Artysta zaliczania – nasza autorka przetestowała umiejętności zawodowego trenera podrywu

Jak poderwać nieznajomą i przespać się z nią jeszcze tego samego dnia? Najlepszy w te klocki jest pewien Amerykanin, który zaciągnął do łóżka ponad 900 nowo poznanych kobiet! Latem przyleciał do Polski, a autorka naszego artykułu stała się jego numerem 920...
iStock-585598360.jpg

Mam 35 lat i jestem tzw. singielką z wyboru, bez dzieci. Kocham życie, odcinam kupony od młodości w parze z niezależnością. Więc bez bagażu, na szpilkach, w centrum Warszawy, badam zjawisko, jakim są różnice w powodach, dla których chodzimy ze sobą do łóżka. Dlatego, gdy na kilka letnich tygodni do Warszawy zawitała seksualna gwiazda: JMULV – amerykański „dating coach” (po polsku: „trener podrywania”), który reklamuje się, że bez trudu przekonuje kobiety, aby w kilka godzin od poznania poszły z nim do łóżka – musiałam sprawdzić, czy na mnie podziała tak samo!

Artysta podrywu
JMULV to skrót od John Mulvehill. Ma 34 lata (chociaż na Tinderze pisze, ze tylko 30) i wychował się w USA, ale jego ojciec jest Irlandczykiem, zaś matka ma polskie korzenie, wiec często żartuje, że we krwi ma podwójna słabość do alkoholu. Na swojej stronie internetowej przyznaje, że do czasu, gdy poszedł na studia, był bardzo nieśmiały i obawiał się kontaktów z kobietami. Przed studiami ani razu nie całował się z dziewczyną! Ale potem się przełamał i zaczął wyczynowo podrywać kobiety – najpierw dla „sportu”, a następnie po to, aby za odpowiednią opłatą uczyć swoich metod nieśmiałych mężczyzn. […] Obecnie John Mulvehill sam siebie nazywa „artystą podrywania”, a jego oficjalny i wiarygodny wynik to zaliczony seks z ponad 900 kobietami na całym świecie. Ja byłam jego numerem 920.

Mistrz rozmowy
John jest wysoki, ale średnio zbudowany. Nie ma atletycznej sylwetki, ma za to okrągłą twarz i pełne policzki, które maskuje tygodniowym zarostem. Przyszedł ubrany niechlujnie: dżinsy, zużyte mokasyny, bezrękawnik. Pomyślałam: „To chyba żart, że chce mnie sobą zainteresować!”. Okazało się jednak, że jest błyskotliwy, dowcipny i naturalny. Miałam wrażenie, ze mówi dokładnie to co myśli, ale jednocześnie lekko i z humorem, nawet jeśli były to soczyste kawałki o seksie. Wygłupiał się, nie przejmując się otoczeniem. To było irytujące. Ale też sexy. Tak jak sam doradza w filmach szkoleniowych, rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Mówił to, co mu przyszło do głowy, nie przejmując się moją opinią, ale kulturalnie i bez chamskich podtekstów. Nie gadał, że jestem piękna, pominął cały ten neonowy szajs, za to w nienachlany sposób zaproponował pójście do jego apartamentu.

Spodobało mi się to, że jego głównym argumentem była... klimatyzacja. Było wtedy bardzo gorąco – ponad 30 ºC – i nie mogłam przestać myśleć o odrobinie chłodu na skórze. Dobry miał pomysł, prawda?

To był tylko fragment tekstu o umiejętnościach amerykańskiego artysty podrywu. Resztę przeczytasz tylko w nowym, październikowym numerze CKM – już w sprzedaży!

CKM_10_18.jpg

Kup CKM przez internet: zamawiając prenumeratę na cały rok dostaniesz dwa numery za darmo i dodatkowy prezent gratis. KLIKNIJ TUTAJ.


Dodał(a): Elżbieta Michalec/ fot. istockphoto.com Piątek 12.10.2018