Żarłacz

Takeru Kobayashi – genialny sportowiec, który nie ma sobie równych na świecie w… jedzeniu na czas

Takeru Kobayashi.jpg

Wbijaj na fejsa - nokautujemy codziennie

Eric Booker widział już niejedno w swoim życiu. Na przykład zawartość własnego żołądka. To zdarza mu się dość często, bo choć jest jednym z najbardziej utytułowanych specjalistów w jedzeniu na czas, niekiedy przesadza z ilością pożywienia, co kończy się wymiotami. Ale ten dzień — 4 lipca 2001 roku — Eric zapamiętał na długo, podobnie jak tysiące ludzi, którzy przyszli obserwować słynne zawody w jedzeniu hot dogów organizowane w dniu amerykańskiego święta narodowego u zbiegu ulic Surf i Stillwell na nowojorskiej Coney Island. Wtedy właśnie objawił się nikomu nieznany drobny Japończyk, 23-latek z Nagano, i dosłownie zmasakrował rywali w najbardziej prestiżowych zawodach w jedzeniu na czas. Japończyk nazywał się Takeru Kobayashi i w dwanaście minut zjadł pięćdziesiąt hot dogów, dwa razy więcej niż wynosił dotychczasowy rekord świata. Historię amerykańskiego sportu zawodowego trzeba było napisać od nowa.

NAJLEPSI Z NAJLEPSZYCH
Nathan’s Famous Hot Dog Contest to wydarzenie wyjątkowe, tak jak Rajd Monte Carlo czy Konkurs Czterech Skoczni. Światowa czołówka w jedzeniu na czas cały rok szlifuje formę, by dać popis podczas tych zawodów. Dlatego druzgocący sukces nikomu nieznanego Japończyka był dla Ameryki wielkim ciosem. Wprawdzie w historii tej dyscypliny sportu zdarzali się mistrzowie z Dalekiego Wschodu, ale rozmiary zwycięstwa Kobayashiego porażały. Spektakularny sukces Azjaty odniesiony w dniu święta narodowego bolał podwójnie — to tak, jak-by główną nagrodę w konkursie piosenki żołnierskiej w Kołobrzegu przyznano Erice Steinbach. Stany poczuły ukłucie w sercu, a towarzyszyła mu bezradność — Takeru był poza zasięgiem. Był „galaktyczny”.

WIELKI SPORT
Jedzenie na czas wcale nie jest nowym sportem. Wbrew pozorom ma większe tradycje niż niejedna dyscyplina olimpijska. Już przed stu laty w amerykańskich mieścinach regularnie organizowano festyny, których ozdobą były wybory największego żarłoka. Jednak idea, żeby uczynić z jedzenia sport, narodziła się w Japonii dopiero na początku lat 90. Moda szybko przeniosła się za ocean, gdzie nabrała rozmachu i stała się prężną dyscypliną, ze sponsorami, działaczami, cyklem około stu imprez rocznie i odpowiednią oprawą medialną. Organizacja IFOCE (International Federation Of Competitive Eaters), której szefują bracia George i Rich Shea, zrzesza około tysiąca zawodników. Od chwili sukcesu z 4 lipca 2001 roku na czele klasyfikacji niezmiennie jest Takeru Kobayashi.

LEPSZY NIŻ JORDAN
Ktokolwiek łudził się, że wystrzał Kobayashiego był jednorazowy, musiał przeżyć wstrząs 4 lipca 2002 roku, gdy w kolejnym konkursie na Coney Island Japończyk znowu wygrał. Sukces powtórzył też w kolejnych latach, a ukoronowaniem jego dominacji był niebotyczny rekord świata z 2004 roku — 53,5 hot doga w dwanaście minut. Wybuchła kobemania. Kobayashi to jeden z najwybitniejszych sportowców w historii — ekscytuje się George Shea, prezes IFOCE. — Niektórzy mówią, że dorównuje Michaelowi Jordanowi, ale to nieprawda. Jordan był wielki, ale nie zdobywał regularnie 200 punktów w meczu”.
Niesamowita kariera drobnego Japończyka zaczęła się pod koniec lat 90., gdy Kobayashi studiował ekonomię na uniwersytecie Kokaichi w Nagoi. Chętnie imprezował, a nad ranem zjadał chipsy, orzeszki — wszystko, co zostawało po studenckich balangach. „Znajomi uznali, że mam talent i zgłosili mnie do telewizyjnego konkursu w szybkim jedzeniu” — wspomina Kobayashi. Poszedł bez przekonania, ale właśnie tam po raz pierwszy poznał smak zwycięstwa.

