Oswojony pitbull - wywiad z Tomaszem Oświecińskim
CKM: Dużo kumpli z podstawówki straciło przez ciebie zęby?
Tomasz Oświeciński: Paru ich było. Najzabawniejsze jest to, że jak byłem w piątej klasie to lałem starszych kolegów z ósmej. Biłem się nawet z dwoma na raz! W szkole wszyscy się mnie bali.
CKM: To chyba kiepsko?
T.O.: Przeciwnie: każdy chciał być moim kolegą. Rządziłem podstawówką i można powiedzieć, że pomagałem rozwiązywać problemy. Byłem takim negocjatorem.
CKM: Nadal nim jesteś?
T.O.: Tak! Ostatnio widziałem napad na ulicy, akurat jechałem samochodem z córką. Powiedziała, żebym pomógł, więc zatrzymałem się na środku skrzyżowania. Dwóch gości biło jednego, więc stanąłem w obronie słabszego. Usłyszałem potem od córki: „Tato, miałeś ich rozbroić, a nie powalić” (śmiech).
CKM: Na początku roku gruchnęła wieść, że rezygnujesz z udziału w nowym „Pitbullu”. Dlaczego?
T.O.: Po tym, jak z kręcenia tego filmu zrezygnował Patryk Vega, nie zastanawiałem się ani chwili. Szkoda, że tak się stało, bo przeczytałem już scenariusz i miało być więcej mojego Stracha, ale to Vega jest twórcą tego filmu od A do Z. Pracował nad nim mnóstwo czasu, chodził na spotkania z policjantami... Bez niego nie ma „Pitbulla”. Lecz za to jest już scenariusz na nasz zupełnie nowy wspólny film.
CKM: O czym będzie?
T.O.: O służbie zdrowia i dziwnych sytuacjach, które dzieją się w szpitalach.
CKM: Zagrasz lekarza?!
T.O.: Blisko. Mój bohater bardzo chciałby nim zostać, ale jest sanitariuszem. Mam zupełnie inną rolę niż pitbullowy Strachu, na pewno ciekawą. Zdjęcia zaczynamy w kwietniu, premiera już we wrześniu. Będzie sporo aktorów z „Pitbulla”.
CKM: Zanim zostałeś aktorem, wiele lat stałeś na bramkach przed klubami. Zajmowałeś się też selekcją?
T.O.: Poniekąd też to robiłem. Jako szef ochrony wyłapywałem osoby, które mogły w klubie sprawiać problemy.
CKM: Jak rozpoznaje się takich ludzi?
T.O.: To od razu widać. Po sposobie poruszania się, po tym jak mówią. Ale żeby nabyć taką umiejętność, to potrzeba paru lat doświadczenia.
CKM: Stanie na bramkach to chyba jest stresująca robota...
T.O.: Przy moich gabarytach mało kto decydował się na awanturowanie. Zresztą, jako zawodowiec nie powinienem dawać się sprowokować. W ciągu nocy potrafiono „zwolnić mnie” z 20 razy, bo oczywiście każdy, kogo nie chciałem wpuścić, twierdził że zna mojego szefa.
CKM: Nikt nigdy nie dał rady cię sprowokować?
T.O.: Raz się dałem i mi z tego powodu ciągle wstyd. Gość powiedział coś na mojego ojca, nie chciałem go uderzyć, ale nie wytrzymałem.
CKM: No i...?
T.O.: Stracił przytomność.
CKM: Ale bywało w tamtych czasach też zabawnie?
T.O.: Pewnie. Pamiętam, że w środku lata przyszła naprawdę mocno zjarana dziewczyna w samym topie, obcisłych majtkach i w białych kozakach. Powiedziałem jej, że nie wejdzie. Drążyła dlaczego nie, a ja na to, że chodzenie w białych kozakach w sierpniu jest totalnym obciachem. Otrzymałem ripostę, że są one od Armaniego. Odpowiedziałem, że mnie nie interesuje od kogo je pożyczyła i po prostu nie wejdzie. Odpuściła...
CKM: Często bywały problemy z kobietami?
T.O.: Pamiętam też taką jedną, która miała zakaz wejścia do klubu, bo poprzednio rozbijała butelki na głowie faceta. Zapytałem ją, dlaczego to zrobiła i usłyszałem: „Bo on do mnie źle powiedział”.
CKM: Byłeś bramkarzem nie tylko w Polsce, ale też w ekskluzywnych klubach w USA. Czymś one się różnią od polskich?
T.O.: Poza tym, że nie ma tam bójek i przychodziła Christina Aguilera albo Mike Tyson, to niczym szczególnym (śmiech). Tak jak wszędzie: znani i bogaci leżeli kompletnie pijani pod ścianami...
CKM: Na klubowej bramce zaczęła się również twoja kariera aktorska.
