Fura z czeluści piekieł
Gdyby Lucyfer przybrał ludzką postać i chciał mieć własną furę w swoim piekielnym garażu, to prawdopodobnie wyglądałaby ona dokładnie tak. I pewnie nawet nazywałaby się tak samo, czyli po prostu Inferno.
W porównaniu do tego samochodu, szalone i narwane Lamborghini zdają się być grzecznymi autkami dla szczęśliwych rodzin z przedmieścia, a odjechane Ferrari – furami dla nudziarzy. Poznajcie Inferno – najbardziej niedorzeczny i absurdalny, a przy okazji niesamowity, samochód, który w ostatnim czasie zrodził się w umyśle projektanta.
Dzięki swojemu czerwono-czarnemu malowaniu nadwozia, przypominającemu jęzory ognia oraz za sprawą piekielnych dodatków, jak np. lusterka w kształcie płomieni, Inferno bardziej przypomina ognisty wóz szatana XXI wieku, niż zwykły samochód drogowy (pewnie ma też gdzieś ukryte pojemniki z napalmem).
To motoryzacyjne wcielenie piekła zostało stworzone przez projektantów i deweloperów wprost z gorącego Meksyku (może tamtejszy klimat wpływa na tak szalone pomysły?), a jego parametry techniczne są dokładnie takie, jakich spodziewalibyście się po aucie z takim wyglądem.
Pod maską Infenro drzemie 1400 mechanicznych wierzchowców apokalipsy, które rozpędzają go do setki w 2,7 sekundy oraz do prędkości maksymalnej, wynoszącej 394 km/h i generują 1523 Nm momentu obrotowego. Poza tym karoseria auta zbudowana jest z elastycznego stopu cynku, aluminium i srebra, dzięki czemu jest w stanie absorbować potężne uderzenia i odpowiednio chronić pasażera (czyt. diabła).
Cena jest równie piekielna co sam samochód i wynosi 8,8 mln złotych. Mimo to 8 z 11 egzemplarzy z pierwszej serii, która trafi na rynek pod koniec 2016 roku, zostało już zamówionych.
Ciekawi jesteśmy tylko, czy w standardowym wyposażeniu znajduje się także egzorcysta.
ZOBACZ KONIECZNIE:
Unimog jako pojazd na tory? Czemu nie!
Opublikowany przez AutoStuff na 21 sierpień 2016