To, że z wakacji z Grecji wracasz bez bolesnych oparzeń skóry, zawdzięczasz najczęściej temu, że przedpołudnia podczas urlopu poświęcałeś na dochodzenie do siebie po nocnych libacjach. Ale jest też druga opcja – przed każdym wyjściem na plażę smarowałeś się kremem z filtrem UV. Nie będziemy robić wykładu z fizyki, ale w skrócie rzecz wygląda tak, że kremy pochłaniają lub odbijają promienie UVA (które powodują raka) oraz UVB (które powodują oparzenia – i raka). Pierwszy taki krem wprowadził w 1936 r. Eugene Schueller, założyciel firmy L’Oreal, ale pierwszym prawdziwie popularnym środkiem przeciwsłonecznym był „Red Vet Pet”, używany przez amerykańskich żołnierzy podczas II wojny światowej. Dziś idziesz do Rossmanna i wybierasz krem z filtrem wg ceny i kształtu tubki...
Przełomowe rozwiązanie, które dzisiaj pozwala milionom ludzi na świecie podróżować bez konieczności zabierania gotówki z domu. Na pomysł płacenia „plastikiem” wpadł amerykański bankier John Biggins w 1946 roku, wprowadzając do obrotu karty Charge–It. Idea była prosta: klient pokazywał w sklepie kartę, sprzedawca
dostarczał bankowi dowód zakupu, a bank obciążał konto klienta. Tak skończyła się epoka systemu gotówkowego, a rozpoczęła, trwająca do dziś, era kart płatniczych.
Czasem nawet posiadacz karty potrzebuje gotówki. Co wtedy? Kiedyś trzeba było fatygować się do banku, ale w 1967 r. angielski wynalazca John Shepherd–Barron przedstawił bankowi Barclays projekt bankomatu. Ideę zaczerpnął z automatów sprzedających słodycze. Karty plastikowe ani paski magnetyczne nie były wtedy jeszcze w użyciu, dlatego do wypłat użyto czeków oznaczonych... promieniotwórczym izotopem węgla–14. Pierwszy bankomat stanął w Enfield w północnym Londynie i tak to się zaczęło.
Na początku historii podróży lotniczych wszyscy latali „pierwszą klasą”. Loty były kosztowne, więc jeśli ktoś już leciał, to traktowano go z szacunkiem. Podział na miejsca drogie i nieco tańsze zaczęły wprowadzać amerykańskie linie lotnicze: w latach 40. XX w. „klasa ekonomiczna” pojawiła się na rejsach krajowych, a w latach 50. na międzykontynentalnych. Zaś „Business class” została wprowadzona w latach 70. – jej narodziny miały związek z wejściem do służby naddźwiękowych samolotów Concorde. Miały one zdobyć najbogatszych klientów, lecz trzeba było zadbać też o nieco mniej zamożnych. Concorde’y nie zmieniły świata, ale podział na trzy klasy pozostał.
Wiadomo jak jest z rowerami. Wszyscy bardzo lubimy na nich jeździć – pod warunkiem, że nie wymagają zbyt intensywnego pedałowania. Na płaskim terenie jeszcze jakoś idzie, ale wjazd pod górkę to prawdziwa droga przez mękę. Rowery z napędem elektrycznym to przełom, bo dodają mocy, gdy jest ona najbardziej potrzebna rowerzyście: przy ruszaniu i w trakcie podjazdów pod górę. Do zalet elektrycznego doładowania nie musimy chyba nikogo przekonywać – takie rozwiązania przyjęli nawet (choć nielegalnie...) kolarze startujący w Tour de France. Rower BMW Cruise e–Bike nie sprawdzi się w sprintach, ale do rekreacyjnej jazdy jest wręcz idealny, a wsparcie, które zapewnia jednostka elektryczna, solidnie ułatwia jazdę.
Pokolenie temu nikt nie myślał o energii elektrycznej podczas wyjazdu na wakacje. Aparaty fotograficzne zwykle miały napęd ręczny, w ostateczności do ich zasilania wystarczały dwa „paluszki”. Laptopów nikt nie zabierał na wakacje, o smartfonach jeszcze nie słyszano. Dzisiaj jadąc na wakacje cały czas potrzebujesz energii, by napędzić wszystkie swoje elektroniczne cudeńka. Kto wymyślił power banki? Tego nie wiemy, ale obstawiamy, że był to jakiś pomysłowy inżynier z Chin. Faktem jest jednak, że teraz bez przenośnej ładowarki trudno myśleć o kilkudniowym wyjeździe na łono natury z dala od cywilizacji. Ech, życie w 2016 roku – jesteś piękne!