T.O.: Gdy stałem przed klubem, poszedł do mnie reżyser. Ale nie był to Patryk Vega. Przed „Pitbullem” byłem epizodystą, który zawsze wcielał się w gangstera. Na przykład w „Plebanii” byłem człowiekiem mafioza Janusza Tracza.
CKM: Za to w „Klanie” pojawiłeś się jako pozytywny bohater.
T.O.: Zagrałem agenta CBŚ. To była moja pierwsza rola z długim tekstem. Uczyłem się jej dwa dni. Scenę kręciliśmy w małym mieszkaniu, gdzie było bardzo gorąco, wszyscy płynęliśmy. A najgorzej miał prawdziwy policjant ubrany w strój do rozbierania bomb, który ważył chyba kilkadziesiąt kilogramów. Naprawdę mu współczułem, a to, ile on będzie musiał mieć ten strój na sobie, zależało tylko ode mnie. Tak się tym zestresowałem, że zapomniałem tekstu... Były chyba ze trzy duble, aż reżyser poprosił mnie na bok i powiedział: „Panie Tomku, spokojnie, nikt nie oczekuje, że będzie pan DiCaprio” (śmiech).
CKM: No i Leonardo DiCaprio nie zagrał u Patryka Vegi – a ty tak. Jak trafiłeś do obecnie najgorętszego polskiego reżysera?
T.O.: Prosto z castingu do „Hansa Klossa”. Grałem tam Bosmana. Podczas charakteryzacji słyszałem o Vedze same najgorsze rzeczy, co trochę mnie wystraszyło. Ale kiedy Patryk wszedł, przywitał się ze mną i zapytał, czy mogą ściąć mnie całkiem na łyso, to nawet przez moment się nie zawahałem...
CKM: Aha, czyli wtedy pojawiła się twoja łysa czacha!
T.O.: Wtedy. Po zakończonych zdjęciach poszedłem się z Patrykiem pożegnać i powiedziałem, że mam nadzieję, że spełniłem jego oczekiwania. Odpowiedział: „Super! Już się więcej ode mnie nie odczepisz”. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, co to oznacza... A za jakiś czas zadzwonił do mnie i zaproponował małą rolę w “Służbach Specjalnych” oraz trenowanie Olgi Bołądź. A potem był już „Pitbull”.
CKM: Oprócz tego wszystkiego grasz jeszcze w serialu „M jak miłość”. Czy zaczepiają cię na ulicy starsze panie?
T.O.: Tak, to jest w ogóle fenomen. Zaczepiają mnie wszyscy. Babcie, bo kojarzą mnie jako Pana Andrzejka i nawet nie wiedzą, że mam na imię Tomek. Oraz młodzież, bo dla nich jestem Strachu. Ostatnio spacerowałem po parku z Patrykiem Vegą, podbiegły do mnie dzieciaki w wieku ok. 7–8 lat i powiedziały, że super zagrałem w „Pitbullu”. Boże... Kto im pozwolił to oglądać?! Byliśmy obaj przerażeni.
CKM: Dla niektórych życie i film to to samo...
T.O.: Kiedy grałem agenta CBŚ i mieszkałem na warszawskiej Woli, to tuż obok miałem bazarek. Długo nie za bardzo rozumiałem dlaczego wszyscy wręczali mi tam owoce dla córki. Za darmo. Po jakimś czasie okazało się, że handlarze byli pewni, że jestem prawdziwym policjantem i chcieli ze mną dobrze żyć.
CKM: Czy plan zdjęciowy „Pitbulla” różni się od tego w „M jak miłość”?
T.O.: Różni, ale inaczej niż chyba myślisz. Na planie „M jak miłość” jest luźno, wszyscy się dobrze znamy. A u Patryka, mimo że się lubimy, to podczas robienia filmu w ogóle ze sobą nie rozmawiamy. On wtedy jest w transie. Wie, jak ma wyglądać każda scena i precyzyjnie to realizuje.
CKM: Jakie masz sposoby, żeby lepiej „wejść w rolę”?
T.O.: Na przykład kiedyś specjalnie grałem w za małych butach i soczewkach, w których nic nie widziałem. Na początku wstydziłem się trochę tego, że nie jestem zawodowym aktorem, ale takie sztuczki zdecydowanie mi pomogły.
CKM: Przy twoich wymiarach za małe elementy garderoby to chyba norma...
T.O.: Kupowanie ciuchów dla mnie to tragedia. Przeciętny człowiek kupuje to, co się mu podoba, a ja biorę to, co jest. Niektóre rzeczy szyję na miarę, ale nie wszystko się da. W myciu pleców pomaga mi dziewczyna, kołnierz poprawia mi córka.
CKM: A plusy bycia dużym facetem?
T.O.: Poza powyższym to ja widzę same plusy! Na przykład jadę samochodem, ktoś na mnie trąbi, wychodzi do mnie z auta i... nagle zaczyna przepraszać.
