Używałem szczotki do twarzy. Ale czy wyszedłem z tego z twarzą?

Masażer, szczotka do twarzy? Po co to facetowi? Odruchowo zapytałem sam siebie, mając na uwadze preferencje użytkowników, dla których codziennie tworzymy materiały.
foreo-otw.jpg

Widziałem coś takiego na półkach z kosmetykami u dziewczyn i mnie to nie dziwiło. Jednak gdy ja miałem to przetestować, trochę się wzbraniałem. 

BABY FACE
Z drugiej strony muszę przyznać, że na mojej półce stoi 5 kremów do twarzy: po goleniu, na trzydniowy zarost, przeciwzmarszczkowy (tak, to już czas), wegański (dostałem w prezencie) no i taki na co dzień, którego używam od lat i odpowiada za mój „baby face”. Ok, może już nie „baby”, ale gdy spotkałem się z koleżanką sprzed 10 lat, pierwsze co powiedziała, to że czas się dla mnie zatrzymał. Dla niej… no cóż, miała sporo stresów w międzyczasie. I może nie korzystała z tej szczotki.

Postanowiłem więc nie brnąć w hipokryzję i sprawdzić urządzenie, które miało jeszcze bardziej poprawić moje oblicze. W końcu my, faceci, mamy zakodowaną dbałość o swój wygląd na płycie głównej zwanej ego – czy ktoś się do tego przyznaje, czy nie. Poza tym czasem ktoś mnie umaluje do występów przed kamerą (obowiązkowe dla wszystkich płci), a kiedyś w ramach eksperymentu poddałem się regulacji brwi, żeby sprawdzić, co muszą znosić kobiety (i bardziej dbający o siebie faceci). Żadna pulsująca szczotka mnie nie przestraszy! Wziąłem na warsztat szczoteczkę soniczną  LUNA 3 MEN od szwedzkiej marki FOREO.

TO NIE GRYZIE
To, co dostałem do rąk, przede wszystkim broni się już wyglądem. Głęboka czerń urządzenia, jakby kryształowa świecąca podstawa, kształt nie jest pretensjonalny – to wszystko sprawiło, że urządzenie stanęło na brzegu wanny i nie chowałem go przed niespodziewanymi gośćmi. Chwyt wygodny i intuicyjny – nie zastanawiasz się, którą stronę gdzie przyłożyć. Jest dobrze, LUNA 3 MEN  nie gryzie. 

Świetnie natomiast czyści. Używając żelu do mycia twarzy, mam wrażenie, że nie wnika dogłębnie i zło osadzające się na twarzy z całego dnia, siedzi schowane głęboko w porach, gdzie drwi z mojego wcierania gładkiej substancji. Wtedy sięgam po coś z peelingiem. Tak, do mycia twarzy mam również kilka specyfików - w pewnym wieku trzeba się łapać wszelkich dostępnych sposobów konserwacji. Jednak te żele z mikrogranulkami podrażniają twarz. A gdy facjata jest wysuszona i sfatygowana kurzem albo przecieraniem rękawicami podczas treningu, to masz wrażenie szorowania oblicza pumeksem. 
foreo-piana.jpg
CIASTO NA PIZZĘ
Doczytałem, że ta szczoteczka soniczna pulsuje z częstotliwością 8000 pulsacji na minutę, czyli 133 razy na sekundę. Ok, tu wygrywa z czyszczeniem manualnym. Silikonowe wypustki szczotki powodują, że nie czuję nacisku, irytacji skóry, a przede wszystkim wyciągania jej w każdą stronę, jak ciasta na pizzę. Zarostu nie mam jak typowy drwal. Raczej jak dziecko leśnika i to takie z końca liceum. Jednak to, co wyhoduję na home office przez kilka dni, gdy nie muszę pokazywać się na spotkaniach, często uniemożliwia skuteczne wyczyszczenie skóry pod włoskami. Szczotka dzięki wypustkom rozgarnia zarost i wchodzi pomiędzy niego, więc i tu jest lepsza od czyszczenia dłońmi. 

