Chciał rozebrać Seicento. Spalił stodołę
Czasami lepiej odpuścić sobie domowe naprawy samochodowe. Oczywiście drobne majsterkowanie jest jak najbardziej wskazane, gorzej z próbą rozebrania auta. Taka zabawa może skończyć się chociażby spaleniem stodoły.
36–latek z gminy Puchaczów próbował rozmontować Fiata Seicento. Podczas swoich działań zaprószył ogień, przez co stracił nie tylko samochód, ale i stodołę. Mężczyzna sam nie wie, w jaki sposób doszło do pożaru. Policja wstępnie ustaliła, że ogień wywołało przewiercenie klemy akumulatora. Gdyby facet spróbował sprzedać swoje Seicento w ten sposób, a nie zabierać się za rozmontowanie auta, teraz miałby w kieszeni kilka stówek.
Sprawdź koniecznie: Pochwalił się swoim "rajdem" po mieście. Filmik za 83 punkty karne
Majsterkowicz próbował sam gasić pożar. Kombinował, aby cokolwiek z samochodu jeszcze zostało. Ogień rozprzestrzenił się za szybko, przez co mężczyzna musiał się poddać i zadzwonić po pomoc.
W akcji gaśniczej wzięły udział aż cztery zastępy straży pożarnej. Spłonął nie tylko mały Fiat, ale także cała konstrukcja stodoły, łącznie z dachem. Właściciel wstępnie oszacował straty na kwotę 20 tys. zł. Wszystko zaczęło się od próby rozmontowania Seicento na własną rękę. Może dałoby radę coś jeszcze z niego wykrzesać, w końcu niedawno 71–letni Ford został rekordzistą kultowego wyścigu w USA, no ale majsterkowicz przekreślił swój samochodzik, przez co teraz nie dość, że nie zarobi na częściach, to jeszcze będzie musiał od nowa budować stodołę.
Nie wszyscy mają w rodzinie wujka-mechanika, co zawsze zrobi tanio a dobrze, nie oznacza to jednak, aby za wszelką cenę iść po kosztach i samodzielnie kombinować przy samochodzie. Co prawda Seicento rzeczywiście zostało zdemontowane, ale części zamiast trafić na OLX, po prostu spłonęły. Łącznie ze stodołą.
ZOBACZ ODRZUTOWEGO FIATA: