Horror sex

W Polskich sypialniach dochodzi do bardzo dziwnych przypadków!

 seks

Myślisz, że jeżeli chodzi o seks, nic już cię nie zaskoczy? Wydaje ci się, że znasz kobiety? Przeczytaj więc poniższe opowiadania. Przyrzekamy, my tych historii nie zmyśliliśmy - usłyszeliśmy z ust szanowanych i poważnych lekarzy... 

PODWÓJNE UDERZENIE
Po odbyciu obowiązkowych praktyk lekarskich wyjechałem do USA, do stanu Wyoming, gdzie przez pół roku pracowałem jako ratownik medyczny w straży pożarnej. Pamiętam wezwanie późnym wieczorem. Dyspozytor woła przez radio: „wypadek”. Włączamy syreny, jedziemy. Teren górzysty, ostry zakręt, rozbita metalowa barierka. Jakieś 3-5 metrów niżej, na solidnej, skalnej półce, stoi poobijany Chevrolet. Bierzemy sprzęt: defibrylator, kroplówki, torbę opatrunkową, kołnierze ortopedyczne, szyny i obładowani jak muły schodzimy na linach do samochodu. Wóz ma zaparowane okna, nic nie widać. Kolega już bierze łom, żeby wyważyć drzwi, a tu szyba zjeżdża powoli do połowy i widzimy twarz dobrze ubranego, mniej więcej pięćdziesięcioletniego mężczyzny.

„Panowie, dajcie mi jeszcze minutkę, jeśli łaska” - prosi. Kevyn, mój kolega z zespołu, wielki Irlandczyk, strasznie się wkurzył. „Co to jest, kurwa, randka czy akcja ratownicza” - wrzasnął i otworzył drzwi wozu, by wyciągnąć poszkodowanego. I tu obaj zamarliśmy. Okazało się, że na kolanach kierowcy siedział nagi, dobrze zbudowany Murzyn. Widocznie uprawiali seks podczas jazdy, biały nie utrzymał kierownicy i spadli. Szczęście w nieszczęściu - na skalną półkę. Ale to nie koniec. Okazało się, że Murzyn ze strachu doznał blokady mięśni zwieracza i uwięził swojego kochanka. Staliśmy przez chwilę jak słupy soli, po czym Kevyn mruknął: „No dobrze, sir. Ale naprawdę minutkę”. Po chwili zatrzasnął drzwi wozu, wdrapał się z powrotem na szosę i oburzony zamknął w karetce. 
Lek. med. Wiesław Wiśniewski

LEKCJA  POŻĄDANIA
Miałem kiedyś pacjentkę, śliczną dziewczynę, licealistkę, dla której problemem były odpowiedzi w trakcie lekcji fizyki oraz matematyki. Dlaczego? Oto wezwana do tablicy momentalnie podniecała się w niekontrolowany sposób. I to ze wszystkimi fizycznymi objawami, to znaczy wilgotniały jej wargi sromowe, twardniały sutki - ba, nawet drżały uda! I to ją rozpraszało w stopniu uniemożliwiającym jakąkolwiek sensowną odpowiedź. Cicho mruczała, pojękiwała i wracała do ławki z potężnym orgazmem oraz oceną niedostateczną. O dziwo, nauczyciele - w większości mężczyźni - zupełnie nie zwracali uwagi na jej dziwne zachowanie przy tablicy. Co jeszcze dziwniejsze: matematyka czy fizyka jako przedmioty zupełnie jej nie interesowały. W domu mogła rozwiązywać zadania, mówić o funkcjach i sinusach, ale w takiej samej sytuacji, w klasie, momentalnie szczytowała. Przyszła do mnie zrozpaczona, gdyż groził jej brak promocji do klasy maturalnej. Na początku zaczęliśmy pracować nad łagodzeniem orgazmów, potem udało się nam je całkowicie wyciszyć, a przed końcem roku szczęśliwie zupełnie „odseksualniłem” dla tej młodej damy przedmioty ścisłe.
dr Stanisław Dulko

COŚ NIE TAK
Pewnego dnia zgłosiła się do mnie para zaniepokojona długim okresem bezowocnych prób spłodzenia potomka. Zapytałem: „A jak często uprawiacie państwo seks?”. „Dwa, trzy razy w tygodniu” - padła odpowiedź. „W jakich pozycjach?” „Na leżąco, na pieska, na jeźdźca”. Skierowałem ich na badanie płodności, następnie USG narządów rodnych i inne specjalistyczne badania, ale oboje byli zdrowi, dobrze zbudowani i płodni. „Ki diabeł?” - myślałem i wertowałem fachową literaturę. W pewnym momencie pomyślałem, że sytuacja ma podłoże psychologiczne i działa podświadomy lęk przed rodzicielstwem. Ale też okazało się, że wszystko jest w porządku. Byłem bezsilny. I wtedy pomyślałem: „Zacznijmy od początku”. Zaprosiłem ich ponownie i zapytałem: „W jakich pozycjach państwo uprawiacie seks? Tylko proszę ze szczegółami”. I co się okazało? Ci ludzie nie mogli dochować się dziecka, gdyż całe lata uprawiali wyłącznie seks... analny!  Kobieta nawet zaczęła podejrzewać, że coś tu jest nie tak, ale wstydziła się zasugerować partnerowi, by włożył członka... do pochwy.
dr Stanisław Dulko

