Zgłosiła kradzież auta. Sama sobie była winna...
41-letnia mieszkanka Tarnogrodu w panice zadzwoniła na policję i zgłosiła kradzież swojego samochodu. Po przyjeździe funkcjonariuszy okazało się, że rzeczywistość jest nieco inna, a właścicielce należy się mandat.
Cała historia przypomina scenę z niezłej komedii. Kobieta podjeżdża pod sklep, parkuje swoją Toyotę i wyskakuje na szybkie zakupy. Po piętnastu minutach wychodzi z budynku i ze zdumieniem odkrywa, że jej auto zniknęło. Natychmiast chwyta za telefon i dzwoni na policję.
CZYTAJ TAKŻE: NOWE PRZEPISY. ŁATWIEJ STRACISZ PRAWO JAZDY
Mundurowi zjawiają się na "miejscu zbrodni" i rozpoczynają poszukiwania potencjalnie skradzionego pojazdu. Po chwili okazuje się, że auto stoi ok 200 metrów dalej w pobliskich zaroślach i to bynajmniej nie za sprawą wprawnej szajki złodziei. Jedynym winnym całego zamieszania był niezaciągnięty hamulec ręczny.
Niezabezpieczony samochód stoczył się samoistnie ze zbocza, przeciął w poprzek drogę wojewódzką i zaparkował w zaroślach na wysokim urwisku. Toyota wróciła do właścicielki, która oprócz pojazdu otrzymała mandat za spowodowanie zagrożenia przez niewłaściwie zabezpieczony pojazd.
Policja apeluje, żeby nie zapominać o ręcznym, który potrafi zrobić dobrze. Zwłaszcza na wzniesieniach.
ZOBACZ GALERIĘ: LEWANDOWSKI MA NOWĄ FURĘ. TO UNIKAT
Policja apeluje, żeby nie zapominać o ręcznym, który potrafi zrobić dobrze. Zwłaszcza na wzniesieniach.
ZOBACZ GALERIĘ: LEWANDOWSKI MA NOWĄ FURĘ. TO UNIKAT