Active

Piątek 26.09.2014, Jan Lipski

Zawód gracz

Gry komputerowe - kiedyś zabawa dla smarkaczy w okularach, dziś coraz popularniejszy profesjonalny sport, w którym Polacy należą do ścisłej światowej czołówki!

gry siecioweNajpierw leci granat. Ogłuszający huk, jeden z terrorystów pada na ziemię. Potem granat dymny, zza gęstych kłębów precyzyjny strzał z pistoletu USP Tactical – i następny bandyta  załatwiony. „Pasza” rusza do przodu, strzela kilka razy i zdejmuje dwóch kolejnych wrogów. „Neo” już nawet nie musi podkładać bomby. Teren jest czysty. Terroryści martwi.

E-sport narodowy
Na szczęście to nie scena ze wschodniej Ukrainy. To dużo przyjemniejszy finał turnieju Intel Extreme Masters, jednej  z największych imprez sportów elektronicznych na świecie, który odbył się wiosną 2014 roku w Katowicach. Na oczach kilkudziesięciu tysięcy widzów szalejących na trybunach Spodka team Virtus.pro, w którym oprócz Filipa „Neo” Kubskiego i Jarosława „paszy” Jarząbkowskiego grają także Paweł „byali” Bieliński, Janusz „snax” Pogorzelski i Wiktor „TaZ” Wojtas, zmiótł w finale Counter-Strike’a rywali ze Szwecji i zgarnął główną nagrodę w wysokości równych 100 tys. dolarów!

Ten wynik, jak i sam turniej, to kolejne dowody, że Polska stała się światową potęgą w dziedzinie cybersportu, czyli rywalizacji w grach komputerowych. W pierwszych miesiącach 2014 roku, oprócz wspomnianego IEM, w naszym kraju miał miejsce też europejski finał Wargaming.net League (czyli game3.jpggry „World of Tanks”) w Tychach i światowe finały tej serii w Warszawie. Także poprzedni IEM odbył się w 2013 r. w Katowicach, a w 2011 r. w Warszawie miały miejsce prestiżowe Samsung  European Championship. Więcej:  dziś na świecie w hierarchii czysto sportowej wśród graczy komputerowych Polacy ustępują jedynie Koreańczykom z Korei Południowej! – Dzisiaj gry komputerowe nie są już postrzegane jako rozrywka dla zakompleksionych pryszczatych kolesiów. To dyscyplina, która w najbliższych latach wyprze sporty tradycyjne. Może jesz-cze nie piłkę nożną czy siatkówkę,  ale koszykówkę bez problemu! Gdyby więcej Polaków wiedziało, czym jest e–sport, jakie mamy w nim osiągnięcia, sukcesy, to mielibyśmy nowy sport narodowy – wieszczy Adrian Kostrzębski z Turtle Entertainment Polska, firmy zajmującej się organizacją turniejów  i lig komputerowych.

To jest k@$a
E-sport to nie tylko wirtualny sport, ale także jak najbardziej realny zawód - oficjalnie wpisany do rejestru Ministerstwa Pracy. Czyli robota jak każda inna, tyle że często lepiej płatna. – Na początku każdy gra za darmo.  Ba, sam musi w to włożyć trochę środków: sprzęt, wyjazdy. Ale jeśli pokaże, że jest dobry, na pewno jakiś zespół się nim zainteresuje i będzie mu płacił – opowiada Adrian Kostrzębski.  100 tysięcy dolarów dla zwycięzców z Katowic robi wrażenie, jednak wielkie kwoty krążą w cypersporcie już od kilku lat. W 2006 roku drużyna Pentagram, w składzie m.in. z „Neo” i Mariuszem „Loordem” Cybulskim zgarnęła 60 tys. dol. na mistrzostwach World Cyber Games we Włoszech. Grzegorz „MaNa” Komańcz za wygraną w Starcrafcie II w Paryżu przed dwoma laty dostał 20 tys. dol. Zaś Bartosz „Bartas” Tritt za wicemistrzostwo świata w FIFĘ zgarnął w 2012 r. 5 tys. dolarów. Oprócz tego najlepsi dostają normalne pensje w swoich teamach. – Widełki w zarobkach w e–sporcie zaczynają się od 500 euro, a kończą na 4 tys. euro miesięcznie. Powiedzmy, że czołowy gracz Counter–Strike’a  może liczyć na 2 tys. euro, czyli jakieś 8 tys. zł – ujawnia Kostrzębski.

To nie wszystko: często producenci specjalnie dla najlepszych tworzą dedykowany im sprzęt! Firma Zowie z myślą o „Neo” i, kierując się jego uwagami, stworzyła myszkę o oznaczeniach FK (nazwa pochodzi oczywiście od „Filip Kubski”). Wkrótce gamepad zaprojektowany z myślą specjalnie o nim ma dostać „Bartas”.  

