Lifestyle

Czwartek 16.12.2021, Konrad Klimkiewicz

Kurski 'traktuje telewizję publiczną jak własny folwark'. Pracownicy karmią kota i robią zakupy

Dziennikarze Gazety Wyborcze podają, że dotarli do informacji odnośnie wykorzystywania przez Jacka Kurskiego pracowników ochrony TVP. GW powołuje się na zeznania byłych ochroniarzy.

Zrzut ekranu 2021-12-16 o 14.39.06.png
"Relacje pracowników TVP i korespondencja, której fragmenty publikujemy, świadczą, że Jacek Kurski traktuje telewizję publiczną jak własny folwark" – można przeczytać na stronie Gazety Wyborczej.

Ochroniarze mieli zarabiać 11 tys. zł miesięcznie, a także otrzymywać co jakiś czas wysokie nagrody. Ich obowiązki wykraczały jednak poza te wpisane w umowie. Mieli zawozić śniadania dla żony Kurskiego, robić zakupy i jeździć po zachcianki pokroju czekoladek.

"Miś czy ktoś może kupić te czekoladki dla mnie w Galerii Mokotów na 0 level w sklepie Lindt? Za 100 zł. Są na wagę" - napisała Joanna Kurska do męża. Wiadomość trafiła do ochroniarzy.

"W ciągu roku zakupy spożywcze żonie prezesa robiłem co najmniej kilka razy. Kiedy była w szpitalu, przed urodzeniem dziecka, niemal codziennie któryś z nas w godzinach pracy zawoził jej obiady. Prezes dawał nam na to prywatną kartę lub gotówkę, ale za paliwo płaciła telewizja. Korzystaliśmy z karty Flota. Można było nią płacić bez limitów, wyłącznie na stacjach Orlenu. Któregoś dnia padło polecenie od prezesa: 'Weźcie z Kaprysa dwie kanapki i zawieźcie Asi do domu'. Bułki służbowym autem małżonce prezesa zawiózł kierowca. To 20 km w jedną stronę, w godzinach szczytu prawie godzina drogi" - relacjonował jeden z byłych pracowników.

To jednak nie wszystko: "Joanna Kurska nie używa pralki. Raz, czasem dwa razy w tygodniu zostawia nam wór lub dwa worki brudnych ubrań. Trzeba je zawieźć do pralni, poczekać i odwieźć do domu. Robimy za służących, spełniamy prywatne zachcianki prezesa i jego żony. Każdy zarabia duże pieniądze, do pewnego czasu daje się to znieść, ale na dłuższą metę człowiek w takiej pracy traci do siebie szacunek".

Materiał został opublikowany mimo wycofania zgody informatora GW: "Wycofuję zgodę na publikację rozmowy i wszelkich informacji ode mnie. Spreparowałem je pod wpływem błędu i emocji, gdyż chciałem zemścić się na swoim byłym przełożonym z TVP, a Pan Redaktor Kacper Sulowski chciał mi to umożliwić za pomocą publikacji w Gazecie Wyborczej. Informacje te są nieprawdziwe. Żądam wstrzymania publikacji".

Gazeta Wyborcza poszła o krok dalej i wysłała prośbę o odpowiedzi na pytania bazujące na wypowiedzi informatora. Otrzymała taką odpowiedź: "TVP otrzymała oświadczenie Pana (tu pada nazwisko naszego informatora, którego nie ujawniamy podczas publikacji, ani nie ujawnialiśmy w korespondencji z TVP), przesłane przez niego również do Gazety Wyborczej, które w zasadzie wyjaśnia wszystkie wątpliwości i jest potwierdzeniem, że otrzymane pytania i planowana publikacja są elementem prowokacji przeciwko TVP".