Babcia do orzechów

Wiedzieliście, że możliwa jest śmierć wywołana przez długotrwałe ściskanie jąder? Tak, to przypadek pewnego Wietnamczyka – jego żona miażdżyła mu jądra przez ponad 5 minut.
walnuts-649721_640.jpg

Uwaga, ta informacja sprawi, że bardziej wrażliwi faceci aż się skrzywią. Choć właściwie nie – wydaje mi się, że skrzywi się każdy facet, bez względu na to, jak wielką tolerancję na ból lub odporność na straszne przeżycia posiada.

Jeśli miałbym być szczery, chyba wolałbym gołym tyłkiem zjechać w dół zjeżdżalni wykonanej z papieru ściernego, po czym usiąść w beczce soli, ponieważ zdaje mi się to całkiem przyjemne w porównaniu z tym, czego doświadczył Wietnamczyk Le Kim Khai.

Otóż ów jegomość pewnego dnia wrócił do domu i zamiast zapachu pysznego obiadku dobiegającego go od progu, zastał zaryglowane od wewnątrz drzwi, a żona, która była w domu z dwiema córkami, nie chciała go za nic wpuścić (nie, to jeszcze nie to).

Wściekły Khai sięgną więc po ręczną piłę, dostał się do środka i rzucił na swoją małżonkę z pięściami. Ta zaś, w ramach obrony własnej, uderzyła napastnika w najczulszy jego punkt – w jądra. Choć uderzyła to raczej złe słowo. Lepszym będzie – złapała i ścisnęła z całej siły.

Khai padł wówczas z bólu na kolana, jednak żona ani myślała go puścić. Powaliła go na plecy, usiadła na nim i wciąż gniotła jego jądra przez następne 5 minut, do momentu interwencji sąsiadów. Biedny Khai w międzyczasie zwymiotował z bólu, stał się sinofioletowy i zemdlał. Gdy na miejsce zdarzenia przyjechali zaś lekarze, Wietnamczyk już nie żył. Okazało się, że zadławił się na śmierć własnymi wymiocinami.

Dobra, zdajemy sobie sprawę, że skoro Khai wbił się do własnego domu z piłą, to pewnie nie był przykładnym mężem. Ale na litość boską, nawet najgorszemu wrogowi nie życzylibyśmy takiej śmierci. Nigdy. PRZENIGDY. 




Dodał(a): Tomek Makowski Piątek 15.07.2016