14 miejsc, w których lepiej nie znaleźć się zimą

Są takie miejsca na ziemi, w których „zima stulecia” zdarza się co pół roku. My wybraliśmy dla was czternaście takich lokacji i wierzcie nam, tam naprawdę nie chcielibyście znaleźć się zimą. Ani nawet latem. Artykuł ukazał się w magazynie CKM nr 2/2016.
mróz.jpg

Rejkiawik, Islandia

Hardkorowość: 2/5
Ludzie, którzy wychwalają to islandzkie miasto jako świetną imprezową miejscówkę, prawdopodobnie nie byli tam zimą. Co z tego, że Rejkiawik, najdalej na północ wysunięta stolica jakiegokolwiek kraju, malowniczo prezentuje się nad fiordem, jeśli jesteś tam latem i cieszysz się z białych nocy. Zimą natomiast modlisz się o to, żeby słońce w końcu wzeszło i przerwało choć na chwilę gęste ciemności. I rzeczywiście słońce wschodzi – na zaledwie cztery godziny, między 11:30 a 15:30. Potem miasto ponownie spowija mrok, a mieszkańcy sięgają po jedyny sprawdzony od wieków sposób na przetrwanie zimowych mroków – czyli po wódkę. A mimo tego, jak dowodzą wszelkie statystyki, trudno tu nie wpaść w depresję.

Norylsk, Rosja
Hardkorowość: 5/5
Prawdopodobnie najgorsze miejsce do życia na ziemi (jeśli nie liczyć Suwałk). I nie chodzi tylko o to, że jest tu piekielnie wręcz zimno. Zimą temperatura spada poniżej minus 50 stopni Celsjusza, ale nie to jest najgorsze – niemal przez cały rok w leżącym za kołem podbiegunowym Norylsku nie ma czym oddychać. Miejscowe kombinaty przerabiające rudę niklu trują tak, że w niektórych częściach miasta śnieg ma kolor czarny (i nadaje się do jedzenia w jeszcze mniejszym stopniu niż żółty), a z nieba padają… kwaśne śniegi. Mimo to miasto ma blisko dwieście tysięcy mieszkańców, zatrutych toksycznym powietrzem mutantów, którym przestało już przeszkadzać, że żyją w najbardziej depresyjnym miejscu na świecie.

Stacja Badawcza Wostok, Antarktyda
Hardkorowość: 4/5
Co robisz, jeśli jesteś Związkiem Radzieckim, światowym mocarstwem, które wszystko chce robić nie tylko lepiej, ale i bardziej? To oczywiste: budujesz bazę na Antarktydzie. Ale nie stawiasz jej byle gdzie! Każesz inżynierom postawić baraki na południowym biegunie zimna, najzimniejszym miejscu na ziemi. Rosjanie właśnie to zrobili w 1957 roku, budując stację na obszarze Ziemi Księżniczki Elżbiety we wschodniej Antarktydzie. Obiekt o nazwie Wostok (zaskoczony?) stoi w miejscu, w którym temperatury zimą potrafią spaść do minus 89 stopni Celsjusza, na wysokości blisko 3500 m nad poziomem morza, co czyni go jedną z najtrudniej osiągalnych stacji badawczych na Antarktydzie – i na świecie. Dodajmy jeszcze, że od maja do września Wostok tonie w zimowych ciemnościach, które przetrwać musi piętnastoosobowa załoga stacji… Czujesz to, Jonie Snow?

Lodowiec Sjaczen, Indie/Pakistan
Hardkorowość: 3/5
Najwyżej położone pole bitwy na ziemi – na 6 tysiącach metrów nad poziomem morza od 1984 roku z przerwami trwa konflikt zbrojny między Indiami a Pakistanem. Po co bić się o kawałek pozbawionego życia wysokogórskiego terenu? Granica między państwami nie została tu precyzyjnie wytyczona, więc oba mocarstwa atomowe próbują siłą ustalić jej przebieg. Do starć dochodzi jednak rzadko, żołnierze najczęściej giną z powodu przejmującego zimna, choroby wysokościowej, upadków w szczeliny czy lawin, które są bardzo częstym zjawiskiem. Do tej pory na Sjaczenie zginęły 2 tysiące żołnierzy. To naprawdę nieludzki świat – zimą temperatura spada do minus 60 stopni Celsjusza, wiatry osiągają prędkość 160 km/h, a śnieżyce potrafią trwać nieprzerwanie przez trzy tygodnie. Jeśli nie musisz, nie pchaj się w tamte rejony – wybierz Zakopane.