Nie ma lekko

Ale oczywiście zawsze jest jakieś „ale”. Dla zwykłych ludzi gry komputerowe kojarzą się tylko z rozrywką i przyjemnością, ale wejście na najwyższy światowy poziom wymaga wielu wyrzeczeń i poświęceń. Podpytuję o to najlepszych graczy w Polsce – i przy okazji najlepszych na świecie. – Kiedy game1.jpgkumple umawiali się po szkole, ja siedziałem i grałem. Czasem również w weekendy – mówi mi Filip „Neo” Kubski. – No i przepadło kilka imprez – dodaje Bartosz „Bartas” Tritt. – Ja, żeby mieć czas na granie, musiałem zrezygnować ze studiów dziennych w Wojskowej Akademii Technicznej – przyznaje Mariusz „Loord” Cybulski. Dla największych polskich gwiazd cybersportu siedzenie przed komputerem oznacza nie zabawę, lecz codzienny reżim treningowy. – Ćwiczymy pięć razy w tygodniu, gramy codziennie od godz. 18 do 23, z wyłączeniem piątku i soboty. A im bliżej turnieju, tym obciążenia są większe. Na dwa tygodnie przed startem trenujemy też w soboty, a w ostatnim tygodniu już nie ma taryfy ulgowej – mówi „Neo”. – Dość monotonnie, ale jeżeli chcesz wygrać i jeszcze na tym zarobić, to  musisz się poświęcić – dopowiada „Loord”. Elementem treningu jest także ustalenie taktyki przed meczem, a nawet... dezinformacja przeciwników. – Czasami specjalnie coś robimy źle w grze, żeby zmylić rywali. To normalka, każda drużyna przed dużymi turniejami chowa swoje najlepsze triki i my też musimy uważać na sztuczki innych. Mam już zapisany cały zeszyt z uwagami, jak grają inni – mówi „Neo”.

Dopalanie

Specjalne przygotowania, trening fizyczny, dieta, doping? – pytam po kolei najlepszych polskich graczy komputerowych. Podobno podczas jednego z turniejów pewien Szwed przed rozgrywką łykał tabletki z napisem „Accelerate” (ang. dopalanie), popijał to energetykiem i rozwalał wszystkich... – Ja podobnych zagrywek nie stosuję. Najważniejsze jest porządne śniadanie plus zdrowy sen. Tylko trzeba pamiętać, żeby nie najadać się przed samym meczem, musi być refleks! – odpowiada „Neo”. – Dieta? Jaka dieta? Jem to, na co mam ochotę. Człowiek najedzony to człowiek szczęśliwy! – śmieje się „Bartas”. Chociaż „walka” toczy się bez ruszania z fotela, to większość graczy na najwyższym poziomie przykłada dużą wagę do kondycji fizycznej. – Są kolesie, którzy w ogóle nie ruszają się sprzed kompa. Ja jednak dużo biegam, chodzę na siłownię, bo dzięki  temu lepiej się czuję, co przekłada się na grę  – uważa „Neo”. W jego teamie Virtus.pro regularnie trenują fizycznie prawie wszyscy. „Pasza” ma nawet wszystkomówiący drugi nick, pod którym czasem grywa: „paszaBiceps”.

E-migracja

Choć polscy zawodnicy reprezentują już światowy poziom, a nad Wisłą regularnie odbywają się zawody o randze mistrzowskiej, to w jednym nasz cybersport jeszcze mocno kuleje. – U nas wspaniale rozwija się organizacja turniejów, lecz jeśli chodzi o drużyny zrzeszające zawodników, to stoimy w tym samym miejscu, gdzie kilka lat temu – mówi ze smutkiem „Loord”. – Próbowaliśmy przez jakiś czas być w polskiej organizacji Frag eXecutors, ale u nas nie ma takiej marki, która  mogłaby nas utrzymać – dodaje „Neo”. Wszystko dlatego, że potencjalni sponsorzy wciąż nie wierzą, że e-sport może być potężnym narzędziem marketingowym. Że to nie jest tylko zabawa w gry komputerowe, ale sposób na reklamę i warto zainwestować w niego pieniądze, które są potrzebne graczom na przejazdy na najważniejsze turnieje, zakwaterowanie, wyżywienie, pensje...  Dlatego najlepsi zawodnicy w Polsce „emigrują” i na rozgrywanych w Polsce turniejach występują w drużynach... rosyjskich albo niemieckich! Przykład pierwszy z brzegu: wielokrotnie wspomniany Virtus.pro to organizacja rosyjska, choć w teamie Counterstirke’a są wyłącznie Polacy. Podobnie jest  w teamie Roccat, reprezentującym niemiecką firmę komputerową i będącym w absolutnej czołówce w League of  Legends – są w nim zawodnicy niegdyś grający pod polskim szyldem „Miałem Kiedyś Team”...

Sprawdź to Sam

Czy polscy zawodowi gracze komputerowi są naprawdę tacy dobrzy? Sam możesz się o tym przekonać. „Neo”, „Bartas”, „pasza” i inni grają na publicznych serwerach, więc kto chce, może ich tam odnaleźć po nickach i zmierzyć się z nimi w wirtualnej walce. - Taka gra to fajna sprawa. Ludzie wchodzą, witają się – mówi Filip „Neo” Kubski. - Nie boją się? Że po drugiej stronie takie asy? – pytam go. - Spinka jest, ale to dobrze. Niektórzy wolą biegać za nami w jednej drużynie, a inni próbują nas zabić – odpowiada. Prawie jak w realnym życiu.

Artykuł pochodzi z magazynu CKM/7/2014