BILARDZISTA
Ze wszystkich swoich pacjentów najlepiej pamiętam dobrze ubranego mężczyznę, cierpiącego na straszliwą przypadłość. Otóż pan ten bez przerwy onanizował się w miejscach publicznych. Sklepy, place, parki, skwery, skrzyżowania, autobusy - miejsce nie miało dlań znaczenia. Na całe szczęście czynił to, chowając dłonie w kieszeniach. Nie zmieniało to jednak faktu, iż powodował u siebie cztery, sześć, a nawet osiem polucji dziennie! Onanizował się również podczas pierwszej wizyty w moim gabinecie. Rozmowy z tym panem były jak żywcem wyjęte ze scenariusza komedii. „Jaki jest pana problem?” - pytam. „Ano, walę Niemca po kasku, doktorze”. „A dlaczego pan tego Niemca wali?” „Bo wie pan, ja kiedyś byłem dyrektorem cegielni”. „Ale co to ma ze sobą wspólnego?” „Nie wiem, pan jest lekarzem”. Pielęgniarki nazwały go Bilardzistą, ponieważ, w chwili gdy się akurat nie onanizował, chodził po korytarzu i bawił się jądrami, przepychając je z jednej nogawki do drugiej. Kiedyś nawet przywiozła go do mnie policja, ponieważ onanizował się w supermarkecie przed stoiskiem z kamerami. Jego pech polegał na tym, że jedna z kamer była włączona i obraz jego drgających, poplamionych wcześniejszymi wytryskami spodni był wyświetlony na wszystkich stu kilkudziesięciu telewizorach stojących w sklepie...
dr Jan Pachło

SŁODKIE SZALEŃSTWO
Pewnej nocy otrzymaliśmy wezwanie do domku jednorodzinnego. Na karcie wezwania dyspozytor napisał: „Po seksie. Nie mogą się ruszać. Wejść przez okno na parterze”. Cała załoga karetki zastanawiała się, co tam właściwie zaszło. Podjechaliśmy, wchodzimy przez okno. Ciemno, na łóżku leży góra czegoś, a na niej ktoś jęczy. Zapaliliśmy światło i nie wiedzieliśmy - śmiać się czy płakać. Łóżko przypominało termitierę: spiętrzone koce, prześcieradła, poduszki i leżący na nich dwoje ludzi. To wszystko sklejone jakąś dziwną substancją. Okazało się, iż państwo postanowili urozmaicić sobie grę erotyczną i wysmarowali się miodem. Gdy skończyli igraszki, zasnęli. W pokoju zrobiło się chłodno, miód stężał, a że było go sporo, trzymał jak dobry klej. Ale to nie koniec nieszczęść. Oboje, objedzeni miodem, dostali silnej niestrawności i zaczęli wymiotować...W takim stanie nie mogliśmy ich wziąć do karetki, należało ich rozdzielić. Założyliśmy rękawiczki, nalaliśmy ciepłej wody do miski i zaczęliśmy ich szorować. Szczególnie dużo roboty mieliśmy przy rozdzielaniu ich fryzur. Oboje mieli długie włosy i pielęgniarka rozklejała i rozcinała je chyba pół godziny.
lek. med. Wiesław Wiśniewski.

O ŚWIĘTA NAIWNOŚCI
Pewna gorliwa katoliczka, dobrze sytuowana kobieta w średnim wieku - dodam, że z mężem i dwójką dzieci— miała problem z atakami potężnego podniecenia i niesamowicie silnych orgazmów podczas mszy. Podkreślam, że nie chodziło tu bynajmniej o przystojnego proboszcza. „Na mnie po prostu działała kościelna atmosfera. Wystrój, witraże, muzyka organowa, zapach kadzidła, nawet zimna, kościelna posadzka oraz woda święcona” - żaliła mi się. Sytuacja była dość skomplikowana, ponieważ każde nabożeństwo kończyło się wprawdzie gigantycznym orgazmem, ale także wyjątkowo niszczącym poczuciem winy i koniecznością pójścia do spowiedzi. A dodam, że konfesjonał podniecał ją także. W ten sposób pacjentka wpadła w niebezpieczną spiralę samooskarżania. Terapia trwała dość długo, ale udało mi się sprawić, by dama ta odwiedzała świątynię pogrążona w stosownej zadumie.
dr Stanisław Dulko



Dodał(a): Aleksander Hepner, Michał Jośko Piątek 05.08.2011