Wierchojańsk, Rosja

Hardkorowość: 5/5
Niegdyś subarktyczna twierdza założona przez Kozaków, którzy odmrażali sobie tam tyłki już w 1638 roku. Dzisiaj w położonym nieopodal koła podbiegunowego miasteczku, uznawanym za jeden z rosyjskich biegunów zimna, mieszka ponad tysiąc trzysta osób. Nie mają łatwo. Zimą temperatura potrafi spaść do niemal minus 70 stopni Celsjusza, a średnia zimowa jest wyższa zaledwie o 25 stopni, czyli wynosi... minus 45 stopni! O tym, jak zjebane życie mają obywatele Wierchojańska, powinna przekonać cię informacja, że w 2012 roku miasto sterroryzowała wataha czterystu wilków. Tak, czterysta pieprzonych szczerzących kły futrzaków, które przejęły kontrolę nad biegunem zimna w Jakucji.

Schneefernerhaus, Niemcy

Hardkorowość: 2/5
Dawny alpejski hotel majestatycznie zwisający z pionowej skały pod Zugspitze w Bawarii. Plasuje się między dwiema skrajnymi kategoriami: między „Jak tu zajebiście” a „Chcę do mamy”. Budynek przyklejony do zbocza na wys. 2650 m nad poziomem morza zbudowano w latach 30. XX wieku jako hotel. Dziś Schneefernerhaus to międzynarodowy ośrodek badawczy – swoje laboratoria ma tutaj m.in. Max Planck Institut. Dostać się tu można tylko za pomocą kolejki linowej, ale efekt wart jest wysiłku – widok z tarasu na panoramę Alp jest zaiste epicki, a po kilku sznapsach jesteś w stanie uwierzyć, że znalazłeś się na Murze i bronisz Westeros przed Innymi. Ale pamiętaj, że to niebezpieczna okolica – w 1965 roku lawina zasypała budynek i zabiła 10 osób.

Wyspy Diego Ramírez, Chile
Hardkorowość: 3/5
W kategorii miejsc odludnych i pozbawionych życia wysepki w archipelagu Ziemi Ognistej wygrywają nawet z halą odlotów lotniska w Radomiu. Na Wyspach Diego Ramírez są tylko skały, huraganowe wiatry, które wywracają jachty próbujące przedrzeć się obok znajdującego się nieopodal przylądka Horn, oraz setki pingwinów i albatrosów, które z braku innych rozrywek upodobały sobie to miejsce. Do bieguna południowego stąd bliżej niż do KFC, więc nie dziwne, że w obserwatorium meteorologicznym zbudowanym na wyspach w 1957 roku przez chilijskie władze wytrzymują tylko najtwardsi meteorolodzy – i raczej nie mamy na myśli osób w rodzaju Agnieszki Cegielskiej czy Omeny Mansah.

La Riconada, Peru
Hardkorowość: 5/5
Są na świecie miejscówki, przy których nawet Sosnowiec wydaje się pachnącym prestiżem kurortem na Lazurowym Wybrzeżu. Mamy tu na myśli osadę o nazwie La Riconada, położoną na wysokości 5100 m nad poziomem morza peruwiańską mieścinę górniczą w Andach, najwyżej leżącą osadę na świecie. W sąsiadujących w niej kopalniach wydobywa się złoto, na pięciu tysiącach metrów nie ma czym oddychać, a piździ tak srogo, że odmrażasz sobie mózg na samą myśl o wyjściu na zewnątrz. Do tego jeszcze domki stoją na gołej skale, dookoła nie masz ani H&M, ani nawet Lidla. Jeśli jest jakiekolwiek miejsce na ziemi, które poziomem przejebania osiąga rejestry znane z „Gry o tron”, to jest to La Riconada.

Wyspa Shemya Aleuty, USA
Hardkorowość: 4/5
Ci, którzy twierdzą, że w wojsku najbardziej przechlapane mają rekruci wysłani do jednostki w Orzyszu, nie mają pojęcia o istnieniu bazy na wyspie Shemya. To zapomniane przez Boga i dostawców z Pizzy Hut miejsce na Morzu Beringa między Alaską a Kamczatką, o powierzchni 15 kilometrów kwadratowych, jest dobre na zsyłkę dla jakiegoś jebniętego dyktatora. Amerykanie otworzyli tu bazę dla lotnictwa w 1943 roku, w czasach Zimnej Wojny na Shemii skoszarowanych było blisko trzystu żołnierzy. Dzisiaj jest ich o połowę mniej, niemal wszyscy obsługują zainstalowane tutaj systemy radarowe. O pogodzie na wyspie lepiej nie wspominać – leje przez cały rok i nigdy nie jest ciepło. Nie brzmi to jak oferta z katalogu TUI…

Barrow Alaska, USA
Hardkorowość: 3/5
Rzut oka na mapę i już wszystko jasne – Barrow to leżące najdalej na północ miasto w Stanach Zjednoczonych. Myślisz sobie pewnie, że to przecież jeszcze nic złego? No cóż, śpieszymy donieść, że ta mieścina to także jedno z najbardziej pochmurnych miejsc na
ziemi – przez ponad pół roku nie świeci tu słońce! Dodajmy do tego noc polarną od połowy listopada do końca stycznia oraz fakt, że jedynie przez cztery miesiące w roku temperatury w Barrow osiągają wartość powyżej zera… Naprawdę, wytrzymać tu trudno. Jeśli myślisz, że jesteś twardy, to idziemy o zakład, że wystarczyłaby jedna zima spędzona na północy Alaski, żebyś zweryfikował tę opinię na swój temat.

