Polska vs Senegal - jak obie drużyny radziły sobie w meczach otwarcia

Przed poprzednimi meczami otwarcia w wykonaniu Polaków na mistrzostwach świata dominował hurraoptymizm, który potem był brutalnie weryfikowany przez wydarzenia boiskowe. Dziś nastroje są jakby nieco spokojniejsze, ale ogromna większość kibiców i tak jest zdania, że Polacy ze starcia z Senegalem wyjdą zwycięsko.
iStock-946521886.jpg

Na początek nieco historii – przypomnijmy sobie, jak w swoich pierwszych meczach na mistrzostwach świata Polacy wypadali do tej pory, ograniczając się do XXI wieku. W 2002 roku los sprawił, że naszym pierwszym przeciwnikiem zostali gospodarze, czyli drużyna Korei Południowej.

Polskie mecze otwarcia
O piłkarzach z Azji wiedziano wówczas niewiele – większość z nich występowała na co dzień w rodzimej lidze, a przeciętny kibic nie kojarzył żadnego z nich, może poza Ahn Jung-Hwanem i Park Ji-Sungiem, którzy stawiali pierwsze kroki w Europie. Po wyjściu na boisko okazało się jednak, że nie mamy do czynienia z piłkarskimi ogórkami – Koreańczycy zdominowali podopiecznych Engela i gładko wygrali 2:0. Nie pomogła nam nawet defensywa z Tomaszami Hajto i Wałdochem, uważana wówczas za najmocniejszy punkt polskiej kadry.

Cztery lata później Polska trafiła do grupy z Ekwadorem, Kostaryką i Niemcami. Nasi piłkarze byli bogatsi o doświadczenia z poprzedniego mundialu, a samo losowanie wydawało się szczęśliwe – w świadomości przeciętnego kibica ani Ekwador, ani Kostaryka nie jawili się jako groźni przeciwnicy. Po raz kolejny okazało się jednak, że boisko rządzi się swoimi prawami i piłkarze z Ameryki Południowej pokonali naszych zawodników takim samym stosunkiem bramek, jak Korea cztery lata wcześniej.

Senegalski „wjazd z buta”

Zupełnie inne doświadczenia z pierwszymi meczami na mistrzostwach mają Senegalczycy. Piłkarze z tego afrykańskiego kraju jak dotąd tylko raz wystąpili na mundialu – w 2002 roku w Korei i Japonii. Pozwolę sobie w tym miejscu zacytować fragment tekstu „Czarne konie mistrzostw”, który pierwotnie ukazał się w PLAYBOYU z kwietnia 2018 roku:

Reprezentacja Francji jechała w 2002 roku do Korei i Japonii jako jeden z głównych faworytów. „Tricolores” byli nie tylko obrońcami tytułu mistrzów świata, ale jednocześnie dzierżyli miano mistrzów Europy. Mieli w kadrze kilka największych gwiazd futbolu swoich czasów – między innymi Thierry’ego Henry’ego, Zinedine’a Zidane’a i Davida Trezegueta. W meczu otwarcia turnieju mieli zmierzyć się ze wspomnianym Senegalem, którego kadra składała się niemal w całości z zawodników na co dzień występujących w przeciętnych klubach ligi francuskiej. Gdy w 23. minucie spotkania Trezeguet trafił w poprzeczkę wydawało się, że bramka dla mistrzów jest jedynie kwestią czasu. Stało się jednak inaczej – kilka minut później w wyniku serii błędów francuskiej defensywy piłkę do bramki wepchnął Papa Bouba Diop. Wynik spotkania nie zmienił się do samego końca i kibice Senegalu mogli się cieszyć z pierwszego, historycznego zwycięstwa swojego kraju na mistrzostwach świata. Na trzech punktach się jednak nie skończyło – w kolejnym meczu Senegalczycy zremisowali 1-1 z Danią, a trzecie grupowe starcie (z Urugwajem) skończyło się wynikiem 3-3. Pięć punktów pozwoliło Senegalowi na awans do kolejnej rundy. A co z Francuzami? Swoją przygodę w Korei skończyli z zaledwie jednym punktem na koncie, zajmując ostatnie miejsce w grupie".

Polska – Senegal. Jak będzie dziś?
Dotychczasowe mundialowe doświadczenia Polski i Senegalu stawiają naszych kadrowiczów w dość nieciekawym położeniu, ale dziś nie mają one większego znaczenia. Reprezentacja Polski anno domini 2018 to drużyna składająca się w dużej mierze z zawodników, grających na co dzień w czołowych ligach europejskich, dodatkowo bogata w doświadczenia z udanego dla nas Euro 2016. Istnieją zatem duże szanse na to, że tym razem nasz mecz otwarcia zakończy się zupełnie innym rezultatem, niż te z 2002 i 2006 roku. 

Dodał(a): Piotr Majewski/ fot. istockphoto.com Wtorek 19.06.2018