MISTRZOWIE MASŁA I MIELONKI
Wyjątkowość „Kobego” dostrzega się, jeśli spojrzeć na jego utytułowanych rywali. Weźmy Erica „Badlands” Bookera, giganta ważącego 190 kilogramów, pracującego jako motorniczy pociągu linii 7 nowojorskiego metra z Queensu na Manhattan. Eric jest rekordzistą świata między innymi w jedzeniu knedli, batoników, pączków z lukrem, cebuli, ciasta z dyni czy meksykańskich naleśników burritos. Jednak mimo gradu medali czuje się niespełniony jako sportowiec. „Żaden mój wynik nie liczy się, dopóki Kobayashi pozostaje rekordzistą świata” — przyznaje z goryczą.
Podobnie myślą pozostali zawodnicy z czołówki. Korzystają jednak z tego, że „Kobe” startuje zaledwie w kilku konkurencjach i zdobywają laury w pozostałych. Lubiący kulinarne sprinty Don Lerman błyszczy w jedzeniu masła: jego wynik to siedem kostek w pięć minut. Koronną konkurencją Sonii Thomas, drobniutkiej Amerykanki koreańskiego pochodzenia, są jajka na twardo (65 szt. w 7 minut). Małżeństwo emerytów, Rich i Carlene LeFevre, które przebojem wdarło się do światowej czołówki, zdominowało zawody w jedzeniu mielonki, tortów z bitą śmietaną i meksykańskiego gulaszu posole. Jednak pod względem prestiżu żaden z tych tytułów nie jest choćby w połowie wart tyle, ile zwycięstwo w hotdogowych zawodach.

GŁĘBOKIE GARDŁO
„Kobe” zrewolucjonizował jedzenie na czas. Zanim się pojawił, najlepsi zawodnicy uznawali przekroczenie liczby dwudziestu hot dogów za tytuł do wiecznej sławy. Szalony Japończyk pozbawił ich złudzeń. Nagle wszyscy zaczęli mówić o technice jedzenia i treningu żołądka. Dzisiaj przygotowania to norma. Większość zawodników kilka tygodni przed ważnymi zawodami przystępuje do rozciągania żołądka. Tim Janus, 29—letni gracz giełdowy, w ramach treningu wypija 4 litry wody w minutę. Stary mistrz „Hungry” Charles Hardy zjada jednorazowo 5 kilogramów gotowanej kapusty. Eric Booker, oprócz żołądka, ćwiczy też mięśnie szczęki. Prowadząc pociąg metra, żuje jednocześnie dwadzieścia listków gumy do żucia według systemu — 50 razy z lewej strony, 50 razy z prawej strony i 50 razy z przodu.
A „Kobe”? O jego treningu krążą legendy. Mówi się, że dzięki technikom podpatrzonym u połykaczy noży był w stanie osłabić odruchy wymiotne. Podobno dwa miesiące przed zawodami napycha się kapustą i pije ogromne ilości wody. Ponoć dzień przed turniejem pości. Krąży też plotka, że medytuje i wizualizuje swoje zwycięstwa. Ale to wszystko hipotezy. Program szkoleniowy „Kobego” jest niemal tak tajny jak receptura coca-coli. Wiadomo tylko, że zamiast gryźć, łamie hot doga na pół, macza w wodzie, wpycha do gardła i połyka. „Przeżuwanie to strata czasu” — twierdzi mistrz. — Jeśli chcesz wygrać, połykaj najszybciej, jak potrafisz”.

