Zielony potwór

W RUCHU

Możliwości tej legendy sprawdzam na ulicach miasta leżącego na 48 wzgórzach. To oznacza strome spadki i karkołomne podjazdy. Takie ukształtowanie terenu to idealny plac do zabaw z V8 — potężny silnik ma dosyć mocy na ekstremalnie szybką wspinaczkę, a zjazdy to już zabawa dla kaskaderów. Ustawiasz się na ulicy pochylonej o kilkadziesiąt stopni, typowej dla San Francisco, i ruszasz. Opony o rozmiarze 235/50 palą się, tył przesuwa się w lewo i prawo. Start na maksymalnie pochyłej drodze przypomina odpalenie podtlenku azotu. Przyspieszenie jest wtedy porównywalne z wozami o mocy ponad 500 KM. Ale nawet na płaskim terenie 315–konny Bullitt nie ma powodów do wstydu. W końcu nieco ponad 5 sekund do pierwszej setki to naprawdę powalający wynik. A ile to maleństwo pociągnie? Przez jakiś czas szukam prostego odcinka drogi. Jest. Rozglądam się. Dookoła nie widać policji, natężenie ruchu jest niewielkie. A więc prawy pedał do podłogi! Po krótkiej chwili przekraczam 150 mil na godzinę (ponad 240 km/h). Jeśli dorwie mnie glina, skończę w pierdlu z dożywotnim wyrokiem. Nie próbujcie takich rzeczy! Zwalniam i przemieszczam się na północ miasta, w stronę Lombard Street. Jeśli nie widziałeś tej ulicy, nie wiesz, jak kręta może być droga. Asfalt wije się tu niczym maksymalnie wkurzony grzechotnik. Zaczynam się bać! Dlaczego? Bo prawdziwe fury z USA po prostu nie skręcają! Pojęcia „amerykański wóz” i „zakręt” nienawidzą się bardziej niż Palestyńczycy i Żydzi.

KRĘTE ŚCIEŻKI

Pamiętając o tym, a także wspominając doświadczenia z seryjnymi Mustangami, wchodzę w łuki z prędkością nie większą niż... 1 mila na godzinę. Niezrozumiałe? Połączenie mocnego silnika z tylnym napędem i zawieszeniem zbliżonym do... dostawczych samochodów z Bloku Wschodniego to zabójcza mieszanka. Tak, tak — we współczesnych modelach Ford zastosował sztywną tylną oś, czyli patent staroświecki jak pisanie na glinianych tablicach.

Prowadzenie takiego nowoczesnego sportowca podskakującego w pikapowej manierze jest wyzwaniem dla szaleńców na miarę McQueena. Technika jazdy czymś takim jest kombinacją desperacji i wiary w Najwyższego: wchodzisz w zakręt, rozpaczliwie kontrujesz nieprzewidywalną nadsterowność i odmawiasz modlitwę. To wszystko najlepiej robić z zamkniętymi oczami. Na szczęście w Bullittowej edycji jest lepiej — Ford przekonstruował zawieszenie Mustanga, a do tego dołożył szperę (rodzaj mechanizmu różnicowego). Efekt? W porównaniu ze zwykłą wersją ten Mustang jest bogiem! Oczywiście do Porsche albo BMW w zakrętach wiele mu brakuje, ale nie ma co kręcić nosem. Efektu podskakiwania nie udało się zlikwidować, ale w sumie wóz prowadzi się rewelacyjnie. Wisienką na torcie są ulepszone hamulce. Czegóż chcieć więcej? Drogi Fordzie — tak od początku powinien wyglądać układ jezdny każdego Mustanga!

LEGENDA Z KOPEM

Po ekscytujących kilku godzinach zatrzymuję się w pobliżu mostu Golden Gate i mam wreszcie chwilę na to, aby pomyśleć — do tej pory wszystko działo się zbyt szybko. A więc po kolei. Czy są wozy lepsze i bardziej wyrafinowane od Bullitta? Pewnie. Zwłaszcza europejskie. Tutaj bez problemu kupisz sportowe cacko doskonale wyposażone i... ekonomiczne. Bullitt nie jest ani doskonale wyposażony, ani doskonale ekonomiczny. W dodatku brakuje mu tryliarda elektronicznych systemów, które sprawiają, że nawet gimnazjalistka poprowadzi Mercedesa. Ten Mustang jest prostym autem dla prostych chłopaków, którzy lubią sobie pośmigać i spocić się podczas prowadzenia wozu. W dodatku spokojnie można załadować do bagażnika cztery kegi Heinekena, a do kabiny pół tuzina chętnych lasek. 315 KM wystarczy, żeby poczuły się dopieszczone. Najfajniejsze jest jednak to, że w amerykańskim salonie tę furkę będziesz już miał za równowartość 80 tys. złotych. Za taką kwotę w Polsce dostaniesz Opla Astrę ze 120-konnym dieslem. A tylnonapędowe coupé BMW o mocy podobnej do Mustanga (dokładnie — 306 KM) kosztować cię będzie grubo ponad 200 tys. złotych. I co za to dostaniesz? Doskonałość. Bullittowi daleko do doskonałości. Bullitt jest zwykłą, brutalną fabryką adrenaliny. Oraz legendą. Legendą, która potrafi cię kopnąć w zadek. Zwłaszcza na szybkim zakręcie.

O co chodzi w filmie z 1968 r. w reżyserii Petera Yatesa?

Twardy glina Frank Bullitt (Steve McQueen) chroni świadka, który ma zeznawać przeciwko mafii. Informator zostaje zabity, a Bullitt wpada na trop afery, w którą zamieszani są skorumpowani policjanci i wpływowy senator. Od tego momentu detektyw ma przekopane.

Zielony potwór

Oglądając film „Bullitt”, można się masturbować, patrząc na Mustanga GT–390 Fastback, rocznik 1968. Wóz pomalowany jest na kolor górskiej zieleni (highland green), dokładnie taki, jak w przypadku jego następcy. Pod maską znajduje się silnik o pojemności 389,6 cala sześciennego, czyli 6,4 l. W filmowym pościgu ten wóz mierzy się z Dodge’em Chargerem R/T 440 Magnum, rocznik 1968 w kolorze smokingowej czerni (tuxedo black). Jeśli potrafisz jednoznacznie stwierdzić, które z tych aut jest piękniejsze i bardziej stylowe, jesteś geniuszem!


Dodał(a): Michał Jośko Poniedziałek 11.04.2011