Zapach stęchlizny i fajek zamieniliśmy na ruch palcem

Jedyną regułą jest to, że nie ma żadnych reguł w relacjach damsko-męskich.
iStock-910859096.jpg

Piątek wieczór, nagle dzwoni telefon. To twoi kumple, którzy wyciągają cię do klubu na podryw. Zakładasz koszulę i idziesz. Po zapłaceniu bramkarzowi haraczu za bycie facetem wchodzisz do środka. Przedzierasz się przez tłum do epicentrum podrywu, czyli parkietu. Spoglądasz z nadzieją przez tłum ramion zasłaniających widok i... chuj. Dosłownie. Na parkiecie jest festiwal parówek, sami faceci.

Jeżeli już trafi się jakaś dziewczyna, jest tak szybko okrążana przez kółko tańczących facetów, że przy pierwszym wyłomie natychmiast ucieka przyduszona oparami Old Spice’a. Zrezygnowany wzdychasz i zwracasz się do baru. Witaj w randkowaniu 10 lat temu.

Od tamtej pory technologia poszła do przodu, a clubbing powoli umiera. Zadowolony, że te nędzne czasy są już za tobą, sięgasz po najnowszy cud techniki – aplikację randkową! Wow. To takie proste! Nie musisz już chodzić do tych zapyziałych, śmierdzących stęchlizną i szlugami miejsc. Nie musisz już przepłacać za alkohol i ubierać się jak debil, żeby selekcjoner cię wpuścił. Wystarczy tylko fajne zdjęcie, zabawny opis... I chuj. Tym razem niedosłownie.

ZOBACZ TAKŻE: WŁAŚCICIELE KOTÓW WOLĄ OSTRY SEKS. JEST DOWÓD


Po tygodniu swipe’owania okazuje się, że dziewczyny, które faktycznie ci się podobają,albo nie matchują się z tobą, albo nieodpisują, albo przestają odpisywać po trzech zdaniach. W internecie, na różnych forach czy pod moimi filmami, wszyscy dzielą się swoimi doświadczeniami, a raczej ich brakiem. Zastanawiając się, z czego to wynika, sama założyłam konto na Tinderze, aby odkryć że po 100 swipe’ach w prawo miałam 98 par.

Prosta matematyka

Jak się okazuje, fakt ten wynika z dość prostej matematyki. Podobnie jak kiedyś w klubach, facetów zarejestrowanych w aplikacjach randkowych jest zwyczajnie więcej. Na trzy i pół kobiety przypada sześć i pół faceta, czyli prawie 2 do 1. Myślałeś, że jesteś w czarnej dupie? Otóż są miejsca na świecie, gdzie jest jeszcze gorzej. Na przykład w Kalifornii na jedną dziewczynę przypada czterech facetów. Zatem każda białogłowa z trochę lepszym zdjęciem, opisem i w przedziale wiekowym 18–30 lat może się poczuć trochę jak ta ładna dziewczyna na parkiecie w klubie pełnym facetów z przykładu powyżej.

Ja, po kilku minutach korzystania z aplikacji, miałam 30 wiadomości, a po godzinie 30 pretensji, że nie odpisuję. Następnego dnia doszło parę wyzwisk i podsumowań, że jestem „taką samą księżniczką jak cała reszta”. Ładniejsze dziewczyny korzystające z takich aplikacji czują się więc trochę jak Daenerys z „Gry o tron”, o którą bili się wszyscy i wszyscy chcieli mieć ją za żonę. Nie potrzebują z nikim rozmawiać ani chodzić na randki, ponieważ samo zainteresowanie daje im większą pewność, że nie wypadły z obiegu, niż liczba serduszek pod zdjęciami na Instagramie.

Męska frustracja wynikająca z braku „wzięcia” zbiera ogromne żniwo. Jedni wypowiadają kobietom otwartą wojnę, zakładają ruchy społeczne, a nawet tworzą fałszywe profile z kradzionymi fotkami modeli, aby „udowodnić”, jakie kobiety są płytkie i jak to lecą tylko na przystojniaków, nawet kosztem bycia przez takiego zbesztaną. Swoją drogą to rzeczywiście bardzo odkrywcze i nieprawdopodobne wręcz, że kobietom mogą się podobać przystojni faceci. Jakby w drugą stronę to nie działało.

Rób swoje

Ludzie w relacjach damsko-męskich zachowują się trochę jak maturzyści, którzy 15 lat temu masowo aplikowali na prawo, tylko dlatego, że ktoś im powiedział, że będzie po tym pewna praca i duże zarobki. Surprise! Nie ma! Podobnie jak w klubie nie było gwarancji, że poderwiesz dziewczynę, tak samo w aplikacji randkowej nie masz gwarancji, że ją znajdziesz.

Pewne jest natomiast to, że zawsze znajdowali się ludzie, którzy nie patrzyli na to, co robią wszyscy, tylko robili swoje i tym samym poznawali dziewczynę w warzywniaku (autentyczna historia jednego z moich widzów), w kolejce do kibla (autentyczna historia mojego faceta) czy na ulicy w drodze do pracy (to może byćtwoja autentyczna historia).

Jedyną regułą jest to, że nie ma żadnych reguł, zwłaszcza w relacjach damsko--męskich. Czasami wystarczy otworzyć oczy w kolejce po bułki, co może dać większą szansę na poznanie kogoś, niż w kolejnej superinnowacyjnej aplikacji, która nie różni się niczym od zatłoczonego klubu pełnego napalonych parówek. 

Anna Ślęzak – dziennikarka, youtuberka, specjalistka w dziedzinie relacji damsko-męskich. Od kilku lat prowadzi najpopularniejszy w Polsce kanał na YouTubie o tej tematyce, który subskrybuje ponad 350 tys. osób a jej filmy obejrzano ponad 50 milionów razy. Jest autorką czterech książek, a także częstym gościem popularnych programów telewizyjnych, gdzie występuje w roli eksperta. 

Tekst pochodzi z CKM nr 8 (252) Sierpień 2019 




Dodał(a): CKM /fot. iStock Czwartek 21.11.2019