CKM: Przy założeniu, że się do tego samochodu w ogóle mieścisz...
T.O.: Z tym nie ma problemu, bo kupuję tylko duże wozy. Kiedyś powiedziałem wprost do handlarza: „Słuchaj, człowieku, tym autem będzie jeździła moja córka i kobieta – jeżeli coś im się stanie z winy tego samochodu, to zapukam do twoich drzwi”. I od razu otrzymałem krótką odpowiedź, że to nie jest auto dla mnie (śmiech). Innym razem usłyszałem, że gość nie ma nic do ukrycia, ale w takim razie jeszcze wymieni tarcze i klocki i zadzwoni na następny dzień. Myślałem, że się wystraszył, ale naprawdę zadzwonił i pokazał mi faktury za nowe części.
CKM: Ciebie chyba nikt nigdy nie oszuka.
T.O.: A wyobraź sobie, że dawno temu dałem się naciąć na 120 tysięcy. Robiłem ochronę osobistą pewnego Włocha w Warszawie. Był ścigany przez rosyjską mafię. Po wykonaniu zlecenia zostawił mi czek, który – jak się później okazało – był bez pokrycia. A gość oczywiście zniknął bez śladu.
CKM: Spotkałeś kiedyś kulturystę geja?
T.O.: Nie! Chociaż jednego podejrzewam... Siłownia w ogóle się zmieniła. Trenuję od wielu lat i kiedyś na siłce można było spotkać jedynie zapalonych sportowców. A teraz? Jest pełno metroseksualnych chłopaków, którzy są wyżelowani, opaleni. To samo tyczy się kobiet. Jak miałem 18 lat to pamiętam, że przychodziły na siłownię dwie babki, które były zawodniczkami. Bardzo rzadko można było spotkać „normalną” kobietę. Kiedyś siłownia kojarzyła się tylko z pakerami. Tak samo jak tatuaże – wtedy mieli je tylko kryminaliści, a dziś jak jest, wszyscy wiedzą.
CKM: Łatwiej trenuje się na siłowni mężczyzn czy kobiety?
T.O.: Kobiety, bo są bardziej zdyscyplinowane i wiedzą, co chcą osiągnąć. Jeżeli chodzi o facetów, to poza sportowcami, są oni leniwi. Kobiety przychodzą sumiennie, trzymają dietę i są efekty, a z mężczyznami to różnie.
CKM: Jest jeszcze szansa, żeby zapisać się do ciebie na trening?
T.O.: Teraz mam mniej podopiecznych, z uwagi na to, że sporo czasu spędzam
na planie zdjęciowym a nie lubię robić czegoś na pół gwizdka. Mam stałą grupę osób, z którymi trenuję. Nie chciałbym podejmować się czegoś, czego wiem, że nie skończę.
CKM: Czyli nie otworzysz własnej siłowni?
T.O.: Gdybym taką miał, to ludzie chcieliby się tam zapisać i chcieliby, żebym ja tam ciągle był. To duże zobowiązanie i nie dam rady temu sprostać. Ludzie nie są zainteresowani żadnym zastępstwem, chociaż znam fajnych trenerów, którzy są tak samo dobrzy jak ja. Więc bardziej myślę nad zrobieniem własnej serii odżywek.
CKM: Kiedy ostatni raz się wzruszyłeś?
T.O.: Nie powinienem tego mówić, ale często wzruszam się, kiedy oglądam filmy albo programy ze zdolnymi dzieciakami.
CKM: Jesteś z kimś czasem mylony?
T.O.: Raz podszedł do mnie nieźle zachwiany gość i zwrócił się do mnie: „Panie Krystianie, czy mogę prosić o autograf?”. Odpowiedziałem, że nie dam, bo nie mam tak na imię – a ten do mnie zdziwiony: „To nie jest pan bratem Pudziana???”. Zresztą z samym Pudzianem też mnie mylą...
Tomasz Oświeciński
Rocznik 1973, pochodzi z Białegostoku. Charakterystyczny aktor, bezlitosny trener personalny i zawodowy ochroniarz. Na ekranie zaczął pojawiać się w 2010 roku. Dziś znany jest przede wszystkim z roli osiłka Marcina Opałki ps. „Strachu” w serii filmów sensacyjnych „Pitbull” w reżyserii Patryka Vegi, ale też z serialu „M jak miłość” TVP, w którym wciela się w dozorcę Andrzejka. Brał też udział w telewizyjnych szołach „Agent – Gwiazdy” oraz „Top Chef – Gwiazdy od kuchni”. Nie lubi whisky, po czerwonym winie boli go głowa, preferuje białe wino. Ma 7–letnią córkę.
ARTYKUŁ PIERWOTNIE UKAZAŁ SIĘ W MAGAZYNIE CKM Nr 5 (227) MAJ 2017
ZOBACZ TEŻ SESJĘ DOROTY GARDIAS DLA CKM!