Pokolenie Orgazmusa
Artur ma 20 lat, studiuje na warszawskim Collegium Civitas i na początku jeszcze się trzymał. Pierwszy semestr Erasmusa, europejskiego programu wymiany studentów, zakończył z zerem. Nie, wcale nie chodzi o oceny w indeksie, bo nimi mało kto się interesuje. Owe wstydliwe „zero” oznaczał o ilość zagranicznych studentek zaliczonych podczas wyjazdu.
Dlatego w drugim semestrze Artur ostro wziął się do roboty. Co było dalej, niech opowie sam:
– Sypiałem na przemian z trzema dziewczynami: dwiema Węgierkami, Dianą i Petrą, oraz Szwedką Alexandrą. Diana i ta Szwedka same wskoczyły mi do łóżka, po prostu znaliśmy się z kilku imprez i obie wpadły do mnie po domówkach. Najdłużej było trzeba spotykać się z Petrą.
– Ile? – pytam.
– Dwa razy.
ŻADNYCH GRANIC
„There are no limits”, „Il n’y a pas de limite”, „Non ci sono limiti” – język nie ma znaczenia, liczy się sens. Studenci z Europy Wschodniej marzą o opalonych Włoszkach i Hiszpankach, a Latynosi o Polkach i Rosjankach. Finki, Szwedki i Norweżki gustują w Turkach i czarnoskórych Francuzach, zaś Francuzki mają powodzenie szczególnie wśród ragazzich z Italii. Podczas wymiany studenckiej seks jest obecny wszędzie.
– Nie ma właściwie znaczenia, czy towarzyską rozmowę zaczynasz od relacji z ostatniej podróży do Pragi, czy od analizy powstania węgierskiego. Finalnie zawsze schodzi na trzy tematy: kto z kim już się przestał bzykać, kto z kim bzyka się teraz i kogo by się chciało przebzykać w przyszłości – mówi Paulina z Torunia, erasmuska z Uniwersytetu Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. O seksualnych wyczynach studentów na Erasmusie krążą rozliczne legendy.
– W rzeczywistości to nie w legendach jest ziarnko prawdy, a w prawdzie ziarnko legend – śmieje się wspominany na początku Artur.
Ma rację. Wiem to na pewno, bo przekonałem się o tym na własnej, hm, skórze.
WIDZIAŁEŚ LICZNIK?
Dzięki Erasmusowi spędziłem jeden semestr studiów – najlepsze pół roku mego życia – w węgierskim Budapeszcie. Od pierwszego dnia furorę robiły tam dwie francuskie bliźniaczki. Obie przepiękne, dziewiętnastoletnie i wiecznie uśmiechnięte. Camille pewna siebie oraz zawsze z przodu. Julie raczej nieśmiała, a dodatkowo, według kodeksu Erasmusa, „sfejkowana”, czyli w błędzie (bo w ojczyźnie wciąż miała chłopaka). Camille szybko znalazła sobie faceta, później drugiego, później kolejnego... Julie długo opierała się napalonym kolegom, aż w końcu na jednej z imprez stwierdziła, że skoro wszyscy to robią, to może i ona.
– Po prostu nie chcę żałować takiej okazji – stwierdziła i wkrótce w stuletniej budapeszteńskiej kamienicy przy Szerb Utca rozległy się jej ekstatyczne wrzaski.
Camille i Julie miał y w swoim akademickim pokoju współlokatorkę Marie, blond Francuzkę. Regularnie sypiał z nią mój włoski kumpel Paolo, ale nie tylko on. Po paru tygodniach penetrowania Marie okazał o się, że to samo robi z nią co najmniej trzech innych studentów.
– Pol, nie przeszkadza ci to? – zapytałem go kiedyś przy kolejnej butelce tokaja.
– No co ty? A widziałeś kiedyś „tam” licznik? – roześmiał się i po naszej posiadówie zapukał jeszcze do pokoju Marie.
SZKOŁA ŻYCIA
Czy kogoś jeszcze dziwi, że oprócz oficjalnej nazwy Erasmus równolegle funkcjonuje też bardziej trafna: „Orgazmus”? Po raz pierwszy usłyszałem ją jeszcze na uniwersytecie w Warszawie od... pani doktor na zajęciach z Integracji Europejskiej. Faktycznie, program jest wspaniałym przykładem zjednoczonej Europy! To właśnie jej urzędnicy wymyślili przed laty, by regularnie wysyłać tysiące studentów z różnych krajów na wiele miesięcy daleko od domu, aby studiowali na uniwersytetach rozsianych po całym Kontynencie.
– W zamyśle twórców taki wyjazd miał poszerzać horyzonty, być najlepszą szkołą językową i kulturową, dodawać pewności siebie i dać szansę na nawiązanie wyjątkowych znajomości – mówi mi węgierska koordynatorka Erasmusa Julia Györke.
Kiedy w 1987 r. startowała pierwsza edycja programu, Polska wciąż była biednym komunistycznym kraikiem i oczywiście żaden polski żak nie miał szansy w nim uczestniczyć. Nasz kraj dołączył do Erasmusa w 1998 roku i na dobry początek wysłał za granicę półtora tysiąca jurnych młodych ludzi. W ostatniej edycji wzięło w nim udział ponad 15 tysięcy polskich studentek i studentów.
– Cała europejska rodzina Erasmusa liczy dziś blisko trzy miliony uczniów i wykładowców – dowiaduję się w Biurze Współpracy z Zagranicą Uniwersytetu Warszawskiego.