I rzeczywiście po 2 tygodniach użytkowania, po zgoleniu zarostu skóra pod spodem była bardziej napięta. Nie było żadnych wykwitów, które brały się pewnie z zachomikowanych tam zanieczyszczeń, sebum i zrzuconej skóry. Po ogoleniu się miałem znów twarz „baby face’a”, ale bez licealnych wykwitów. No i samo usuwanie zarostu okazało się dużo łatwiejsze, dzięki tej jędrności.

TWARZ JAK TALERZ
Po oczyszczeniu twarzy, czuć wyraźną różnicę w porównaniu do czyszczenia manualnego. Poczułem się trochę jak w reklamie pewnego płynu do mycia naczyń z lat 90., gdzie czystość talerzy wyrażana była dźwiękiem przesuwanego po nich palca. Skóra okazała się zdecydowanie mniej tłusta i pozbawiona specyficznej powłoki, po której wcześniej dłoń swobodnie się przesuwała. Teraz trochę się na niej zacinała. 
foreo-tył.jpg
KROK DRUGI
Czas na wmasowanie kremu. Wiem, że producent poleca aplikowanie na twarz serum przed tym zabiegiem, ale dla mnie to już było za dużo kosmetyków jak na jedno lico i poszedłem o krok dalej. Aplikowałem od razu krem nawilżający i to nim objechałem szczotką całe lico. Początkowo poziom pulsacji ustawiony był na maksa, jednak zauważyłem, że przy napinaniu mięśni i zagryzaniu zębów, wibruje mi czaszka.... Zmniejszyłem intensywność o połowę, rozluźniłem mięśnie (w końcu już trochę zaufałem urządzeniu) i zaaplikowałem krem. No i znów zniknął problem „ciasta na pizzę” i nie musiałem oglądać w lustrze skóry rozciąganej jak na mopsie. Miałem też wrażenie, że specyfik wniknął w skórę głębiej. Zresztą twarz nie kleiła się od kremu jak dawniej.

UTRZYMANIE URZĄDZENIA
Na koniec czyszczenie urządzenia. Po aplikacji kremu zostały jego resztki na szczotce. Jednak wystarczyło ją przemyć zwykłym mydłem do rąk, co skutecznie usunęło specyfik i ewentualne pozostałości z drugiej strony – w silikonowych wypustkach. Nie ma tu większej filozofii, ale uprzedzając pytania – nie można urządzenia czyścić w zmywarce do naczyń…
foreo-mycie.jpg
Pełne ładowanie LUNA 3 MEN  wystarcza na 650 użyć, więc nie trzeba rezerwować gniazdka dla kolejnego urządzenia w listwie zasilającej. Uzupełnianie prądu jest tak rzadką czynnością, że nawet tego nie odczułem. 

Urządzenie obsługuje się jednym przyciskiem, więc nie trzeba ogarniać obszernej instrukcji obsługi, a sprzętem można sterować z pozycji intuicyjnej aplikacji w smartfonie, więc wszystko jest pod kontrolą.

WARTO CZY NIE?
Lifting fejsa, chirurgia estetyczna, wstrzykiwanie kwasów – to nie moja bajka i pewnie z tego nie skorzystam (chyba że za parę lat moje ego zatęskni za określeniem „baby face”). Natomiast LUNA 3 MEN jest czymś, co bez wstydu i bez zażenowania wprowadziłem do codziennych pryszniców i kąpieli. Proste w użyciu, do stosowania z kosmetykami, które już mam (nie trzeba dokupować zmyślnych kremów „dedykowanych” szczotce) i łatwe w utrzymaniu. Ostatnio mniej sypiałem, więc moja twarz straciła trochę kolorytu i widać było, że skóra jest trochę zaniedbana – znajomi pytali, czy wszystko ze mną w porządku. I co prawda urządzenie do oczyszczania skóry twarzy nie przysporzyło czasu na sen, ale przynajmniej przywróciło życie na moje lico, a po dwóch tygodniach odzyskałem kolory i odpowiedni „naciąg” na obliczu. Poczułem się trochę jak Benjamin Button.



Dodał(a): Paweł Jaśkowski Poniedziałek 14.09.2020