Fundacja Kai Godek pomoże uchodźcom! Będzie... rozdawać antyaborcyjne ulotki

Chcielibyśmy napisać, że po takiej wiadomości ręce opadają, ale za każdym razem, gdy widzimy nazwisko 'Godek' łapiemy się za głowę, więc to akurat by nie przeszło. Fakt faktem do całej masy 'wspaniałych' pomysłów dołączył kolejny – rozdawanie kobietom z Ukrainy antyaborcyjnych ulotek.
Zrzut ekranu 2022-03-16 o 17.18.27.png

Fundacja Życie i Rodzina będzie aktywnie pomagać uchodźcom z Ukrainy, którzy przyjeżdżają do Polski. Oczywiście nie ma co myśleć, że dostaną oni jakiekolwiek artykuły pierwszej potrzeby. Aktywiście pro–life będą rozdawać (za darmo!!!) ulotki w języku ukraińskim, na których pojawią się ostrzeżenia odnośnie aborcji. 



"Na materiałach m.in. drastyczne zdjęcia płodów i informacja o prawnych konsekwencjach przerwania ciąży" - pisze Grupa Stonewall na swoim profilu na Twitterze. Poza tym pojawi się na niej również cytat Matki Teresy z Kalkuty: "Aborcja to zabójstwo i najgorsza zbrodnia. Jeśli ktoś proponuje Pani aborcję, namawia do niej (...), proszę natychmiast zgłosić sprawę pod numer alarmowy telefonu 112 lub skontaktować się z najbliższym komisariatem policji". 

Fakt, zapomnieliśmy przecież, ze obok granicy biegają bezczelni ludzie i proponują aborcję na lewo i prawo. Dodatkowo na ulotce Godek można przeczytać, że od momentu ogłoszenia przez Ukrainę niepodległości w 1991 roku, "zabito" tam ok. 30 milionów nienarodzonych dzieci. Błędem ma być to, że na Ukrainie prawo zezwala na dokonanie aborcji do 12. tygodnia ciąży. Poza szeregiem pozytywnych aspektów ze strony Polaków, musiał pojawić się charakter z przeciwnego bieguna.

Ludzie uciekają z miejsca, gdzie trwa wojna. Co najlepiej zrobić w takiej sytuacji? Przecież nie im pomagać. Lepiej, jak naoglądają się zdjęć płodów. Przecież to całkowicie logiczne. Być może fundacja pójdzie za ciosem i zacznie rozdawać na granicy kolejne ulotki, tym razem z negatywnymi skutkami ucieczki.

Mamy jakąś cichą nadzieję, że aktywistki pro–life jednak w ostatniej chwili poczują, że coś jest ewidentnie nie tak. Być może wtedy przypomną sobie czasy pierwszych kieszonkowych, gdy łapało się prac związanych z rozdawaniem ulotek, a potem chowało się je po domu i czekało na pensję. 


Dodał(a): Konrad Klimkiewicz / youtube.com Środa 16.03.2022