Słowo „rodzina” jest tutaj bardzo na miejscu. Skoro od startu imprezy minęło już 26 lat, to z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością można stwierdzić, że na obecnych wyjazdach z pewnością są dzieci uczestników pierwszych edycji „Orgazmusa”!
KONSUMPCJA OBOWIĄZKOWA
Nowe pokolenie Erasmusa–Orgazmusa stosuje na wyjazdach cały wachlarz wszelakich zabaw, gier oraz zakładów, ułatwiających i umilających sekskontakty. Najpopularniejszy jest chyba niemal mityczny obowiązek „skonsumowania” przedstawiciela ludności tubylczej. Nie zaliczyć dziewczyny z miasta, w którym się przebywa, to jakby nie spróbować szampana w Reims ani strucla w Wiedniu. Oprócz tego w najróżniejszej formie można zakładać się z kumplami studentami „kto pierwszy”, „kto więcej”, ”kto szybciej” itd. Kolejna zabawa „change”, czyli zmiana – przekazanie swojego partnera znajomemu i odwrotnie. W skrajnych, choć pojedynczych przypadkach tworzone są nawet listy, na których wyszczególnione i odpowiednio punktowane są różne zachowania (np. całowanie – 1 pkt, seks oralny – 3 pkt). Po kilku miesiącach takiego życia seks zaczyna zamieniać się w sport, który staje się nie celem, lecz środkiem. Nagroda za takie sportowe zwycięstwo? Na przykład szarfa ze zdjęciami dziewczyn i całonocne picie na koszt kolegów połączone z grą w piłkarzyki. Zresztą picie jest standardowym elementem każdej sytuacji na Erasmusie – bo niemal wszystko odbywa się pod wpływem alkoholu. I nie tylko niego. Ja, przez pół roku na wymianie na Węgrzech, ani razu nie zetknąłem się z... brakiem marihuany na imprezie.
CIEMNA STRONA MOCY
Większość uczestników studenckiego programu ma świadomość, że erasmusowe emocje są wyłącznie ulotnym dymem, że chodzi o seks tu i teraz, a erasmusowa „miłość ” nie należy do najtrwalszych. Wyjazd, który sam przeżyłem, zakończył się wśród setki moich znajomych jedynie czterema w miarę trwałymi parami: o dziwo wszystkimi włosko–francuskimi. Pół roku później sprawdziłem, co u nich słychać. Tylko Annalisa i Guillaume wciąż są razem i mieszkają wspólnie w Paryżu. Za to Paolo rzucił Marie, Lorenzo rozstał się z Montze, zaś David z Camille. Ale to nie największy problem Davida. Jeszcze na wymianie, mimo „związku” z Camille, podjął grę z najładniejszą polską studentką w Budapeszcie, Joanną. Po dwóch miesiącach gierek wreszcie się z nią przespał, a potem oświadczył jej, że choć było miło, to czas się pożegnać. Joanna nie mogła mu tego wybaczyć przez kolejne trzy miesiące. Piękna Polka zasypywał a go mejlami, SMS–ami i wiadomościami na fejsbuku, w których obelgi, jakim to jest „cazzo” i „cretino”, mieszały się z kolejnymi wyznaniami miłości. Lecz mogło to się skończyć dużo gorzej... Do dziś nie jest rozwiązana głośna sprawa zabójstwa brytyjskiej studentki Erasmusa Meredith Kercher. W 2007 roku przebywająca we włoskiej Perugii dziewczyna odmówiła swej współlokatorce, studentce z USA Amandzie Knox, oraz jej dwóm przyjaciołom udziału w pijackiej orgii. Będący pod wpływem narkotyków i alkoholu studenci poderżnęli Kercher gardło. Chociaż tak naprawdę do dziś nie wiadomo, co się tam dokładnie.
POKOLENIE ERASMUSA
O ciemnej, podlewanej alkoholem, otumanionej oparami marihuany i epatującej seksem rzeczywistości Erasmusa mówi się jednak rzadko. I dobrze, bo jednak pozytywów jest dużo więcej. I nie chodzi tylko o rodzące się tu i ówdzie „erasmusowe” dzieci. W Europie już mówi się o „Pokoleniu Erasmusa” – otwartych, pozbawionych rasowych i narodowościowych uprzedzeń ludziach, którzy w młodości rozszerzyli swoje horyzonty podczas studenckiej wymiany, a wkrótce, już dojrzali, zaczną obejmować władzę w coraz bardziej zjednoczonej Unii.
– Za 15, 20 lat Europą będą kierować zupełnie inaczej ukształtowani liderzy niż ci, których mamy dzisiaj. Będzie mniej sporów o sprawy krajowe, a więcej europejskiej jedności – ocenia niemiecki politolog prof. Stefan Wolff.
Ciekawe, czy któryś z przyszłych liderów Europy będzie chciał opowiadać o międzynarodowym balowaniu, pijaństwie oraz seksimprezach, w których uczestniczył podczas „Orgazmusa”? Raczej nie. W końcu najważniejsza zasada uczestników tego programu, którą w tym artykule złamałem tylko częściowo, brzmi: „Co wydarzył o się na Erasmusie, zostaje na Erasmusie”.
JESZCZE WIĘCEJ ORGAZMUSÓW!
Pod koniec 2013 r. ministrowie krajów Unii Europejskiej zatwierdzili w Brukseli nowy budżet programu Erasmus. W rozszerzony projekt od 2014 do 2020 roku będzie zainwestowanych aż 14,7 mld euro, a na erasmusowe edukacyjne sekswymiany pojedzie ponad 4 mln młodych ludzi z całej UE. Hurrrrra!
artykuł pochodzi z magazynu CKM 2/2014