Ale absolutnie nie wolno tego robić, bo w takiej sytuacji automatycznie jest po klawiszu. Prędzej czy później „bandyta” wykorzysta tę znajomość do własnych celów. Często zdarzają się też próby korupcji – skazani proponują pieniądze za przymknięcie oka na to czy na tamto. Pokusa jest duża, bo zwykły strażnik nie dostaje nawet 2 tys. zł podstawowej pensji na rękę. Ale zgodzenie się na to jest „samobójem”, bo bandyta ma na niego wówczas haka. Tym bardziej, że w razie jakichkolwiek postępowań wyjaśniających władze więzienne wierzą nie klawiszowi, ale osadzonemu – nawet jeśli jego zarzuty są totalnie idiotyczne.

CKM.PL: Dokręcenie śruby skazanemu nie załatwia sprawy?
Tomasz: Osadzeni to też ludzie. Nie ma sensu robienie komuś celowo pod górkę, o ile tylko stosuje się do regulaminu. Są oczywiście klawisze–sadyści, których bawi dokręcanie śruby skazanym. Dzięki temu czują się bohaterami, dowartościowują się. Tyle, że to niebezpieczna zabawa: zdarza się, że później mają problemy. Pamiętam przypadki, gdy klawisz gdzieś pod swoim domem porządnie oberwał od „nieznanych sprawców”. Zgłosił to na policję, ale prokuratura umorzyła sprawę. Oberwał po raz kolejny – i znów to samo. Wreszcie dał sobie spokój.

CKM.PL: A w zakładzie karnym ataki na strażników zdarzają się często?
Tomasz: Nie, to rzadkość, ale ciągle trzeba mieć oczy dookoła głowy. Dla bezpieczeństwa trzeba też jak najczęściej przeprowadzać naprawdę dokładne przeszukania cel i samych skazanych – broń potrafią zrobić dosłownie ze wszystkiego. Zabić potrafią nawet przy pomocy zeszlifowanej szczoteczki do zębów. Dysponują mnóstwem czasu. Mają 24 godziny na dobę na kombinowanie, kombinowanie i jeszcze raz kombinowanie. Kreatywność jest naprawdę zaskakująca – dla osadzonych np. wydrążenie w ścianie schowka na broń albo telefon komórkowy, a następnie naprawdę porządne otynkowanie go tak, że jest całkowicie niewidoczny, to bułka z masłem.

CKM.PL: A co w przypadku szczególnie agresywnego więźnia? Jak się go poskramia?
Tomasz: U nas nie ma jednostek specjalnych, jakie się widzi w amerykańskich filmach. Bierze się po prostu zwykłych funkcjonariuszy, ubiera ich w kamizelki ochronne (tzw. żółwie) i wysyła do celi. Dodajmy, że nawet w jakichś specjalnych wypadkach strażnicy boją się działać zdecydowanie. Po prostu bardziej niż o własne bezpieczeństwo boją się tego, że... mogliby zrobić krzywdę rozszalałemu skazanemu. Nie daj Boże założy mu się zbyt mocno dźwignię na rękę, on napisze skargę i klawisz ma totalnie przekopane. To Polska, nie Ameryka.

CKM.PL: A jak to jest ze słynnym schylaniem się po mydło pod więziennymi prysznicami?
Tomasz: Zapomnijmy o tym popularnym stereotypie. Dziś takie gwałty to naprawdę wielka rzadkość. W całej swojej służbie słyszałem dosłownie o dwóch takich przypadkach. Po prostu od lat na takie rzeczy zwraca się szczególną uwagę. W łaźni absolutnie zawsze jest funkcjonariusz, kontrolujący sytuację.

CKM.PL: Ma pan korbę na punkcie filmów takich jak „Skazani na Shawshank” albo „Zielona mila”, pokazujących życie w więzieniach?
Tomasz: Szczerze? Ta praca jest tak wypalająca psychikę, że po godzinach nie mam już ochoty na oglądanie zakładów karnych, nawet na ekranie. To ponury świat z niemiłą atmosferą także wśród samych funkcjonariuszy. A skazanym jest to na rękę. Śmieją się z naszych wewnętrznych konfliktów.

CKM.PL: Chciałby pan dostać propozycję pracy w więzieniu w Guantanamo?
Tomasz: Jeśli w tym Guantanamo miałaby być wśród strażników lepsza atmosfera niż w polskich więzieniach, to bardzo chętnie mógłbym pilnować nawet najgorszych Talibów.


Dodał(a): Alex DeLarge Wtorek 10.01.2012