Baza Concordia, Antarktyda
Hardkorowość: 3/5
Francusko–włoska baza badawcza, której mieszkańcy mogą codziennie rano stawać na progu i mówić do siebie: kuźwa, wszędzie mamy daleko. Do najbliższego skupiska ludzkiego jest stąd grubo ponad 500 km przez lodowe pustkowie, a do tego zbudowana w 2005 r. na Płaskowyżu Polarnym Concordia stoi na wysokości ponad 3 tys. metrów nad poziomem morza, co dodatkowo utrudnia przedostanie się gdziekolwiek. Przez cały rok pracuje tu kilkunastu naukowców, udając, że nie robi na nich wrażenia fakt, iż temperatura potrafi spaść poniżej minus 80 st. Celsjusza. Jeśli nie widziałeś choćby zdjęcia Płaskowyżu Polarnego, to nie wiesz, czym jest prawdziwa, przerażająca, obezwładniająca ogromem i niedająca się ogarnąć umysłem polarna pustka.

Baza Koniczynka, Ziemia Franciszka Józefa, Rosja

Hardkorowość: 5/5
Nowa baza rosyjskiej floty północnej, nazwana pieszczotliwie z uwagi na kształt Koniczynką, to dowód, że Rosjanie też lubią „Grę o tron” i w Arktyce postanowili zrobić swoją wersję bazy Nocnej Straży. Zbudowane na 80 równoleżniku koszary będą mogły pomieścić stu pięćdziesięciu żołnierzy, którzy stacjonować mają tam w trybie całorocznym – mimo że zimą temperatura na Ziemi Franciszka Józefa spada do minus 50 stopni Celsjusza. Zaplecze jednostki pozwoli na jej funkcjonowanie nawet przez półtora roku bez dostaw. Czy rosyjscy żołnierze będą ubierać się na czarno i owijać w futra jak członkowie Nocnej Straży? Tego na razie nie wiadomo.

Platforma wiertnicza Prirazłomnaja, Rosja
Hardkorowość: 5/5
Jeśli budujesz pierwszą na świecie platformę wiertniczą mogącą wytrzymać napór lodu, to nie po to, by instalować ją na Karaibach. Rosjanie taką platformę zbudowali, a następnie zacumowali ją na Morzu Peczorskim, daleko za kręgiem polarnym. Stojąca 60 kilometrów od brzegu konstrukcja z betonu i stali ma służyć do pozyskiwania ropy z obszaru, na którym według szacunków Gazpromu znajdują się 72 miliony ton surowca. Nie jest to jednak robota lekka i przyjemna, jak praca w „Dzień dobry TVN” czy prowadzenie bloga – zimą w platformę napieprzają gigantyczne bloki lodowe, wieją też lodowate wiatry, słońca nie ma przez kilka miesięcy w roku, a nastroju pracowników nie poprawia fakt, że są zamknięci na pływającej stalowej wyspie pośrodku Arktyki i nie mogą wyskoczyć do kawiarni po sojowe latte.

Baza wojskowa Thule, Grenlandia
Hardkorowość: 4/5
Jeśli służysz w amerykańskich siłach powietrznych, to wolałbyś trafić raczej na Hawaje niż pod koło podbiegunowe, gdzie przy każdej próbie odlania się na świeżym powietrzu ryzykujesz odmrożenie siusiaka. Ale wojsko to wojsko i ktoś musi wykonać czarną robotę. Leżąca na Grenlandii baza Thule to najdalej na północ wysunięta amerykańska baza wojskowa, odległa tylko 1500 km od bieguna północnego. Zimą słońce zachodzi w połowie października i wraca dopiero pod koniec lutego. Dostęp drogą morską możliwy jest tylko przez 3 miesiące w roku, od połowy października załoga jest zdana na łaskę i niełaskę arktycznego klimatu. Amerykanie są tu od czasów II wojny światowej, dziś stacjonuje tu obsługa systemu wczesnego ostrzegania przeciw międzykontynentalnym pociskom balistycznym. Najbliższa osada leży 100 km od bazy, a dookoła bazy nie ma nic – chyba że za „coś” uznasz tysiące hektarów pozbawionej życia lodowej pustyni.

Artykuł ukazał się w magazynie CKM nr 2/2016.

Dodał(a): Andrzej Chojnowski/ fot. istockphoto.com Sobota 19.01.2019