MAŁY KSIĄŻĘ
Legendę „Kobego” powiększa jego tajemniczość. Maestro z natury jest skryty i małomówny. Nie zna angielskiego,  do Stanów przyjeżdża właściwie tylko na najbardziej prestiżowe imprezy. Dzięki temu nie jest rozpoznawany na ulicach i będąc w Nowym Jorku, może w spokoju pójść do restauracji na obiad. Za to w Japonii jest gwiazdą i ma tysiące rozkochanych w nim groupies. Najwierniejsze jeżdżą za nim na wszystkie zawody i pożerają go wzrokiem niczym gwiazdę rokendrola. Kobayashi, zwany w Japonii „Księciem”, uchodzi za jednego z najsłynniejszych sportowców Azji. Rocznie zarabia ok. 250 tysięcy dolarów. Występuje w reklamach (między innymi tabletek odchudzających), udziela się w rozmaitych zawodach i ma na koncie tytuły w tak prestiżowych konkurencjach, jak jedzenie na czas kulek ryżowych, rosołu z makaronem czy pierożków z krewetkami. Ale i te zaszczyty bledną w konfrontacji z pięcioma zwycięstwami z rzędu w jedzeniu hot dogów na czas. Arcymistrzowi zaczyna się chyba nudzić totalna dominacja w świecie profesjonalnych wyjadaczy. Szuka nowych wyzwań, czasami przerastających jego możliwości. W 2003 roku wystąpił na przykład w programie „Man vs. Beast” w telewizji Fox. Chodziło oczywiście o jedzenie hot dogów, a jego przeciwnikiem był... ważący ponad pół tony alaskijski niedźwiedź grizzly. Bestia okazała się lepsza, wygrywając w stosunku pięćdziesiąt do trzydziestu jeden.

FASTFOOD NO GOOD
Człowiek, który potrafi w niecały kwadrans pochłonąć ponad trzy kilogramy hot dogów, na co dzień nie jest żarłokiem. „Jak zjem za dużo, boli mnie żołądek i mam potężne wzdęcia” — szczerze wyznaje czempion. Dlatego stara się jadać mało, ale często. Bardzo dba o dietę i omija fastfoody szerokim łukiem. „Wybieram rzeczy lekkostrawne i zdrowe, na przykład tofu albo jogurt”. Wolny czas „Kobe” spędza na siłowni. Tam szlifuje formę i buduje atletyczną sylwetkę, którą z chęcią prezentuje na turniejach. Najbardziej dumny jest z mięśni brzucha uformowanych we wzorcowy „kaloryfer”. Takeru zdaje sobie jednak sprawę, że jego organizm, nawet świetnie wytrenowany, będzie coraz gorzej znosił obciążenia układu trawiennego. Zamierza jednak walczyć tak długo, jak się da. Na sportowej emeryturze chce zostać trenerem i pomagać młodym talentom w rozwoju. Będzie przekazywał im swoją wiedzę i liczy, że wychowa czempiona. „Chciałbym, żeby ktoś w końcu pobił mój rekord” — mówi.

NATHAN’S FAMOUS HOT DOG CONTESThot dogi.jpg

- Zawody trwają 12 minut

- Liczą się tylko hot dogi połknięte

- Wymiotowanie podczas zawodów oznacza dyskwalifikację

- Po zakończeniu konkursu można wymiotować do woli

- Nagrodą jest roczny zapas hot dogów, nagrody pieniężne zależą od sponsorów

ARCYMISTRZ - Rekordy Takeru Kobayashiego
- Hot dogi - 53,5 sztuki w dwanaście minut
- Krowie mózgi - 55 sztuk w piętnaście minut
- Hamburgery - 69 sztuk w osiem minut
- Kulki ryżowe - 9 kilogramów w trzydzieści minut
- Pyzy z mięsnym nadzieniem - 100 sztuk w dwanaście minut
- Chińskie pierożki z warzywami - 83 sztuki w osiem minut

PASKUDNE REKORDY
- 24 żywe karaluchy w sześćdziesiąt sekund – Ken Edwards
- 9,5 dużego pudełka popcornu w dziesięć minut – Sonya Thomas
- 552 ostrygi w dziesięć minut – Sonya Thomas
- 4 litrowe słoiki majonezu w osiem minut – Oleg Żornicki
- 2,3 kilograma marynowanych ozorków wołowych w dwanaście minut – Dominic Cardo


Dodał(a): Andrzej Chojnowski Sobota 04.08.2012